Pewnego razu Barnaba postanowił zrobić porządki w swojej piwnicy. Rzadko do niej schodził, więc nazbierało się tam sporo kurzu i pajęczyn. Kiedy zszedł na dół ujrzał wiele znanych sobie przedmiotów, których od bardzo dawna nie widział. Niektóre z tych przedmiotów były tak stare, że pamiętały jeszcze czasy kiedy na świecie rządzili królowie i królowe, a okolicę przemierzali rycerze w metalowych zbrojach na swych dzielnych i potężnych rumakach. Inne były jeszcze starsze i pamiętały czasy rzymskich legionów, czy nawet historie rodem z góry Olimp.
Barnaba zabrał się więc za sprzątanie. Był właśnie w trakcie odkurzania regału z książkami spisanymi zarówno w językach ludzkich, takich jak angielski, niemiecki, rosyjski, czy też język polski, jak również w językach krasnoludów oraz spisane dawno zapomnianym językiem elfów. I właśnie zdmuchiwał kurz z książki zatytułowanej „Dawne legendy królestwa krasnali”, gdy nagle usłyszał pukanie do frontowych drzwi.
Otrzepał ręce i fartuch i czym prędzej pobiegł na górę. Kiedy otworzył drzwi swojej leśnej chatki ujrzał przed nimi Kruka Kraamyla, leśnego listonosza, który dostarczał listy wszystkim zwierzętom w okolicy.
– List do ciebie, Barnabo. – Powiedział Kraamyl i wręczył Krasnoludkowi kopertę.
„Ciekawe od kogo ten list?”, zastanawiał się Barnaba i czym prędzej wrócił do chatki. Usiadł w swoim ulubionym bujanym fotelu i otworzył kopertę. Wyjął list, otworzył go i zobaczył lśniące i mieniące się w słonecznych promieniach złote litery. Zaczął czytać:
„Drogi Przyjacielu, Barnabo.
Dawno się nie widzieliśmy, jednak przez wzgląd na naszą wielką przyjaźń zwracam się do Ciebie o pomoc. W naszym królestwie stało się coś naprawdę strasznego. Nasz stary król został uwięziony, a na jego tronie zasiadła Burzowa chmura – Grzmot. Od bardzo dawna nie widziałem promieni słońca, gdyż od chwili uwięzienia króla w całym królestwie zapanowały ciemności. Proszę cię, abyś przybył nam na ratunek. Wierzę, że z twoją mądrością na pewno uda nam się uratować Króla i nasze królestwo.
Czekam na twoje przybycie.
Z poważaniem Nimbokumulus.”
Takiej wiadomości Barnaba się nie spodziewał. Trzeba było szybko działać. Jedyne co go martwiło to to, że nie wiedział w jaki sposób ma dotrzeć do Królestwa Chmur. Zajrzał jeszcze raz do koperty i na jej dnie ujrzał coś migoczącego złoto-błękitnym blaskiem. „Magiczny pył” pomyślał, „tego było mi trzeba”.
Szybko spakował prowiant i kilka najbardziej niezbędnych rzeczy. Posypał się magicznym pyłem i odleciał. Resztkę magicznego pyłu, umożliwiającego latanie, schował głęboko na dnie kieszeni swojego płaszcza.
Leciał dość długo, aż wreszcie dotarł na miejsce. Dawno tu nie był i Królestwo Chmur zmieniło się wręcz nie do poznania. Kiedyś jasne i pełne barw, teraz było ciemne i ponure. Szybko skierował się do domu, w którym mieszkał Nimbokumulus.
– Witaj przyjacielu – wykrzyknął Nimbokumulus widząc Krasnoludka. – Cieszę się, że do nas przybyłeś. Czekaliśmy na ciebie. Król został uwięziony w pałacowym lochu. Władzę sprawuje teraz Grzmot i nie dopuszcza, aby choć jeden promień słońca dotarł do naszego Królestwa. Wszyscy są przez to przygnębieni i smutni. Jeśli nic z tym nie zrobimy, to wkrótce nasze piękne państwo przestanie istnieć.
– Pójdę więc i porozmawiam z tym całym Grzmotem – powiedział Barnaba. – Wyruszam natychmiast.
Jak powiedział tak zrobił. Zjadł jeszcze coś pożywnego i ruszył w kierunku królewskiego pałacu. Kiedy szedł ciemnymi uliczkami usłyszał nagle cichutkie łkanie, jakby płakało jakieś dziecko. Poszedł w kierunku, z którego dobiegał ten dźwięk. Kiedy wyszedł zza drzewa ujrzał piękną różę. Róża była bardzo smutna i płakała bardzo cichutko.
– Co się stało moja droga? – zapytał Barnaba – Czy mogę ci jakoś pomóc?
– Przez te ciemności w ogóle nie widać moich prawdziwych kolorów. Jestem teraz prawie czarna, podczas gdy w rzeczywistości powinnam być purpurowo-czerwona. Powinnam być ozdobą tutejszego ogrodu, a tym czasem nikt nawet nie zwraca uwagi na mój wygląd.
– Nie płacz moja droga. Ja uważam, że jesteś bardzo piękna. Dla mnie twój cudowny, perfekcyjny kształt jest znacznie ważniejszy niż barwa, jednak i temu można zaradzić.
Wyjął z kieszeni szczyptę magicznego pyłu i posypał nim różę. Na chwilę odzyskała swoją dawną barwę, po czym zaczęła mienić się różnymi kolorami jarząc się bladym, magicznym blaskiem.
Róża była tak szczęśliwa, że postanowiła, pójść w dalszą drogę wraz z Barnabą. Szli więc razem, a krasnoludek opowiadał Róży ciekawe historie, czym wprawiał ją w coraz lepszy nastrój. W pewnym momencie usłyszeli bardzo smutny śpiew. Kiedy się zbliżyli, ujrzeli złotą klatkę a w niej smutnie śpiewającego słowika.
– Kto cię tu uwięził drogi przyjacielu? – zapytał Barnaba.
– Mój śpiew był zbyt radosny, kiedy byłem na wolności i mogłem latać w przestworzach i cieszyć się przestrzenią wokół mnie. Zostałem więc schwytany i uwięziony w tej złotej klatce, a klucz od niej został wrzucony do oceanu, abym został tu na całe życie.
– Nie martw się. Zaraz coś z tym zrobimy.
Barnaba sięgnął do kieszeni, wziął szczyptę magicznego pyłu i posypał nim kłódkę. Ta zaraz zaczęła się wykręcać, wić i tańczyć, aż w końcu otworzyła się i utworzyła kształt przypominający kwiat paproci. Słowik był znowu wolny. Wyleciał na wolność i zaczął krążyć wysoko w przestworzach. Smutek zginął z jego głosu i znów można było usłyszeć radość. Słowik przyleciał do Barnaby i Róży i zaproponował im, że pójdzie dalej z nimi i będzie umilał im drogę swoim śpiewem.
Szli we trójkę, zmierzając do Królewskiego Pałacu, gdy nagle Słowik ujrzał z oddali coś połyskującego. Zdziwił się, gdyż w panujących dookoła ciemnościach nie widywało się z reguły nic co mogłoby się tak mienić.
Podeszli więc bliżej i ujrzeli pięknie zdobioną rękojeść ręcznego lusterka. Samo zwierciadło zostało jednak brutalnie zbite i leżało porozrzucane po okolicy w wielu kawałkach. Przyjaciele pozbierali je co do jednego, a wtedy Barnaba posypał fragmenty magicznym pyłem i zaraz zlały się one tworząc jednolitą gładką powierzchnię lustra. Wtedy stało się coś dziwnego. Lustro do nich przemówiło.
– Dziękuję wam, drodzy przyjaciele. Zostałem stłuczone, ponieważ mój blask przerażał nowego władcę. Gdyby nie wy, nigdy nie byłbym już sobą. Leżałbym porozrzucany po okolicy w małych kawałkach i nikt nie wiedziałby nawet, jak wyglądałem zanim mnie potłuczono. Weźcie mnie ze sobą. Może będę mógł się wam do czegoś przydać.
Czwórka przyjaciół poszła więc dalej. Szli jeszcze jakiś czas, aż dotarli do Królewskiego Pałacu. Zostali dopuszczeni przed oblicze Grzmota – nowego władcy.
– Czego tu szukacie? – Zapytał Grzmot – Nie wiecie, że nie przepadam za takimi wesołkami jak wy?
– Panie, wiemy jak jesteś potężny. – Zaczął swą mowę Barnaba. – Wiemy jak czarne są twoje myśli i jak bardzo nie lubisz wszystkiego co dobre, jasne, szczęśliwe i przyjemne. Być może moglibyśmy w jakiś sposób spróbować rozgrzać twoje stwardniałe serce i wydobyć z niego choć odrobinę dobroci.
– Niczego nie uda wam się wskórać! – Wykrzyknął Grzmot. Jednak tlące się w jego sercu dobro nakłoniło jego czarną duszę do tego, aby dał śmiałkom szansę. – Dobrze, więc. Dam wam szansę, choć uważam, że i tak nie uda wam się tego osiągnąć. Macie czas do jutra, aby się przygotować, a wtedy staniecie ponownie przede mną i każde z was będzie miało jedną szansę, aby sprawić, bym stał się znowu dobrą i miłą chmurką jaką kiedyś byłem.
Przyjaciele zostali odprowadzeni do swojej komnaty, przed którą ustawiono straże, które miały ich pilnować.
Przyjaciele siedząc w komnacie, zastanawiali się w jaki sposób wykonać zadanie. Wszyscy wierzyli w to, że Barnaba użyje swego magicznego pyłu i wszystko się dobrze skończy. Jednak, jak się okazało pyłu zostało już tak mało, że na pewno nie wystarczy go aby zmiękczyć tak zatwardziałe serce jak to należące do Grzmota. Musieli więc wymyślić coś innego. W końcu ustalili plan działania.
Następnego dnia ponownie zostali zaprowadzeni przed oblicze władcy.
– Ciekawy jestem co też wymyśliliście – zaśmiał się Grzmot. – Zaczynajcie. Już nie mogę się doczekać, kiedy będzie po wszystkim i będę mógł wtrącić was wszystkich do lochów.
Przyjaciele nie mieli wyboru, musieli zaczynać. Ich plan przewidywał, że rozpocznie Słowik. Wzbił się więc nieco w górę, zaczął oddychać głęboko powietrzem i w końcu zaczął swą pieśń. Pieśń ta przesycona była radością i niosła tak wiele pozytywnej energii, że nagle w sercu władcy coś się poruszyło. Zaczęło bić odrobinę mocniej, a ciemna zasłona chmur blokująca dostęp promieni słonecznych lekko się przerzedziła.
Wtedy do akcji wkroczyło lusterko. Dłuższą chwilę zajęło mu odszukanie przebijających się przez chmury promieni słonecznych. W końcu się jednak udało. Wystarczył jeden, jedyny promień, który przedarł się przez chmury i dotarł do lustra. Tam został zwielokrotniony i odbity w kierunku władcy z taką mocą, iż cała sala tronowa w jednej chwili skąpała się w słonecznym blasku. Władca poczuł ogarniające go ciepło i znów coś poruszyło się w jego sercu.
W promieniach słońca oświetlających tron i jego okolicę, pojawiła się Róża. Jej blask został wielokrotnie wzmocniony słonecznym blaskiem. Oto stała przed Władcą i przed swoimi przyjaciółmi najpiękniejsza Róża świata. Nikt nie potrafił stanąć w jej blasku i nie westchnąć z zachwytu. Zachwyt wydarł się również z gardła Grzmota. W tym momencie ponownie coś poruszyło się wewnątrz jego serca, a on sam poczuł rozpływające się po jego ciele ciepło.
I właśnie wtedy przed jego oblicze władcy wystąpił Barnaba, wyjął ostatnią szczyptę magicznego pyłu i dmuchnął nim w twarz Grzmota. Ten połknął pył wraz z wdychanym powietrzem i wtedy stała się przedziwna rzecz. Grzmot rozpłakał się jak dziecko. Płakał tak długo, aż jego czarna barwa zmieniła się na prześliczny biały kolor. Wtedy Grzmot przetarł oczy i uśmiechnął się.
– Dziękuję wam, moi drodzy. Nie wierzyłem, że może się wam udać, a jednak dokonaliście tego. Zdjęliście ze mnie czar , który rzuciła na mnie zła czarownica. Dzięki wam znów jestem sobą – małym białym obłoczkiem. Dzięki wam słońce znów zaświeciło w Naszym Królestwie. Wtedy przypomniał sobie o Królu. Kazał go jak najszybciej uwolnić. Sam oddał się do jego niewoli. Jednak Król usłyszawszy o czarze, rzuconym przez czarownicę, darował mu wszystkie winy i poprosił, aby został jego doradcą.
Król podziękował również swym wybawcom:
Słowikowi, który mógł cieszyć się wolnością i był zawsze mile widzianym gościem na dworze Króla.
Róży, która została główną atrakcją królewskich ogrodów.
Lusterku, któremu Król zaproponował, aby pozostało na jego dworze i pełniło funkcję zarządcy królewskiej garderoby.
Gorąco podziękował także Barnabie. Gdyby Król miał jakąś córkę, zapewne Barnaba dostałby w podzięce jej rękę i połowę królestwa. Jednak król jeszcze nie miał córki. Zapłatą za trud i wysiłek, włożony w uwolnienie Królestwa Chmur, była skrzynia wypełniona po brzegi Magicznym pyłem.
Barnaba wrócił do swego przyjaciela Nimbokumulusa, u którego został jeszcze kilka dni. Wiele razem rozmawiali, wspólnie spacerowali i podziwiali piękno Królestwa Chmur. Po odzyskaniu słonecznego blasku, znów stało się ono jasne i piękne. Znów mieniło się przeróżnymi kolorami, znów dominowały w nim szczęście, radość i miłość.
Nadszedł jednak czas, kiedy Krasnoludek musiał już wracać do swojego lasu, do swojej chatki i do swoich przyjaciół. Pożegnał się z Nimbokumulusem, z Królem, oraz ze swymi nowymi przyjaciółmi i wrócił na Ziemię. Wrócił do swojego lasu, wszedł do swojej chatki. Zniósł skrzynię z magicznym pyłem do piwnicy, po czym wrócił na górę. Umył się, przebrał w koszulę nocną i nocny czepek, po czym wskoczył do swojego mięciutkiego i przytulnego łóżeczka.
„Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” – Pomyślał, tuż przed zaśnięciem. Chwilę potem spał jak suseł, śniąc swoje kolorowe sny.