Moi synowie zażyczyli sobie, abym opowiedział im bajkę o foczce. Chwila zastanowienia i powstała „Bajka o foczce Zuzannie”. Oto ona:
Bajka o foczce Zuzannie
Foczka Zuzanna została przeniesiona do nowego ZOO zaledwie trzy dni temu. Nie znała tu nikogo i dopiero się uczyła wielu rzeczy o tym nowym miejscu. Wiedziała już na przykład o tym, że kiedy rano pojawiał się w jej wybiegu opiekun fok, wystarczyło wskoczyć do fosy, przepłynąć pod kładką wynurzyć się tuż pod nią i wydać któryś z typowych foczych dźwięków, aby dostać jedną z pysznych ryb, znajdujących się w jego wiadrze.
Dzisiejszy wieczór miał być dla Zuzanny wyjątkowy. Postanowiła, że tego dnia znajdzie sobie przyjaciela. Przyjaciel taki powinien być miłym i sympatycznym zwierzątkiem o dużym poczuciu humoru, ale przede wszystkim powinien być godny zaufania, aby Zuzanna mogła mu zwierzyć się ze swoich sekretów i tajemnic. Zaczekała więc do wieczora, kiedy wszystkie dzieci i ich rodzice opuścili ZOO. Potem cierpliwie zaczekała do momentu, aż wszyscy opiekunowie wysprzątają klatki i wybiegi swoich podopiecznych.
W końcu doczekała się chwili, gdy ostatni pracownik ZOO zakończył pracę i udał się do domu. W tym momencie rozległ się donośny dźwięk. To Słoń Maciek zatrąbił z całych sił dając znak innym zwierzętom, że mogą już wyjść ze swoich klatek i wybiegów.
Zapewne zastanawia Cię w jaki sposób z nich wychodzą. Otóż jedyną odpowiedzią jaką mogę ci w tej chwili udzielić, jest ta, że mają swoje sposoby. Zuzanna również miała taki sposób. Wskoczyła do fosy i rozpędziwszy się do dużej prędkości wyskoczyła nagle z wody. Wyskok był tak wysoki i tak wymierzony, że już po dwóch sekundach wylądowała na mostku dla opiekuna. Odwróciła się w stronę bramy i poczłapała przed siebie.
Pierwszym zwierzęciem jakie spotkała po drodze był lisek Bartek.
– Jesteś chyba nowa? – powiedział od razu. – Nigdy cię wcześniej nie widziałem. Co słychać na Antarktydzie?
– Tak jestem nowa. Jednak nie przyjechałam do was z Antarktydy. Tak naprawdę to nigdy nie widziałam Antarktydy i jej lodowców. Urodziłam się w ZOO w Berlinie i stamtąd do was mnie przysłali.
– Przecież wiem. – Zaśmiał się Bartek. – Tak się tylko z tobą droczę. No ale mam zwyczaj, że każde nowe zwierzę obdarowuję prezentem. – W tym momencie lisek wyciągnął mały pakunek.
„To bardzo miło z jego strony” – pomyślała foczka i zaczęła rozpakowywać prezent. Zdjęła ozdobną warstwę papieru i szybko otworzyła pudełko. W tym momencie z pudełka wyskoczył czarny włochaty pająk z co najmniej setką małych oczek, a każde z nich patrzyło w inną stronę. Zuzanna wystraszyła się tak bardzo, że aż podskoczyła. Natomiast Lisek Bartek i jego koleżka pająk Włochatek śmiali się z niej do rozpuku. Aż tarzali się po trawniku.
„Nie, ci dwaj nie nadają się na moich przyjaciół” – pomyślała Zuzanna i pobiegła dalej.
Drugim zwierzątkiem jakie spotkała był szop pracz o imieniu Piotrek. Był bardzo miły i okazał się sympatycznym. Jednak, przez cały czas był bardzo zajęty. Ciągle płukał w wodzie jakieś orzeszki, czy inne jedzenie.
– Po co to bez przerwy moczysz? – zapytała szczerze zaciekawiona foczka.
– My szopy nazywane jesteśmy praczami. Ten przydomek został nam przypisany, właśnie dlatego, że wszystko bardzo starannie myjemy. Myjemy orzeszki, ziemniaczki, owoce, warzywa, patyki i kamienie. A kiedy upierzemy już wszystko co się da to zaczynamy od początku.
„To straszne” – pomyślała Zuzanna. – „kiedy miałabym zwierzyć się mu ze swoich problemów i sekretów, jeśli on cały czas pierze.” „Albo niech się pomyli i zamiast kamienia upierze jeszcze niechcący mnie”.
Foczka szła dalej szukając kogoś wyjątkowego. Wtem zderzyła się z czymś lub kimś. Tak naprawdę to wpadła na dwie wysokie żerdzie. U dołu zakończone były trzema ogromnymi pazurami każda. U góry znajdował się włochaty, czrno-biały tułów. Z niego zaś wyrastała długa rurkowata szyja zakończona kudłatą kulką z bystrymi oczyma i długim, mocnym dziobem.
– Cześć. Nazywam się struś Kleofas. – powiedział nieznajomy. – Jesteś tą nową foczką, którą przywieziono trzy dni temu?
– Tak to ja. Mam na imię Zuzanna.
Kleofas oprowadził foczkę po całym ogrodzie zoologicznym. Pokazał jej wszystko i opowiadał bardzo ciekawe i zarazem zabawne historie o jego mieszkańcach. Opowiedział o tym, jak słoń Maciek zatrąbił pewnego razu tak głośno, że aż ludzie stojący przy jego klatce poupadali z wrażenia. Opowiedział również o lwie Marcinie, który pewnego razu wystraszył się własnego cienia i ze strachu wdrapał się na sam szczyt najwyższego drzewa w swoim wybiegu. Potem okazało się jednak, że nie potrafi z tej kryjówki zejść i trzeba było wezwać strażaków, aby go z tego drzewa ściągnęli.
To był naprawdę miły wieczór. Kleofas okazał się nie tylko sympatycznym i miłym kolegą, nie tylko wykazał się wielką wiedzą i poczuciem humoru. Struś Kleofas okazał się prawdziwym przyjacielem. Przyjacielem jakiego Zuzanna szukała.
Kiedy wzeszło słońce, Zuzanna i Kleofas ze smutkiem wrócili do swoich zagród, aby ich opiekunowie nie przyłapali ich na zewnątrz. Jednak obydwoje dobrze wiedzieli, że już wieczorem spotkają się ponownie, aby się jeszcze lepiej poznać i zaprzyjaźnić na dobre.