Start odnowionej strony internetowej
3 maja 2016
7 lat
10 maja 2016
Pokaż wszystkie

Cześć dzieciaki. Moja siostra Irmina-Słonina, czasem bardzo mnie wkurza i powoduje, że mam jej po czubki kłów. Jednak czasami wzbudza we mnie opiekuńcze instynkty, sprawiając, że rodzi się we mnie super-brat-opiekun. Zresztą posłuchajcie co się wydarzyło, a sami wszystko zrozumiecie.

Pamiętacie chyba, że moja mama Kachna-Grubachna jest w ciąży i wkrótce nasza rodzina się powiększy. Opowiadałem wam o tym, jak bardzo chciałem, żeby tym razem urodził się braciszek, jednak wszystko wskazuje na to, że będzie to kolejna dziewczyna. A przecież już mam siostrę. Myślę, że jedna w zupełności wystarczy. Ciągle tylko na mnie skarży lub psuje moje budowle z klocków. Czasami tak mnie wkurza, że mam ochotę złapać ja za trąbę i zawiązać na niej pięćdziesiąt supłów. Dzisiaj rano też się na nią wkurzyłem.

Po śniadaniu wpadłem na pomysł, że zbuduję z klocków statek kosmiczny, taki, jakim lata Supersłoń, mój ulubiony bohater z komiksów. Zajęło mi prawie dwie godziny, aby dopracować go w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Statek miał wysuwane podwozie, otwierany szyberdach, ruchome wieżyczki strzelnicze, samostrzelne torpedy, oraz niebieskie silniki plazmowe. Jednym słowem był świetny. Już miałem zamiar wyruszyć swoim nowym statkiem na podbój kosmosu, gdy nagle usłyszałem wołanie mamy. Okazało się, że mama potrzebowała kilku składników na obiad, no i musiałem pójść do pobliskiego sklepu pana Hipopotama aby je kupić. Zrobiłem to niechętnie, ale przecież trzeba pomagać swoim rodzicom, a zwłaszcza mamom, które są w ciąży. Poszedłem więc z siatką na zakupy. Nie było mnie jakieś pół godziny. A kiedy wróciłem od razu pobiegłem na górę do swojego pokoju, aby kontynuować zabawę statkiem kosmicznym. Jakiż byłem zaskoczony, kiedy w swoim pokoju zastałem Irminę-Słoninę. W najlepsze siedziała sobie na podłodze i bawiła się moimi klockami.

– Co robisz w moim pokoju?! – zapytałem.

– Nic! – odpowiedziała zaskoczona. Zauważyłem, że próbowała ukryć coś za plecami.

– Co tam chowasz?! – zaczynałem się denerwować.

– Nic! – z uporem odpowiedziała moja siostrzyczka.

– Oddaj to co masz za plecami! – powiedziałem stanowczo.

– Co? – zapytała z miną aniołka.

– To co przede mną ukrywasz! – nie znoszę, kiedy zachowuje się w ten sposób. Najpierw robi coś głupiego, a potem udaje, że nie miała z tym nic wspólnego. – Pokaż to co masz za plecami! – krzyknąłem na nią. – A najlepiej, to idź do swojego pokoju! Nikt cię tu nie zapraszał!

W końcu Irmina spuściła głowę, wyjęła kończynę zza pleców i podsunęła jej zawartość pod moją trąbę. Trzymała mój statek kosmiczny. Jednak, kiedy go zobaczyłem, omal nie wypuściłem pary uszami. Moje dopracowane do najmniejszego szczególiku dzieło, wyglądało okropnie. Irmina-Słonina poprzyczepiała do skrzydeł kolorowe kwiatuszki, upstrzyła go jakimiś kolorowymi klockami, tak, że wyglądał niczym świetlna dekoracja dyskoteki. Najgorsze było jednak to, że mój ukochany Supersłoń, siedzący za sterami statku, na głowie, zamiast hełmu, miał kolorową czapeczkę klowna. Tego było już za wiele. Wściekłem się i wypędziłem Irminę-Słoninę do swojego pokoju. Całe pięć minut zajęło mi naprawianie szkód, które wprowadziła. Dopiero teraz mogłem się zacząć bawić. Kilka minut później pożałowałem, że nie ma ze mną Irminy. Mogłaby odegrać rolę wstrętnych mackowatych Marsjan, z którymi Supersłoń by się rozprawił. Zazwyczaj siostra świetnie się do tej roli nadawała. Jednak teraz musiałem poradzić sobie bez niej. Zabawa szybko mnie znudziła, więc odstawiłem swój statek na półkę, a sam zabrałem się za czytanie komiksu.

Po obiedzie poszedłem na trochę na podwórko, jednak zabawa bez kumpli, to nie zabawa. Wróciłem więc do domu i skierowałem się do swojego pokoju. Przechodząc obok drzwi do pokoju Irminy-Słoniny, usłyszałem ciche szlochanie. „Czyżby Irmina płakała?” – przebiegło mi przez myśl. – „Mam nadzieję, że to nie przeze mnie. Może trochę za bardzo na nią nawrzeszczałem?” Uchyliłem drzwi prowadzące do jej pokoju. Siedziała na swoim łóżku, z podkrążonymi, pełnymi łez oczyma i z zasmarkaną trąbą.

– Co się dzieje? – zapytałem.

– Odejdź! – odpowiedziała i odwróciła się plecami do drzwi. – Zostaw mnie w spokoju.

– Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałem. – powiedziałem, mając nadzieję, że w ten sposób choć odrobinę poprawię jej nastrój. – Trochę za bardzo się wkurzyłem o te kwiatki i czapkę klowna. Nie powinienem, był na ciebie krzyczeć. – podszedłem do niej i położyłem Trabę na jej głowie.

– Powiedziałam, żebyś zostawił mnie w spokoju! – krzyknęła i odsunęła się ode mnie.

– No, nie gniewaj się już na mnie! – krzyknąłem i zacząłem trąbą łaskotać ją za uszami, gdzie było jej najwrażliwsze miejsce.

– Hej! Nie łaskocz! – na jej twarzy na moment zagościł delikatny uśmiech. – Wcale nie chodzi o ciebie. – odpowiedziała ponownie poważniejąc.

– Nie o mnie?! – zdziwiłem się. – Kto śmiał dokuczać mojej siostrze. Przecież tylko ja mogę to robić.

– Nikt mi nie dokuczał! – odpowiedziała Irmina.

– Nie?! – jej odpowiedź mnie zaskoczyła. – To dlaczego beczysz?

Siostra nie chciała nic powiedzieć. Siedziała tylko na łóżku i gapiła się w okno. Musiałem dowiedzieć się o co chodziło. Ciekawość aż mnie zżerała od środka. Ona jednak była bardzo uparta. Dopiero gdy zagroziłem, że nie wyjdę z jej pokoju, dopóki, nie dowiem się o co chodzi, zaczęła mówić.

Sprawa okazała się znacznie poważniejsza niż sądziłem. Irmina-Słonina zwierzyła mi się, ze swoich obaw. Wiem, że to głupie, ale moja siostra jest jeszcze mała i nie wszystko rozumie. Ona wymyśliła sobie, że kiedy na świat przyjdzie nasze słoniątko, to rodzice przestaną kochać ją, a będą kochali tylko naszą młodszą siostrzyczkę.

– Nie bądź głupia. – odpowiedziałem może nie najdelikatniej dobierając słowa. – Przecież do tej pory nasi rodzice mieli nas dwoje i kochali nas jednakowo. Kochali po równo i ciebie i mnie. Nie pamiętam tego za dobrze, ale nie sądzę, aby po twoich narodzinach, rodzice mniej mnie kochali. Owszem maleństwu trzeba poświęcić dużo czasu i uwagi, zwłaszcza na początku, gdy jest takie delikatne, bezbronne i nie potrafi o siebie zadbać.

– A czy naszym rodzicom starczy tego kochania? – zapytała szlochając Irmina. – Bo teraz kochają siebie, i nas, a potem będą musieli jeszcze kochać Marysię.

– Nie wiem jak to jest z tym całym kochaniem, jednak zauważyłem, że rodzice mają jego niewyczerpalne zasoby. Nie wiem dokładnie, jak to się dzieje, ale wydaje mi się , że im więcej miłości dają nam, tym więcej jej mają w sobie. To tak jak z mackami Marsjan, jak się im jedną utnie to na jej miejsce zaraz wyrastają dwie następne.

– Naprawdę tak myślisz? – zapytała Irmina-Słonina. Już nie płakała. Spoglądała tylko na mnie jakby zastanawiając się, czy mówiłem jej prawdę czy nie.

– Możesz zapytać taty. On też czytał ten komiks i wie, że te macki odrastają…

– Trąbal! – przerwała mi w połowie słowa. – Pytałam, o miłość naszych rodziców!

– No jasne, że tak myślę. – odpowiedziałem z przekonaniem. – Ba, ja to wiem!

– I myślisz, że nie mam się czego obawiać? – zapytała niepewnie. – Myślisz, że rodzice się mnie nie pozbędą, kiedy urodzi się Marysia?

– Co też ci przyszło do głowy, siostra? Kto by ich tak rozśmieszał jak ty? Kto by im śpiewał te wszystkie piosenki? I kto by mi przyczepiał kwiatki do skrzydeł gwiezdnego krążownika?

Usiadłem obok siostry i mocno ja przytuliłem. Poczułem się jak najlepszy brat pod słońcem. Zrozumiałem, że choć niezbyt często to okazuję, to bardzo kocham swoją siostrzyczkę. Nawet jej psoty, jej głupie uwagi i ta jej denerwująca upartość, mają swój urok. „Gdyby nie siostra, moje życie byłoby znacznie mniej kolorowe!” – pomyślałem.

Po kolacji zaprosiłem Irminę do siebie. Pozwoliłem jej nawet aby ozdobiła mój statek kosmiczny kwiatuszkami, a nawet gwiazdeczkami. Tym razem sam wcieliłem się w rolę mackowatych Marsjan. Okazało się, że kwiatki to wprost idealna broń przeciwko tym wstrętnym kosmitom. Zabawa była świetna, a czasem bardzo śmieszna.

Teraz to nawet nie żałuję, że nasze maleństwo, będzie dziewczynką. Jeśli będzie choćby w połowie tak fajna jak Irmina-Słonina, to nie mam się czym martwić.

Życzę wam przyjemnych snów. I pamiętajcie, jeśli przyśnią się wam mackowaci Marsjanie, to strzelajcie w nich kwiatkami.

Pozdrawiam was gorąco.

Słoń Trąbal-Bombal Baloniasty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnienia Dla Niedowidzących