Sztuka relaksu – czyli co zrobić, żeby nie dać się zwariować…
9 czerwca 2010
Dar
12 czerwca 2010
Pokaż wszystkie

Bajka dla Robocika

Dawno temu, w odległym systemie planetarnym, mieszkał sobie mały robocik. Był zwykłym robotem, jak ich wiele na każdej ulicy, robociego państwa. Jak co dzień wieczorem, robocik, wyczyścił swoje podzespoły, naoliwił ruchome elementy, aby nie uległy szybkiemu zatarciu, wypił szklankę oleju silnikowego na kolację i czym prędzej wsunął się do swojego posłania. Dopiero teraz mógł zawołać swoją Mamę.

– Mamo! Jestem już w łóżku! Możesz już przyjść i opowiedzieć mi bajkę!

Robocik uwielbiał bajki, które Mama opowiadała mu przed snem. Lubił słuchać o wojnach robotów, o przyjaźniach między maszynami i duchami, o smokach, o dzielnych rycerzach i pięknych księżniczkach. Jednak najbardziej lubił opowieści o zwierzętach. Sam nie wiedział dlaczego. Być może dlatego, że na ich planecie, żadne zwierzę nie żyło i robocik, jak wiele innych robotów, nie miał pojęcia, czy w ogóle istnieją. Być może są one jedynie wytworem bujnej wyobraźni robocich matek.

Mama, usłyszawszy niecierpliwą prośbę swej pociechy, szybko dokończyła rozpoczęte prace kuchenne, wytarła ręce w ścierkę i czym prędzej udała się do dziecięcej sypialni.

Gdy weszła, ku swemu zaskoczeniu, ujrzała, że jej synek posprzątał wszystkie zabawki, którymi się bawił wieczorem, poukładał wizjoksiążki i kompozeszysty na swoim miejscu, na biurku. Teraz wyczyszczony i lśniący, leżał dumnie się uśmiechając, na swoim posłaniu.

Mama podeszła bliżej, usiadła na siedzisku tuż obok posłania syna. Uśmiechnęła się do niego bardzo szeroko, ukazując swoje równe, lśniące metalicznym blaskiem zęby. Wzięła głębszy oddech i rozpoczęła swoją opowieść.

Znała dobrze gust swojego dziecka i wiedziała jakie bajki lubi najbardziej. Chcąc zrobić mu przyjemność zaczęła swoją „zwierzęcą” opowieść.

Jej głos był miękki i ciepły i gdyby nie drobna metaliczna nuta, wcale nie można by powiedzieć, że jego właścicielką jest robot. A już na pewno, mało kto mógłby powiedzieć, że jest to głos robota kuchennego.

Mama zaczęła swoją opowieść, a brzmiała ona tak:

Daleko, daleko stąd, na Kolorowej Planecie, żył sobie mały zielony piesek z czerwonym noskiem i pomarańczowymi uszami i ogonkiem. Piesek ten wabił się Azor, był wesołym i lubiącym zabawy szczeniakiem. Codziennie spędzał godziny na zabawie na świeżym powietrzu. Biegał po okolicznych łąkach, parkach, czasem zapuszczał się nawet do pobliskiego lasu. Jednak zawsze pojawiał się w domu, o godzinie siedemnastej. O tej porze wracała z pracy jego ukochana Pani.

Pani często, bawiła się z Azorem, często głaskała go lub czesała jego zieloną sierść. Często dawała mu również przysmaki. A największym przysmakiem Azora były oczywiście kości.

Tego właśnie dnia Azor dostał pachnącą, soczystą i przede wszystkim olbrzymią kość. I nie byłby sobą, gdyby od razu nie pobiegł do ogrodu, aby tę kość zakopać. Znalazł odpowiednie miejsce i zaczął kopanie, a ponieważ kość była bardzo duża, więc i duł musiał mieć duże rozmiary. Kiedy skończył kopania, delikatnie ułożył kość na dnie dołka i zaczął ją zakopywać. Potem udeptał miejsce zakopania swojego skarbu, pokręcił się kilka razy wkoło, oznaczył teren i wrócił do domu. Praca ta bardzo go wyczerpała, więc od razu udał się do swojego posłania i nie minęło kilka minut, gdy mały zielony piesek z czerwonym noskiem i pomarańczowymi uszami i ogonkiem, spał jak suseł.

Tymczasem Jego Pani, zauważyła, że jej ulubiona, najpiękniejsza róża, została brutalnie wyrwana z korzeniami i zniszczona. Nie trzeba było wiele się zastanawiać, aby zorientować się, kto jest za to odpowiedzialny. Zdenerwowana, wróciła do domu i czym prędzej odszukała Azora.

Natychmiast obudziła go i głośno krzycząc dała mu do zrozumienia, jak bardzo się na niego gniewa.

Zielony piesek z czerwonym nosem i pomarańczowymi uszami i ogonkiem, bardzo długo zastanawiał się, co mógłby zrobić, aby przeprosić swoją Panią. Nie spał przez prawie pół nocy. Cały czas rozmyślał i w końcu wpadł na genialny pomysł. Zamerdał pomarańczowym ogonkiem, powachlował pomarańczowymi uszami i czym prędzej wybiegł z domu.

Kiedy Jego Pani, wstała rano, aby wyszykować się do pracy, Azor był już gotowy. Czekał na nią merdając pomarańczowym ogonkiem i uśmiechając się do niej. Jego Pani zastanawiała się „co się z nim dzieje”. „Jest jakiś dziwny – myślała – jakiś taki radosny, jakby już zapomniał, co zrobił wczoraj i jaką za to dostał reprymendę”.

Pani weszła do łazienki, aby się umyć, jednak ,kiedy wyjrzała przez okno, zupełnie zapomniała o myciu. Wybiegła do ogrodu i stanęła jak wryta. Złapała się za głowę i tylko przyglądała się swojemu ogrodowi. A raczej temu co z niego zostało. Ogród bowiem wyglądał jak pobojowisko. Wszystko było rozkopane, wszędzie leżały resztki powykopywanych i połamanych roślin, które z takim wysiłkiem wsadziła i o które dbała przez całe miesiące. Jej ogród został zniszczony i to całkowicie. Wściekła wróciła do domu z zamiarem, zrobienia Azorowi takiej afery, że przez tydzień z budy nie wystawi swojego czerwonego nosa. I gdy już miała otworzyć usta, aby na niego nakrzyczeć, coś przykuło jej wzrok.

W kuchni, na samym środku podłogi leżał usypany, olbrzymi stos kości. Obok stosu siedział zadowolony z siebie Azor z wywalonym językiem i miną, z której jego Pani bez najmniejszego wysiłku odczytała wiadomość. Ta wiadomość brzmiała: „To dla ciebie, tylko się już nie gniewaj. Wszystkie moje skarby, jakie posiadałem z chęcią oddam, abyś się przestała na mnie gniewać”.

Kiedy Pani to zobaczyła, przestała się złościć. Podeszła do swojego zielonego pieska z czerwonym noskiem, pomarańczowymi uszami i ogonem, i bardzo mocno przytuliła.

Od tej pory Azor i jego Pani kochali się jeszcze bardziej niż dotychczas. Od tej pory byli wielkimi przyjaciółmi.

I żyli długo i szczęśliwie.

W ten sposób mama zakończyła swoją opowieść. Mały Robocik przetarł zaspane wizjery, ziewnął głośno, po czym odwrócił się frontem do ściany, zwinął w kokon i chwilę potem zasnął.

Mama pocałowała go na dobranoc w główkę, okryła ciepłą kołderką i wyszła do kuchni, aby dokończyć swoje prace. Ciężko pracując zastanawiała się nad tym, jaką bajkę wymyśli na jutrzejszy wieczór. W głowie zaczęły jej się układać kolejne przepiękne historie, o zwierzątkach, o królewnach, o robocich służących i czarodziejskich wróżkach.

Mama uśmiechnęła się do siebie. Sama nie mogła doczekać się jutrzejszego wieczoru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnienia Dla Niedowidzących