Pewnego wieczora, kiedy siadłem przy łóżku swoich pociech, zapytałem, o czym mam im dzisiaj opowiedzieć. Szymon zakrzyknął „o piracie!”, a Kacper jedynie dodał „i o skarbie!”. Zdziwiła mnie, i po trosze ucieszyła ta jednomyślność. Chwilę pomyślałem i już za moment w mojej głowie pojawiły się myśli, a te przerodziły się w słowa, te z kolei ułożyły się w zdania. Całość brzmiała mniej więcej tak:
Daleko, daleko stąd, był sobie okręt zwany Błyskawicą. Jego olbrzymie, białe żagle lśniły w promieniach słońca niczym złoto. Jego potężne maszty sterczały w górę niczym najwyższe drzewa na świecie. Jego kapitan i dzielna załoga wzbudzali respekt wśród załóg innych okrętów. A jego czarna, łopocząca na wietrze flaga, przedstawiająca trupią czaszkę, budziła lęk i trwogę wśród „szczurów lądowych” i nie tylko.
Jednak Kapitan Błyskawicy, nie był jakimś tam okrutnikiem. Był dzielny, mężny, potrafił walczyć i nie bał się niczego. Mimo swej odwagi, nigdy nie walczył jeśli nie było to konieczne. Częściej się bronił niż atakował.
Kapitan był mądrym człowiekiem. Potrafił świetnie sterować Błyskawicą, znał doskonale jej słabe i mocne strony. Znał swoja załogę i wiedział, że zawsze może na tych ludziach polegać.
Błyskawica, nie była zwykłym okrętem pirackim. Błyskawica nie była zwykłym statkiem, pływającym od portu, do portu, od morza do morza, od zatoki do zatoki. Nie była w ogóle statkiem pływającym. Dzięki jakiejś magicznej, trudnej do wyjaśnienia mocy, Błyskawica, zamiast pływać po wodzie, unosiła się w przestworzach. Pływała pośród chmur, obłoczków i gęstych mgieł.
Kapitan Błyskawicy bardzo lubił przygody. Często więc aby przeżyć coś ekscytującego wpływał swym okrętem w sam środek burzy, lub w oko cyklonu. Niejednokrotnie Okręt i jego załoga byli w tarapatach. Jednak Kapitan zawsze ich z tych tarapatów wyciągał.
Pewnego razu. W piękny słoneczny dzień, kiedy Błyskawica sunęła po błękitnym niebie, mijając kolejne bielutkie obłoczki. Stojący za sterem Kapitan, rozglądał się uważnie po okolicy. W dole widział przepiękne, porośnięte bujną zielenią wzgórza, a pośród nich snującą się błękitną wstążkę rzeki, falującą niczym olbrzymi wąż. Jednak nie ten widok przykuł w tym momencie wzrok Kapitana. Jego spojrzenie utkwione było na znajdujących się przed okrętem obłokach, do których powinni dotrzeć za jakiś kwadrans. Był to obłoczek przypominający wielką skałę, oraz drugi przypominający smoka. To co zwróciło uwagę Kapitana, to przedmiot znajdujący się na obłoczku w kształcie skały. Kapitanowi, przez ułamek sekundy, zdawało się, że coś tam błyszczało, niczym złoto w promieniach słońca. A ponieważ nigdy nie przegapiał okazji do tego, aby odnaleźć jakiś skarb, postanowił to dokładnie zbadać. Wyjął z za paska swoją długą lunetę i postanowił się przyjrzeć temu uważniej. Kiedy patrzył przez lunetę, dostrzegł, że na obłoczku w kształcie skały, rzeczywiście znajduje się coś jakby kosz, wykonany z wikliny, a w środku coś się mieni i połyskuje. Od razu skierował statek w tym kierunku. Kiedy zbliżył się wystarczająco blisko, posłał jednego ze swych piratów, aby przyniósł kosz.
Już wkrótce, kosz wraz z zawartością znajdował się na pokładzie Błyskawicy. Wszyscy piraci przyglądali się z ciekawością nowemu skarbowi, który właśnie zdobyli. Na dnie plecionego koszyka, leżały sobie trzy szczerozłote przedmioty – trochę jakby spłaszczone kule. Każda z nich ważyła ponad kilogram. To był naprawdę świetny łup. Wszyscy zaczęli wiwatować na cześć Kapitana, który ten skarb dostrzegł jako pierwszy.
Jednak radość ze skarbu nie potrwała zbyt długo. Nagle, statkiem coś potężnie wstrząsnęło, jakby dostał całą salwę z armaty. Niektórzy członkowie załogi poupadali, a jeden o mało co nie wyleciał za burtę. Uratował się jedynie dzięki szybkiej reakcji Kapitana, który w ostatniej chwili chwycił go za ramię. Po kilku sekundach, wszyscy otrząsnęli się z zaskoczenia i ruszyli, każdy do swoich zajęć. Jedni chwytali za liny i naciągali żagle, inni wyciągali armaty i przygotowywali się do oddania pierwszej salwy, w kierunku wroga. Kapitan stanął za sterami i zwinnymi ruchami manewrował Błyskawicą tak, żeby dostrzec, kto, lub co ich atakuje.
Już wkrótce piraci dostrzegli swojego przeciwnika. Niektórzy byli przerażeni, inni zaczęli się modlić, jednak każdy robił co do niego należało. To była rutyna. Kapitan pokierował statkiem tak, aby złapać w żagle najlepszy wiatr i jak najszybciej uciec, przed atakującym ich Smokiem.
Statek gnał szybko jak nigdy dotychczas. Kapitan robił uniki, chował się za obłokami i gwałtownie skręcał, aby zmylić atakującego ich potwora. Załoga wystrzeliła z ponad trzydziestu armat, jednak żadna z kul nie trafiła Smoka, a ten nawet na chwilę nie zwolnił tempa pościgu. Nic nie pomogły również kolejne salwy armatnie.
Pościg trwał już blisko pół dnia. Załoga Błyskawicy była zmęczona, a marynarze zaczynali tracić nadzieję na zgubienie pościgu. Jedynie Kapitan bez najmniejszego wysiłku stał przy sterze, robił uniki i wyszukiwał najsilniejsze podmuchy wiatru. Wkrótce dojrzał coś co mogło stanowić dla niego i jego załogo cień nadziei. Zbliżali się do potężnej burzy. Skierował okręt w jej kierunku, mając nadzieję, że wśród czarnych, złowieszczych chmur, wśród błyskawic i grzmotów, uda się zgubić ścigającego ich Smoka.
Lot przez burzę okazał się bardzo niebezpieczny, kilkakrotnie pioruny uderzały w maszt, kilkakrotnie silny podmuch wiatru, o mało nie wywrócił okrętu do góry dnem. Kilkakrotnie trzeba było ratować marynarzy, którzy o mało nie wypadli za burtę okrętu. Mimo to, dzięki doskonałym umiejętnością Kapitana, wyszli z tego cało. Jednak nie tylko oni mieli szczęście. Smok również przetrwał burzę i kontynuował swój pościg.
„Co też takiego zrobiliśmy, że ten stwór nas tak zawzięcie goni?” – Myślał sobie Kapitan. – „Przecież nie może być aż tak głodny, aby narażać się na te wszystkie niebezpieczeństwa tylko po to, żeby zjeść kilku członków mojej załogi. Nie on musi mieć jakiś cel w tym, aby nas ścigać.” I wtedy, w głowie Kapitana zrodziła się pewna myśl. Przekazał stery swojemu zastępcy, a sam, czym prędzej zbiegł do skarbca. Odnalazł pleciony kosz, jednak nie znalazł w nim złotych kul. Na dnie kosza (a raczej, jak się okazało gniazda) znajdowały się jedynie złote skorupki. Usłyszał za sobą jakiś szmer. Odwrócił się i ujrzał trzy małe Smoczątka. Uśmiechnął się szeroko. Teraz już wiedział, dlaczego Smoczyca goniła ich tak zawzięcie.
– Chodźcie ze mną Maluchy. – Zawołał i zabrał małe Smoczątka na pokład. Wydał rozkaz załodze, aby zatrzymali okręt, a sam wszedł na pokład i wypuścił Maluchy, aby mogły pofrunąć do swojej mamy. Przeprosił Smoczycę, za to, że zabrał jej jaja i wytłumaczył jej, że był pewien, iż jest to ukryty skarb. Smoczyca, dostrzegła dobre intencje Kapitana i ucieszona widokiem swych pociech przyjęła przeprosiny. Co więcej już wkrótce stała się wielką przyjaciółką Kapitana.
Od tej pory Błyskawica i jego załoga, z Kapitanem na czele, siali jeszcze większy postrach wśród innych załóg. A to za sprawą smoków, które zawsze fruwały w ich pobliżu. Smoków gotowych w każdej chwili przyjść Kapitanowi z pomocą.
Gratuluję ciekawej bajeczki o piratach, smokach i skarbach.
Pozdrawiam!
Bardzo dziękuję, za słowa uznania. Cieszę się, że się podobała. Zapraszam do przeczytania pozostałych moich bajek.
Dziękujemy bardzo za wspaniałą opowieść. Dzieciaki słuchali z zaciekawieniem 🙂 Pozdrawiamy serdecznie !
Bardzo miło mi to słyszeć. Każda taka opinia dużo dla mnie znaczy i sprawia, że mam więcej checi do dalszej pracy twórczej.
Pozdrawiam
Dobry Tata Sławek Żbikowski
Fantastyczna bajka ,poprostu mega moje dzieci ja uwielbiają i ja także
Świetna bajka. mój synek od razu sypia przy tej bajce. Ciekawie napisana z tajemniczymi potworami w sam raz dla małych piratów:) oby więcej takich ciekawych bajek życzę Panu do pisania oraz by wena tworcza się panu nie kończyła:)
Bardzo dziękuję za życzenia. To wspaniałe, usłyszeć, że moje opowiadanie sprawia Kacperkowi tyle radości. Życzę miłej lektury.
Pozdrawiam,
Sławomir Żbikowski
Pierwszy raz trafiłam na Pana bajki ale mogę śmiało i zdecydowanie powiedzieć, że na pewno nie ostatni. Mojego 2.5 latka jest na prawdę ciężko czymś zaciekawić a już tym bardziej uśpić przy czytance ale gdy tylko zaczęłam czytać to od razu grzecznie się położył i zaczął słuchać z zaciekawieniem a po kilku minutach smacznie chrapał. Wielki szacun i podziękowania za Pana chęci i talent do pisania, którym zechciał się Pan podzielić. Wraz z moim chrapiącym Oskarem życzymy powodzenia i pozdrawiamy gorąco.
Super….gratuluje talentu!
Super….!