Dawno, dawno temu, za górami, za lasami mieszkał sobie w norce jeż, o przyjemnym imieniu Szpileczka. Szpileczka lubił bardzo mieć wszystko zaplanowanie, dlatego każdy dzień w jego życiu był taki sam: rano pobudka, toaleta poranna, śniadanie, a potem wyprawa do lasu i zbieranie zapasów na zimę, aż do wieczora, kiedy to Szpileczka wracał do swojej norki, zjadał obiadokolację, mył się, przebierał w pidżamkę i kładł się spać.
Pewnego ranka, po przebudzeniu, umyciu i wyszykowaniu do drogi, Szpileczka ubrał się ciepło, gdyż jesienne poranki bywają mroźne i czym prędzej wyszedł z norki, aby udać się do lasu. Tego dnia jeżyk miał zbierać piękne, soczyste jabłka, oraz dorodne grzyby. Nie uszedł jednak nawet pięćdziesięciu metrów, gdy jego plan dnia został całkowicie zakłócony. Z lasu, który porastał okolicę jego norki zostały zaledwie trzy drzewka, a dookoła została jedynie pustka. Zdziwiony i zaniepokojony Szpileczka pobiegł, czym prędzej do swojego przyjaciela, aby opowiedzieć mu o całym zajściu. Biegł najszybciej jak potrafił i już wkrótce, zdyszany stał przed drzwiami niewielkiej chatki, która z daleka mogłaby przypominać stary pieniek. Jeżyk zapukał w drzwi i po chwili drzwi otworzyły się, a w nich pojawiła się niewielka postać odziana w błękitny płaszcz ze spiczastym kapturem. Sama postać nie przypominała żadnego znanego zwierzęcia, a raczej wyglądała jak człowiek, była jednak znacznie od człowieka znacznie mniejsza. Inną charakterystyczną dla tej postaci cechą była długa, sięgająca prawie do ziemi, siwa broda. Jak pewnie już się domyśliliście, postacią tą był krasnoludek. Jednak nie był to zwykły tam krasnal, tylko sam Barnaba – znany na całym świecie łowca przygód, przyjaciel ludzi i zwierząt, wielki bajarz i gawędziarz.
– Co się stało Szpileczko – zapytał zaniepokojony Barnaba, widząc przerażoną minę przyjaciela. – Wejdź do środka i opowiedz mi, co cię do mnie sprowadza.
Jeżyk wszedł do salonu, usiadł przy niewielkim stole i zaczął opowiadać o całym zajściu.
– Tylko ty Barnabo, możesz temu zaradzić! – rzekł na zakończenie.
– To bardzo dziwne. Muszę zobaczyć to na własne oczy – powiedział krasnoludek, zakładając swoje buty i zbierając się do drogi.
Już wkrótce obydwaj dotarli na miejsce i patrzyli na trzy drzewa jakie zostały z pięknego, malowniczego lasu.
– Nigdy czegoś takiego nie widziałem i nigdy o czymś takim nie słyszałem. Muszę dowiedzieć się, co jest przyczyną zniknięcia naszego lasu – powiedział Barnaba.
Po zabraniu niezbędnego prowiantu, Krasnoludek ruszył w drogę. Szedł przez ponad pół dnia nie mijając żadnego zwierzęcia. Szedł przez tereny dawniej porośnięte pięknymi liściastymi, iglastymi i mieszanymi lasami, które teraz wyglądały jak pustkowia. Mijał stawy i jeziora, po których nie pozostały nawet kałuże. Mijał łąki, które zamieniły się w pustynie pełne piasku. Wszystko wyglądało dziwnie i podejrzanie.
Pod wieczór, podczas wędrówki usłyszał cichutkie łkanie – ktoś płakał. Barnaba wyjrzał z za krzaczka, aby sprawdzić, kto tak płacze. Ujrzał małego króliczka siedzącego obok pieńka, który zalewał się łzami.
– Co się stało mały? – zapytał Barnaba, zwracając się do malucha. – Czy mogę ci jakoś pomóc?
– Zgubiłem się i nie mogę odnaleźć swojej mamy! – powiedział zapłakany zwierzaczek.
– W takim razie chodź ze mną, razem ją odszukamy.
Poszli więc razem i nie uszli trzystu metrów, gdy nagle Barnaba wypatrzył pośród traw jakieś szare, sterczące uszka.
– Czy to nie jest przypadkiem twoja mama, mały? – zapytał wskazując w odpowiednim kierunku.
– Tak to ona! – wykrzyknął uradowany Króliczek i ruszył biegiem, krzycząc „Mamusiu, to ja!”. Ucieszony Barnaba podszedł bliżej, aby przywitać się z mamą Króliczka i aby zapytać ją, czy nie wie przypadkiem co stało się z całą krainą, dlaczego tak nagle została odmieniona.
– Nie mogę powiedzieć nic pewnego – rzekła mama Króliczka, – jednak słyszałam, że za wszystko odpowiedzialna jest Czarownica.
To powiedziawszy, przytulił mocno swojego synka. Potem podziękowała Barnabie, który grzecznie się ukłonił, następnie pożegnał się ruszył w dalszą drogę.
Szedł dalej, przed siebie. Szedł dzień i noc, aż pewnego razu natknął się na siedzącego w zaroślach świerszcza. Świerszcz ten był bardzo smutny i użalał się nad sobą.
– Co się stało panie świerszczu? – zapytał Krasnoludek, podchodząc do smutnego owada.
– Zgubiłem gdzieś swoje skrzypce i teraz nie mam, na czym grać, a bez muzyki moje życie straciło całe swoje dotychczasowe piękno.
– Zaraz pomogę ci je odnaleźć – powiedział Barnaba i od razu zabrał się do dzieła.
Szukał wysoko i nisko, szukał w zaroślach i pośród kamieni, szukał daleko i blisko, szukał wśród drzew i wśród krzewów, szukał w zwykłych krzakach i w gęstych zaroślach, szukał na łąkach i na polach, aż w końcu znalazł skrzypce pod wielkim dębowym liściem.
Świerszcz bardzo ucieszył się, kiedy odzyskał swój instrument i od razu zaczął wygrywać na nim skoczne utwory, oraz przepiękne serenady. Krasnoludek, zaczekał, aż świerszcz skończy grać, a potem zapytał czy wie coś na temat sytuacji jaka zaistniała w otaczającej ich krainie.
– Nie wiem, co dokładnie się wydarzyło, jednak słyszałem, że to czarownica rzuciła czar powodując te wszystkie zmiany – odpowiedział Świerszcz.
Barnaba podziękował za informacje, pożegnał się i ruszył w dalszą drogę. Szedł drogami i ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta. Szedł pośród pól i pośród łąk, jednak wszystko wyglądało na zaczarowane. Kiedy szedł przez dziwnie wyglądający las, usłyszał kolejny płacz. Kiedy podszedł bliżej ujrzał malutkiego wróbelka – pisklaczka jeszcze.
– Co ty tu robisz na dole? – Zapytał Barnaba. – Czy nie powinieneś być w gniazdku z rodzicami?
– Powinienem. Jednak rano wiał tak silny wiatr, że wywiał mnie z gniazdka i teraz nie potrafię do niego wrócić. Moje gniazdko jest bardzo wysoko, a ja jeszcze nie nauczyłem się latać – powiedział zasmucony malec.
– Spróbuję ci jakoś pomóc – powiedział Krasnoludek, po czym zarzucił sobie skrzydełka wróbelka na plecy niczym plecak i zaczął wspinaczkę na górę. Wspinał się gałązka po gałązce, konar za konarem, aż w końcu dotarł na sam szczyt, gdzie znajdowało się gniazdko, a w nim zmartwieni rodzice wróbelka. Ile radości było, gdy Barnaba oddał im ich zgubę, ile podziękowań dostał w zamian, wie tylko sam Krasnoludek. Jednak od rodziny wróbli dowiedział się tego, czego chciał się dowiedzieć. Dowiedział się, że nieopodal znajduje się kurza chatka, w której mieszka Czarownica. Ta sama, która rzuciła czar na otaczającą ich krainę.
Barnaba podziękował za informację, uściskał małego pisklaczka, pożegnał się z jego rodzicami i ruszył w kierunku chaty Czarownicy.
Po niespełna godzinie marszu dotarł na miejsce. Stanął przed drzwiami i mocno zapukał. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i stanęła w nich Czarownica. Początkowo nie zauważyła Barnaby, dopiero kiedy ten odchrząknął, zerknęła w dół i go dostrzegła.
– Czego szukasz w mojej chacie Krasnalu? – zapytała skrzeczącym głosem Czarownica.
– Przyszedłem spotkać się z Tobą. Chciałbym abyś odczarowała naszą okolicę. Zwierzęta tu mieszkające, boja się i nie wiedzą, co się dzieje. Wszyscy chcieliby, aby wrócił dawny porządek.
– Widzę, że mimo iż jesteś bardzo mały, to jednak odwagi ci nie brak. Cofnę swoje zaklęcie, jednak najpierw musisz spełnić zadanie, które dla ciebie przygotowałam.
– Zgoda. – powiedział Barnaba – Jakie to zadanie?
– Kilka kilometrów stąd, na północ znajduje się jaskinia. W tej jaskini znajduje się wielki kryształ, a w tym krysztale zatopiony jest klucz. Jeśli przyniesiesz mi ten klucz, to cofnę wszystkie swoje czary, które rzuciłam na tę krainę.
– Zgadzam się! – powiedział Barnaba i już miał zamiar odejść, kiedy ponownie odezwała się Czarownica:
– Ostrzegam cię mały krasnoludku, ta wyprawa nie będzie tak łatwa jak ci się wydaje. Na straży kryształu stoi stwór jakiego nie widziała żadna żywa istota.
– Dziękują, że mnie ostrzegłaś, jednak mimo wszystko chciałbym spróbować.
I Barnaba ruszył na północ. Szedł przez dziwny las i przez łąki. Mijał drzewa i krzaki, aż dotarł do olbrzymiej skały, w której znajdowała się jaskinia. Wszedł do środka i od razu dostrzegł niebieskawy blask prowadzący w jej głąb. Poszedł w dół kierując się w stronę, gdzie blask był najintensywniejszy. Szedł krok za krokiem, aż dotarł do błękitnego kryształu. Rozejrzał się bardzo uważnie szukając strażnika, o którym mówiła Czarownica, jednak nie dostrzegł nic niepokojącego. Kiedy już myślał, że strażnika wcale nie ma, nagle usłyszał jakiś rumor i drogę zagrodziło mu Coś. Nie było to zwierze, ani żaden ze znanych z opowieści potworów. Nie był to duch, ani chochlik. To, co zobaczył Barnaba zdziwiło go bardziej niż cokolwiek, co widział dotychczas. Strażnikiem kryształu była gigantyczna marchewka, z wielkimi oczami i marchewkowymi, ostrymi jak brzytwa zębiskami. Gigantyczna marchewka już chciała połknąć Krasnoludka, gdy nagle jak z pod ziemi wyskoczył Króliczek, któremu Barnaba pomógł odnaleźć mamusię. Króliczek nie czekając na nic rzucił się na Marchewkowego stwora i zaczął go chrupać jak śniadanko. Przerażony stwór uciekł gdzie pieprz rośnie. Krasnoludek pięknie podziękował swojemu małemu przyjacielowi i wybawcy. Następnie podszedł do kryształu. Bez problemu dostrzegł zatopiony w nim klucz. Próbował rozłupać kryształ uderzając w niego swoim podręcznym młotkiem, jednak kryształ okazał się bardzo twardy i nawet nie udało się go zarysować. Próbował wszystkich dostępnych mu sposobów, aby wydobyć klucz, jednak nic nie dawało efektów. Wtedy Barnaba przypomniał sobie o swoim przyjacielu Świerszczu. Wezwał go i poprosił, aby ten zagrał mu jakąś serenadę. Świerszcz nie dał się długo prosić i zaczął grać. Już wkrótce muzyka wypełniła jaskinię i zaczęła odbijać się echem od sufitu, ścian, stalagmitów i stalaktytów, powodując, że cała jaskinia włącznie z kryształem zaczęły drgać. W pewnym momencie drgania stały się tak intensywne, że kryształ pękł na pół.
Barnaba podziękował Świerszczowi za pomoc, a potem sięgnął ręką w głąb kryształu, aby wydobyć z niego klucz. Złapał go i wyszarpnął, jednak w tym momencie cała jaskinia zaczęła drżeć i zapadać się. Krasnoludek przycisnął się do kryształu unikając uderzenia jednym ze spadających dookoła głazów. Zamknął oczy i czekał, spodziewając się najgorszego. Kiedy już ucichł cały rumor, Barnaba otworzył oczy i dostrzegł, że cała jaskinia zawaliła się, a on sam znajduje się na niewielkiej wyspie zbudowanej z niebieskiego kryształu. Wyspa ta otoczona była ze wszystkich stron głęboką na kilkaset metrów przepaścią. Barnaba nie mógł w żaden sposób przedostać się z wyspy na otaczający ją stały ląd.
I wtedy na ratunek przylecieli mu rodzice uratowanego przez niego pisklaczka. Wróble chwyciły go za ramiona i przeniosły nad przepaścią.
Barnaba podziękował za pomoc, zabrał klucz i udał się na spotkanie z Czarownicą.
Czarownica okazała się kobietą honorową i dotrzymała danego Barnabie słowa. Odzyskawszy klucz, cofnęła wszystkie czary, jakie rzuciła na okoliczne lasy, łąki i pola.
Barnaba ruszył z powrotem do domu. Idąc podziwiał piękne lasy, zielone łąki i błękitne jeziora. Wszystko było po staremu. Nawet Jeż Szpileczka mógł znowu wyruszyć w las, aby poszukiwać zapasów na zimę.