Gazeciarz
9 kwietnia 2011
Weź się do roboty
13 kwietnia 2011
Pokaż wszystkie

Weekend z tatą

To były wyjątkowe dwa dni. Często wyjeżdżam na różnego rodzaju szkolenia i delegacje. Wtedy moja żona Ania zajmuje się domem i dziećmi. Jest zdana wyłącznie na siebie. Nie ma wtedy wsparcia, a jednak świetnie sobie z tym radzi. W ten weekend sytuacja się odwróciła. To Ania pojechała na dwudniowe szkolenie, a ja zostałem z dziećmi. I teraz wiem, że nie jest to takie proste zadanie jak mogłoby się wydawać.

Zawsze starałem się utrzymywać dobry kontakt z dziećmi. Zawsze, też starałem się nie wykręcać od żadnych prac związanych z prowadzeniem domu. Toteż nie sądzę, aby znalazło się cokolwiek w domu z czym nie dałbym sobie rady. Jednak czym innym jest robić to gdy druga osoba jest tuż obok i można liczyć na jej wsparcie, a czym innym sytuacja, w której wszystko pozostaje na mojej głowie. Nareszcie zacząłem doceniać swoją żonę, która nigdy w podobnych sytuacjach się nie skarżyła i zawsze świetnie sobie ze wszystkim dawała radę. Dziękuję Ci Aniu.

A teraz opowiem wam o swoich przeżyciach ;-).

Pogoda w weekend nie dopisała. Było zimno i od czasu do czasu padał przelotny deszczyk. Toteż poza kilkoma wyjściami na dwór większość czasu zmuszeni byliśmy spędzić w domu. To pociągnęło za sobą konieczność zorganizowania dla dzieci jakiegoś zajęcia, żeby się nie nudziły. W wielu sytuacjach naprawdę brakowało mi już koncepcji, jednak jakoś sobie poradziliśmy.

W sumie, mogę uznać, że to doświadczenie było dla mnie swego rodzaju nauką i zakończyło sie dużym sukcesem. Być może jeszcze zbyt często puszczały mi nerwy i zanadto podnosiłem głos. Miało to miejsce zwłaszcza w sytuacjach gdy moje prośby, były totalnie ignorowane, jakby to co mówiłem, w ogóle nie zostało usłyszane. Ciężko było mi reagować wtedy spokojnie i mądrze. Czasem się udawało, a czasem kończyło się krzykiem. Na szczęście nie były to sytuacje częste.

Przez te dwa dni sporo czytałem dzieciom, sporo wspólnie rysowaliśmy, sporo się bawiliśmy. Dzieci właziły mi dosłownie na głowę, a ja nie szczędziłem im uścisków i łaskotek, co tak ich rozochociło do zabawy, że wprost nie mogłem się od nich opędzić. Po godzinie miałem już dosyć i ledwo żyłem ;-).

W sobotę wspólnie obejrzeliśmy bajkę i film dla dzieci. Natomiast w niedzielę przez sporą część dnia graliśmy we wspólne gry: monopol, żabki, atak piranii, warcaby i szachy. Urządziłem im również konkurs na rysunek dla mamy. Oczywiście bez zwycięscy i pokonanego. Był to konkurs na rysunek, który ucieszy mamę po powrocie. Obydwaj świetnie się spisali i sprawili mamie wiele radości.

Ogólnie dzieci były bardzo grzeczne i wspaniale się dogadywali zarówno ze mną jak i sami ze sobą. Największy kryzys mieliśmy w sobotni wieczór, gdy nadeszła pora kłaść się do łóżek. Najpierw moje prośby o przebranie się w pidżamy napotkały spory opór. Jednak po kilku namowach, w końcu udało się osiągnąć sukces. Gorzej było z zagonieniem ich do łóżek. Tu moja cierpliwość została nadwątlona i kilka razy podniosłem głos. Mimo to nadal nie osiągnąłem tego o co prosiłem, czyli dzieci leżących w łóżkach. Dałem im więc możliwość wykazania się. Powiedziałem, że jak będą już leżały w łóżkach to mogą mnie zawołać, a wtedy przeczytam im książeczkę i opowiem bajkę. Zamiast pożądanego efektu uzyskałem jeszcze większe rozprężenie.

Gdzie popełniłem błąd? Być może nie dałem im konkretnej informacji dotyczącej czasu jaki maja na wykonanie zadania. W każdym razie zamiast dzieci w łóżkach uzyskałem dzieci biegające po pokoju, skaczące z łóżek, wspinające się na meble itd. Byłem wściekły i normalnie w takiej sytuacji wybuchnąłbym i nakrzyczał na nich. Jednak w tej sytuacji zachowałem się inaczej. Wszedłem do sypialni dzieci i spróbowałem spokojnym i nieco ściszonym głosem porozmawiać z chłopcami. Starszego syna widocznie zdziwił sposób w jaki do nich mówiłem, gdyż uspokoił się i zaczął wsłuchiwać. Jednak młodszy, nadal wspinał się na meble jakby mnie tam w ogóle nie było. I wtedy właśnie czara się przelała. O dziwo nawet nie podniosłem głosu. Zabrałem jedynie zabawki, które porozkładane były na ich łóżkach, zgasiłem światło i powiedziałem, że „w takim razie dzisiaj nie będzie bajki na dobranoc”. W mgnieniu oka dzieci położyły się do łóżek, przykryły kołdrami i uspokoiły. Kilkakrotnie próbowały jeszcze wymusić na mnie abym mimo wszystko zmienił zdanie i opowiedział im bajkę. Ja jednak byłem twardy i konsekwentnie wytrwałem przy tym co im zapowiedziałem. Zdziwiło mnie z jaka łatwością zaakceptowali moje tłumaczenia, że bajki nie będzie z powodu nieposłuszeństwa z ich strony. Jeszcze tylko dostali po buziaku na dobranoc i grzecznie jak nigdy poszli spać.

W niedzielę wieczorem nie było żadnego problemu z położeniem dzieci spać, za co w nagrodę dostali podwójna porcję czytania i opowiadania.

Czyżby czegoś się nauczyły? Zobaczymy.

Pozdrawiam

Sławek Żbikowski

PS.

Zapewne Ty również miewasz podobne lub jeszcze gorsze problemy ze swoimi dziećmi (lub dzieckiem). Jeśli tak to pozwól mi poznać te problemy. Wypełnij ankietę, jaką specjalnie dla Ciebie przygotowałem. Zajmie Ci to około 10 minut. Jeśli znasz innych rodziców poleć również im, aby wypełnili tę  ankietę.

Z góry dziękuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnienia Dla Niedowidzących