Nic nie istnieje bez przyczyny
31 marca 2012
Życzonka na Wielkanoc
7 kwietnia 2012
Pokaż wszystkie

Istne szaleństwo

Cześć dzieciaki, to ja Trąbal-Bombal – słoń, który opowiada o swoich przygodach. Nie uwierzycie co się u nas ostatnio wyprawia. To po prostu istne szaleństwo. Ale jak chcecie to opowiem wam całą historię od początku.

Wszystko zaczęło się wczoraj. Wróciłem ze szkoły wczesnym popołudniem. Słońce radośnie przyświecało, tak, że nie chciało mi się siedzieć w domu. Szybko odrobiłem lekcje aby móc pobawić się na świeżym powietrzu. Było tak ciepło, że nie miałem ochoty na żadne bieganie i hasanie, ale postanowiłem wybrać się na spacer. Spacery są bardzo ciekawą formą spędzania wolnego czasu. Zawsze podczas spacerów obserwuję okolicę i wypatruję ciekawostek przyrodniczych. Kiedyś podczas jednego ze spacerów natknąłem się na grzechotnika. Tak się wystraszyłem, że aż wspiąłem się na pobliskie drzewo. Wyobrażacie sobie ten widok? – Słoń siedzący na drzewie. Nawet zebry rżały ze śmiechu na mój widok, zwłaszcza, że potem nie potrafiłem z tego drzewa zejść. Dopiero mój tata musiał się do mnie doczłapać i mnie ściągnął na ziemię. No ale i tak wolę być wyśmianym przez zebry, niż ukąszonym przez grzechotnika.

Ale wróćmy do naszej opowieści. Podczas całego spaceru nie natknąłem się na żadnego węża, aligatora, lwa czy inne niebezpieczne zwierze. Natknąłem się na coś zupełnie, ale to zupełnie niespotykanego. Otóż idę sobie przez gąszcz, rozglądam się dookoła, gdy naglę o mały włos czegoś nie rozdeptałem. Zerkam na to coś i zastanawiam się co to takiego. Na pierwszy rzut oka powiedziałbym, że to jajko jakiegoś ptaka – takie owalne, lekko twardawe. Ale jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem. Widywałem różne jajka: małe i duże, jasne i ciemne, w plamki, w kropki i zupełnie gładkie, jajka białe, kremowe, zielone, niebieskie, a nawet brązowe. Jednak takiego jajka jak to nie widziałem w życiu. Było calutkie w kolorowe wzorki. Zupełnie, jakby ktoś namalował na nim różnokolorowe szlaczki. „Tylko po co ktoś miałby to robić” – pomyślałem.

Wziąłem znalezisko delikatnie w trąbę i postanowiłem, że pokażę je mamie. Ona jest bardzo mądra i zapewne będzie wiedziała, który ptak znosi takie kolorowe jajka. A może to jest jajko węża, albo żółwia, a może krokodyla.

Ruszyłem więc w kierunku domu. Nie uszedłem jednak kilku kroków, gdy pod moją nogą dostrzegłem kolejne niezwykłe jajko. Tym razem było całe w żółciutkie i różowe kwiatuszki. „To nie możliwe” – pomyślałem. – „Żadne zwierze nie znosi jajek w kwiatki!” Sprawa wydała mi się bardzo podejrzana. Zacząłem się rozglądać i szybko wypatrzyłem następne kolorowe jajko. To z kolei miało namalowane zielone listeczki o różnych kształtach. Zaraz też dostrzegłem jeszcze jedno z namalowanym kangurkiem i następne z namalowanymi baziami. Szedłem przez sawannę i co chwila znajdywałem kolejne dziwne jajka. W końcu przestały mi się mieścić w zagłębieniu trąby i musiałem zostawić je w jednym miejscu.

Przez cały czas zastanawiałem się co to są za jajka, do kogo należą i po co ktoś je maluje w takie przedziwne wzorki? I kiedy tak rozmyślałem, odpowiedź na te pytania przyszła do mnie niemal sama. Właśnie zajmowałem się ostrożnym układaniem jajek na posłaniu z trawy, tak aby żadnego z nich nie zbić, gdy nagle poczułem dziwne łaskotanie na tyłku. Odwróciłem głowę i… Nie uwierzycie co zobaczyłem. Tuż za mną stał sporych rozmiarów Królik w brązowym kapeluszu, z pędzlem w łapce. Naprawdę. A w dodatku, zasuwał tym pędzlem po moim tyłku. Chwila moment, a moja pupa zaroiła się od kolorowych kwiatków.

– Yhym! – odchrząknąłem dając mu znać o swojej obecności.

Królik spojrzał w górę, a kiedy mnie zobaczył, zaczął się cały trząść niczym osika i jąkał się bez przerwy tak, że nic nie mogłem zrozumieć.

– Uspokój się! – powiedziałem na tyle stanowczo, że królik przestał się jąkać. – A teraz powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego pomalowałeś mój zadek w kwiatki? I co robią tu te wszystkie kolorowe jajka?

– A więc nie zamierzasz mnie zzzjeść? – zapytał królik.

– Zjeść? Ależ skąd. Słonie są roślinożerne. Nie jadamy królików. A już na pewno nie takie, które chodzą w kapeluszach i malują wszystko dookoła w kolorowe wzorki.

– Bardzo się cieszę, że nie zamierzasz mnie zjeść – Uszatek, bo tak go w myślach nazwałem, zaczął się trochę ożywiać. – Nazywam się Króliczek Wielkanocny – to mówiąc zdjął z głowy kapelusz i ukłonił się wachlując długimi uszami po ziemi.

– Ja mam na imię Trąbal-Bombal i mieszkam niedaleko stąd. – odpowiedziałem grzecznie, a chwilę potem zniecierpliwiony zapytałem – A czy teraz dowiem się w końcu, co to za kwiatki przyozdabiają tylną część mojego ciała.

– Jak już mówiłem, jestem Króliczkiem Wielkanocnym. Zbliża się Wielkanoc, a więc jak co roku zabrałem się za malowanie jajek.

– A poco je malujesz?

– Taka jest wielkanocna tradycja. Kolorowe jajeczka są symbolem tych wspaniałych świąt.

– I po to pomalowałeś wszystkie te jajka?

– Tak. Maluję każde napotkane po drodze jajko. Wędruję od gniazda do gniazda i macham pędzlem aby namalować na każdym jajeczku coś pięknego. A właściwie to gdzie ja zawędrowałem?

– No jak to gdzie? Do Afryki.

– Do Afryki!? To niemożliwe. Musiałem chyba źle skręcić w którymś miejscu. Ale żebym aż do Afryki dotarł. To wyjaśnia przynajmniej dlaczego jest tu tak gorąco.

– A co z moja pupą? – zapytałem zniecierpliwiony.

– Wstyd się przyznać, ale pomyliłem cię z kolejnym jajkiem i zacząłem z rozpędu malować.

– Pomyliłeś mnie z jajkiem?

– Przepraszam, ale tak. – Uszatek był bardzo zawstydzony, o czym świadczyła jego mina i przyklapnięte uszy. Aż zrobiło mi się go trochę szkoda.

– No już dobrze. Nie gniewam się już na ciebie. Ale czy opowiesz mi coś więcej o tej Wielkanocy?

I tak zaprosiłem Królika Wielkanocnego do naszego domku. Został z nami na obiedzie, a potem na kolacji, a potem jeszcze przenocował u nas do rana. I dopiero po śniadaniu tata odprowadził go na lotnisko, aby mógł wrócić do swojego kraju. To był naprawdę wspaniały gość. Opowiedział nam o świętach Wielkanocnych, o ich tradycji, o radości jaka się z nimi wiąże, a także o tak zwanym „Lanym Poniedziałku”. Kiedy o tym usłyszałem, to wpadłem na wspaniały pomysł. Postanowiłem, że jutro w szkole urządzę prawdziwy „Lany Poniedziałek”. My słonie mamy pod tym względem niesamowitą przewagę nad innymi zwierzętami. Moja trąba już nie może doczekać się polewania.

Cześć dzieciaki. Życzę wam wesołego Alleluja i mokrego Śmigusa Dyngusa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udostępnienia Dla Niedowidzących