Trutu-tutu piłka z drutu
8 czerwca 2012
Bajka na Dzień Ojca
22 czerwca 2012
Pokaż wszystkie

Sny i inne takie

Cześć dzieciaki. To znowu ja, Trąbal-Bombal we własnej osobie. Zastanawialiście się może po co kładziemy się spać? Ja ciągle o tym myślę. Przecież gdybyśmy nie spali to mielibyśmy dużo więcej czasu na zabawę. No ale sen jest nam bardzo potrzebny. Po pierwsze dlatego, że podczas snu nasze ciała i umysły odpoczywają, a nawet regenerują się. Często kładziemy się zmęczeni, a wstajemy jak nowo narodzeni, mając ogromne porcje energii.

Drugą ważną rzeczą jest to, że w czasie kiedy śpimy w naszych umysłach przeżywamy niezwykłe przygody. Ci, którzy potrafią te przygody zapamiętać są prawdziwymi szczęściarzami, gdyż we śnie możemy robić niemal wszystko. Możemy być bogatsi i piękniejsi niż jesteśmy w rzeczywistości. Możemy mieć więcej siły, być bardziej wysportowani. Czasem możemy robić rzeczy, które w prawdziwym świecie nie są możliwe, jak choćby latanie, czy pływanie w głębinach oceanów.

Niektórzy naukowcy sądzą, że na podstawie snów można przewidywać przyszłość.

Dziś opowiem wam o jednym z moich snów. Chcecie posłuchać? No to zapraszam do słuchania.

Był późny wieczór. Tego dnia wraz z tatą Stanisławem-Słonisławem pracowaliśmy w ogrodzie. To znaczy, że tata pracował, a ja mu pomagałem. Na wieczór byłem tak zmęczony, że na nic nie miałem ochoty. Wykąpałem się jedynie, zjadłem kolację i położyłem się spać. Nim mama, Kachna-Grubachna zdążyła przeczytać mi jedną z bajek o ludziach i ich przygodach (my słonie mamy bajki o ludziach, tak jak wy macie bajki o nas), spałem już w najlepsze. Sam nie wiem jak udało mi się usnąć tak szybko. Wydawało się, że tylko zamknąłem oczy i już spałem. Zaraz też pojawił się sen.

Początkowo sen był bardzo kolorowy. Znajdowałem się na wielkiej, tętniącej życiem łące. Dookoła mnie znajdowały się niezliczone kwiaty i trawy. Wszystko pachniało i bzyczało za sprawą fruwających dookoła owadów: pszczół, trzmieli, os, much, komarów, motyli, ważek i wielu innych, których nawet nie potrafię nazwać. Dostrzegłem, że jest południe, gdyż słońce znajdowało się w swym najwyższym położeniu. Świeciło mocno, sprawiając, że cały otaczający mnie świat zwolnił, jakby rozleniwiony panującym upałem.

Kiedy o tym pomyślałem, nagle zerwał się delikatny wiaterek. Od razu zrobiło się znacznie przyjemniej. Do moich uszu dolatywał szum rozkołysanych traw. Wciągałem świeże powietrze przez trąbę, oddychając głęboko i wyłapując porywane przez wiatr różnorodne zapachy.

W pewnym momencie poczułem, że powietrze zrobiło się znacznie wilgotniejsze. Uniosłem głowę, aby upewnić się, czy nad łąką nie pojawiły się burzowe chmury. Nie dostrzegłem jednak nawet najmniejszego obłoczka. Spojrzałem znów przed siebie i zdziwiłem się. Przede mną nie było już łąki. Stałem na brzegu wielkiego jeziora. Promienie słońca odbijały się od jego powierzchni kołysanej podmuchami wiatru. Kilkadziesiąt metrów dalej ujrzałem niewielki drewniany pomost. Od razu skierowałem się w jego kierunku. Szedłem powoli podziwiając żaby ukryte w szuwarach oraz niezliczone, maleńkie rybki pływające przy samej powierzchni wody.

Wszedłem na pomost. Trochę się kołysał kiedy po nim stąpałem, jednak coś mi mówiło, że wytrzyma mój ciężar. Powoli, krok za krokiem dotarłem do samego końca. Usiadłem i spuściłem nogi, aby zanurzyć je w wodzie. Była przyjemnie chłodna. Orzeźwiająca. Spojrzałem w dół, aby ocenić jej głębokość. Mimo, że woda była niemal krystalicznie czysta, nie widziałem dna. Jedynie ławice ryb pływające dookoła moich nóg.

Ryb było tak wiele, że nagle w mojej głowie zrodził się pomysł, aby złapać kilka na kolację. W tej samej chwili w mym ręku zmaterializował się kij. Była to długa wędka z mocną żyłką. Na jej końcu znajdował się sporych rozmiarów haczyk, a po haczyku pełzał mały różowy robak. Trochę było mi go żal, że będzie stanowił przynętę dla ryb, jednak zamachnąłem się z całej siły i zarzuciłem wędkę. W oddali ujrzałem plusk wpadającego do wody haczyka. Czekałem na branie.

Prażące słońce, delikatny wietrzyk i wilgotna bryza znad jeziora. Wszystko to razem, sprawiło, że poczułem się senny. Na moment zamknąłem oczy. Miałem je zamknięte przez ułamek sekundy. Mimo to, kiedy je otworzyłem, wszystko było już inne. Wszystko było odmienione.

Nie siedziałem już na drewnianym pomoście. Zamiast twardych desek, miałem pod pupą mięciutki różowy obłoczek. Cały otaczający mnie świat nabrał różowo-fioletowych odcieni. Jezioro… hmm, jakie jezioro? Tu nie było żadnego jeziora.

Siedziałem na swoim obłoczku i z każdą chwilą unosiłem się coraz wyżej i wyżej. W końcu dotarłem tak wysoko, że znajdowałem się wyżej niż księżyc. Ku memu wielkiemu zdziwieniu, ujrzałem całe roje maleńkich, mrugających gwiazdeczek, które bawiły się w berka. Ganiały się nawzajem, głośno przy tym chichocząc. Ich harce wyglądały przezabawnie. Gdybym potrafił latać przyłączyłbym się do tej zabawy.

Nagle uświadomiłem sobie, że nadal trzymam w ręku wędkę. Podniosłem ją do góry. Obejrzałem haczyk. Jednak po robaczku nie było nawet śladu. Miałem nadzieję, że umknął przed żarłocznymi rybami. Włożyłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem z niej niewielki, zawinięty w srebrny papierek, cukierek. Zawiesiłem go na haczyku i zarzuciłem wędkę. Nie upłynęła minuta, gdy spławik zaczął opadać gwałtownie w dół, a końcem wędki poruszały delikatne szarpnięcia. Podciągnąłem wędkę do góry, i powoli zacząłem zwijać żyłkę. Uważnie wypatrywałem swojej zdobyczy. Najpierw ujrzałem spławik, a potem, w miejscu gdzie powinien znajdować się haczyk wraz z zawieszonym na nim cukierkiem-przynętą, zobaczyłem migającą gwiazdeczkę.

Ucieszyłem się na jej widok. To był najlepszy połów w moim życiu. Gwiazdeczka również się uśmiechnęła. Przyglądaliśmy się sobie nawzajem, po czym gwiazdeczka, nagle i niespodziewanie przemówiła do mnie:

– Witaj nieznajomy. Nazywają mnie Gwiazdeczka-Mróweczka, bo jestem bardzo małą gwiazdką. A ty, jak masz imię i co tu porabiasz?

– Jestem słoń Trąbal-Bombal i właśnie łowię sobie gwiazdeczki, aby się z nimi zaprzyjaźnić.

– To masz szczęście, bo właśnie złowiłeś mnie. Czy to oznacza, że teraz jesteśmy już przyjaciółmi?

Pokiwałem głową, a ona wyraźnie ucieszyła się z tego i powiedziała:

– Przyłóż mnie do swojego serca, a zostanę z tobą na zawsze.

Trochę mnie zdziwiła ta propozycja, jednak zrobiłem to o co poprosiła. Przyłożyłem ją do swojego serducha, a wtedy Gwiazdeczka-Mróweczka przykleiła się do mojej skóry i została tam niczym tatuaż.

W pewnym momencie ponownie otworzyłem oczy. Znowu siedziałem na drewnianym pomoście. Moje nogi zwisały zanurzone w wodzie. Co jakiś czas jedną z nich próbowała podgryzać któraś z ryb. Odłożyłem wędkę, która natychmiast zniknęła. Pozostał jedynie różowy robak, który spełznąwszy z haczyka szybko oddalał się w stronę zarośli. Pomachałem mu na dowidzenia, zadowolony, że nic mu się nie stało.

Wstałem na nogi i powoli zszedłem z pomostu. Przez chwilę szedłem brzegiem jeziora i słuchałem kumkania żab. Nagle kumkanie ucichło. Zostało zastąpione odgłosami bzyczenia. Rozejrzałem się dookoła. Stałem na samym środku kwitnącej łąki. Po jeziorze nie było najmniejszego śladu. Wszędzie tylko kwiatki, trawy i bzykające owady. Wszystko falowało na wietrze.

W pewnym momencie wiatr ucichł tak nagle, jak się pojawił. Słońce prażyło, że aż kropelki potu pojawiły się na czubku mojej trąby. Obróciłem się dookoła spoglądając wokół. Chciałem uchwycić ten obraz, aby zapamiętać go na zawsze. Wiedziałem, że zaraz się obudzę. Spojrzałem jeszcze na swoją pierś. Zobaczyłem tam maleńką żółciutką gwiazdeczkę. Wyglądała jakby mieniła się różnymi odcieniami od barwy złota, po cudowny cytrynowy kolor. Wtem Gwiazdeczka-Mróweczka mrugnęła i odezwała się do mnie:

– Masz jeszcze jednego cukierka?

Sięgnąłem do kieszeni i oddałem jej ostatni smakołyk.

W tym momencie mój sen się zakończył. Po raz kolejny otworzyłem oczy. Tym razem leżałem w swojej pościeli, we własnym łóżku. Dookoła znajdowały się znajome ściany mojego pokoju. Jedynie Gwiazdeczki nie było tam, gdzie być powinna. Trochę było mi żal, że jej ze mną nie ma. Jednak gdzieś głęboko pod sercem, czuję jej obecność. Myślę, że nasza przyjaźń będzie bardzo, bardzo długa. Przecież mamy przed sobą niezliczone noce i niezliczone sny.

Tak zakończył się mój przedziwny sen. Zastanawiam się, jaką przyszłość naukowcy mogliby wywróżyć mi na podstawie takiego snu? Może, że zostanę rybakiem? A może, łowcą gwiazd? A może słoniem, który opowiada przedziwne opowieści? Któż to wie?

Życzę wam dzieciaczki dobrej nocki i kolorowych snów.

Pa-pa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnienia Dla Niedowidzących