Dziecko, to znaczy człowiek!
28 marca 2010
Potęga uśmiechu
19 kwietnia 2010
Pokaż wszystkie

Mój znajomy opowiedział mi pewien dowcip. Oto on:

„Spotykają się dwie przyjaciółki. Pierwsza z nich mówi:

– Nawet nie wiesz jaki miałam fatalny weekend. W piątek mój Stary wrócił z pracy, ledwo się rozebrał, a już krzyczy, że jest głodny. Nalałam zupy i dałam mu do zjedzenia. Zjadł tak szybko, że chyba nawet nie poczuł jej smaku. Po objedzie zaczął się do mnie dobierać. Jakoś tak nachalnie, jakoś tak nietypowo. Nawet mnie to podnieciło. Jednak pięć minut później było już po wszystkim. A On jak zwykle zasiadł w swoim ulubionym fotelu, gdzie przesiedział resztę weekendu, oglądając telewizję. Jednym słowem miałam weekend do bani.

Na to odzywa się druga z kobiet:

– Rzeczywiście, nie można nazwać tego udanym weekendem. Za to mój weekend był przecudowny. W piątek wyłączyli nam prąd. Trochę mnie to zmartwiło, ponieważ nie mogłam przygotować żadnego obiadu. No wiesz, kuchenka na prąd, piekarnik na prąd, mikrofala itd. Z mieszanymi uczuciami czekałam na powrót męża. Kiedy pojawił się w domu, wytłumaczyłam mu, że niema prądu i nie mogłam przygotować nic ciepłego na obiad. Mąż przyjął to całkiem spokojnie. Zaproponował nawet, abyśmy zjedli coś na mieście. Poszliśmy do wspaniałej restauracji. Kelnerzy tańczyli wokół nas jakbyśmy byli jedynymi klientami, co chwila donosili nowe potrawy, dolewali wina do kieliszków, albo po prostu dopytywali się „czy niczego nam nie potrzeba”. Jedzenie było pyszne, a atmosfera w lokalu czarująca, jednak mój mąż jeszcze nie powiedział ostatniego słowa tego wieczoru.

Po wyjściu z restauracji wziął mnie pod rękę i spoglądając na rozgwieżdżone niebo, wtuleni w siebie, wróciliśmy spacerkiem do domu. W domu nadal nie było prądu. Jednak mojemu mężowi w niczym to nie przeszkadzało. Wyjął wszystkie świece jakie mieliśmy w domu i poustawiał w całym pokoju robiąc romantyczny nastrój. Potem otworzył wino.

Delektując się wspaniałym trunkiem rozmawialiśmy o życiu. Potem położyliśmy się do łóżka i długo przytulaliśmy. Potem uprawialiśmy seks, jakiego jeszcze nigdy nie przeżyłam. A co było najpiękniejsze to to, że kiedy było już po wszystkim on wcale nie poszedł spać, tylko rozmawiał ze mną i wspominał nasze lata młodości. To było naprawdę wspaniałe.

– To naprawdę cudowne. Żałują, że mój Stary nie potrafi być tak romantyczny, jak twój mąż. On nigdy nie stara się abyśmy byli szczęśliwi.

Tymczasem w zupełnie innym miejscu, na siłowni, spotkają się mężowie wspomnianych wcześniej kobiet. Pierwszy z nich mówi:

– Nawet nie wiesz jaki cudowny weekend miałem. Przychodzę w piątek do domu, a żoneczka już stawia mi na stole moją ulubioną pomidorówkę. Taka była dobra, że jeszcze dokładkę wtrząchnąłem. Ta zupa tak mnie rozgrzała, że wnet poczułem chętkę na swoją żoneczkę. Zrobiliśmy więc szybki numerek, a potem siadłem w swoim fotelu i włączyłem plazmę. A potem to już tylko Eurosport, i HBO. Po prostu, „żyć nie umierać”.

– Ty farciarzu. Nawet mi nie mów na temat weekendu. Jak pomyślę co ja przeżyłem w ten weekend to aż mnie skręca z nerwów.

W piątek wróciłem zmęczony do domu, a żona już w drzwiach mnie wita „wesołą nowiną” – niema prądu. A tu w kuchni wszystko na prąd – kuchenka, lodówka, wszystko. Wkurzyłem się, no ale nie było wyjścia, więc zaproponowałem, że zjemy coś na mieście. Poszliśmy do jakiejś speluny. Żarcie zimne i wstrętne, ledwo przełknąłem, a drogo tak, że nawet mnie już na taksówkę po wszystkim nie było stać. Drałowaliśmy więc do domu dwa kilosy na piechotę. A jeszcze na dodatek było tak zimno, że przemarzłem do kości. Gdy wróciliśmy do domu, okazało się, że prądu nadal nie włączyli, a przecież ogrzewanie też mamy na prąd, bo jakże by inaczej. Ja przemarznięty, w domu zimno. Wpadłem na świetny pomysł. Wygrzebałem wszystkie świeczki jakie mieliśmy w domu, zapaliłem i porozstawiałem po całym pokoju. Myślałem, że zrobi się trochę cieplej, ale gdzie tam. Gadaliśmy o duperelach, a w domu jak było zimno, tak było. W końcu wymyśliłem, że powinniśmy położyć się do łóżka. Byłem jednak, tak zmarznięty, że nawet pod kołdrą i przytulony do żony nie mogłem się rozgrzać. Rozgrzałem się dopiero, gdy zdecydowaliśmy się na seks. Jednak w trakcie, tak się rozbudziłem, że potem za nic na świecie nie mogłem zasnąć. Leżeliśmy więc przez bite dwie godziny i gadaliśmy o „dupie Maryny”. Zasnąłem tuż nad ranem, a potem cały weekend chodziłem wściekły i nie wyspany.”

Historia ta bardzo przypadła mi do gustu. Początkowo wydała mi się bardzo śmieszna. Jednak po dłuższym zastanowieniu, okazało się, że wcale śmieszną nie jest? Dlaczego? Dlatego, że jest aż tak prawdziwą (prawdopodobną).

Historia ta uświadomiła mi jak duże różnice są między poszczególnymi ludźmi, a zwłaszcza pomiędzy Kobietami i Mężczyznami.

Jak napisał John Gray „Mężczyźni są z Marsa, a Kobiety z Wenus”. Mimo iż należymy do jednego gatunku, różnimy się między sobą. Różnimy się bardziej niż sobie z tego zdajemy sprawę. W różny sposób radzimy sobie z emocjami, w różny sposób reagujemy na otaczający nas Świat, w różny sposób podchodzimy do tych samych zagadnień, w różny sposób rozumiemy to samo zdanie, w różny sposób doświadczamy tych samych doświadczeń.

Skoro tak właśnie jest. Skoro różnimy się aż tak znacznie, to czy nie jest oczywistym fakt, iż w związku z tymi różnicami muszą pojawiać się pewne niedopowiedzenia, brak zrozumienia intencji drugiej osoby, a co za tym idzie konflikty.

Konflikty pojawiały się, pojawiają się i będą się pojawiały, jak Świat Światem. Pytanie brzmi natomiast następująco: „Czy warto kłócić się i sprzeczać z powodu nieporozumień od nas niezależnych, a wynikających z różnic płciowych?”, Czy warto z powodu tych różnic sprzeczać się, złościć, stresować i nie spać po nocach?

Czy Mężczyzna stanie się szczęśliwszym jeśli  da upust swojej złości i zbeszta swoją żonę, za to, że kupiła wiertło do drewna, choć wyraźnie powiedział, że miało być udarowe? Czy Kobieta będzie szczęśliwszą, jeśli opierniczy męża za to, że nie zrozumiał jej instrukcji i zamiast mleka dietetycznego kupił to o zawartości tłuszczu 3,2%? Czy stajemy się szczęśliwszymi ludźmi, wtedy gdy damy do zrozumienia swoim bliskim, (osobom, które kochamy najbardziej na świecie), że do niczego się nie nadają, że nic nie potrafią zrobić jak należy? Czy aby na pewno, ta droga jest słuszna?

Moim zdaniem nie.   Postępując w ten sposób unieszczęśliwiamy nie tylko naszych najbliższych, ale także (a może przede wszystkim) siebie.

W moim przekonaniu, najlepszym wyjściem jest zaakceptowanie różnic pomiędzy Kobietami i Mężczyznami. One istnieją i trzeba się z nimi pogodzić. Może zamiast przechodzić od razu do kłótni czy się obrażać na swojego Partnera, należałoby zastanowić się co mogło spowodować takie zachowanie. Czy było to niezrozumienie  instrukcji przez partnera? A może to ja nie wystarczająco tę instrukcję doprecyzowałem.

Proponuję pewną zabawę – proste doświadczenie *) :

Weź kartkę papieru i złóż ją na pół, a następnie jeszcze raz na pół. Następnie trzymając kartkę w lewym ręku, prawą ręką oderwij prawy górny róg złożonej na cztery kartki.

To bardzo prosta instrukcja i każdy może ją z łatwością wykonać… a jednak istnieją co najmniej trzy różne rozwiązania, jakie w jej efekcie możemy otrzymać:

  • Pierwszy przypadek to kartka pozbawiona rogów
  • Drugi to kartka z dziurą na środku
  • Trzeci to kartka z wcięciami na środku każdej z krawędzi.

Tak prosta instrukcja, a tyle niedopowiedzeń, tak wiele rozwiązań, tak dużo możliwości rozminięcia się z naszymi oczekiwaniami. A przecież Życie niesie w swoim plecaku, znacznie bardziej skomplikowane instrukcje do wykonania. Nie dziwmy się więc, że ktoś może nasze instrukcje (nasze prośby, nasze polecenia), zrozumieć inaczej niż było to naszą intencją.

Problem ten można starać się rozwiązać. Można starać się go wyeliminować już na etapie przekazywania instrukcji drugiej osobie. Istotne jest aby już na tym etapie upewnić się, że osoba zrozumiała polecenie zgodnie z naszymi intencjami. Takie postępowanie pozwoli uniknąć sporej części nieporozumień.

Życzę wszystkim spokoju, cierpliwości i zrozumienia dla różnic w sposobie postępowania i myślenia, naszych bliskich (partnerów, współmałżonków, dzieci, rodziców, teściów, przyjaciół, współpracowników, czy też zupełnie obcych ludzi). Każdy z nas jest inny. I to właśnie jest piękne.

Pozdrawiam – Sławek Żbikowski

PS. Dedykuję ten tekst swojej ukochanej żonie Ani. Obym zawsze pamiętał, że jesteś Kobietą i akceptował różnice nas dzielące.

PS2. Opisane doświadczenie z kartką *) zostało zaczerpnięte z wykładu Jerzego Kostowskiego pod tytułem „Potęga miłości, czyli jak przeżyć w małżeństwie 20 lat i dłużej”

1 Komentarz

  1. […] Odp: dofcipy Bardzo ciekawy (chociaż odrobine długi) dowcip wraz z równie interesującym komentarzem znajdziecie tutaj. […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnienia Dla Niedowidzących