W niedzielny wieczór mój starszy syn poprosił, abym opowiedział im bajkę o Halloween, oto ona:
Był mglisty jesienny poranek. Jeżyk Szpileczka wstał jak zwykle, bardzo wcześnie i od razu zabrał się do pracy – miał bardzo dużo do zrobienia. Postanowił, że zacznie od uprzątnięcia spiżarni i tak też zrobił. Zszedł po schodkach do spiżarni i zaczął porządki. Najpierw zabrał się za wycieranie stojących na regałach słoi. Jedne zawierały marynowane grzyby – jeden z przysmaków Szpileczki, inne wypełnione były kiszonymi ogórkami, zrobionymi według starej babcinej receptury. W jeszcze innych znajdowały się kompoty z różnych owoców: czerwonych jak polne maki malin, pachnących jeżyn, jagód zebranych tuż obok norki, leśnych poziomek, które Jeżyk dostał od swojego przyjaciela Krasnala Barnaby, a nawet z soczystych dzikich jabłek. Wszystkie słoje były zakurzone i Jeżyk musiał każdy po kolei przetrzeć wilgotną ściereczką, a potem wytrzeć do sucha ręcznikiem. Już wkrótce, każdy z pokaźnej kolekcji słoików błyszczał się i dumnie pokazywał swoją zawartość. To jednak był dopiero początek sprzątania. Teraz Szpileczka zabrał się za wycieranie jabłek. Jabłka leżały poukładane w skrzyneczkach i zdążyły się już lekko zakurzyć. Szpileczka brał w łapki każdy owoc i wycierał do czasu, kiedy nie tylko zniknął cały kurz, ale kiedy jabłko zaczynało świecić się i jeżyk mógł się w nim przejrzeć jak w lustrze. Była to bardzo ciężka i mozolna praca, jednak Szpileczka był cierpliwy i wytrwały. Kiedy już skończył ze wszystkimi jabłkami, zabrał się za orzechy. Miał właśnie zamiar sprawdzać, które orzechy są pełne, a które puste, gdy nagle usłyszał głośne pukanie do drzwi.
Odłożył orzechy z powrotem do koszyka, zamknął spiżarnię i szybkim krokiem skierował się na górę, aby otworzyć niecierpliwemu gościowi, który zdążył już zapukać ze trzy razy. Szpileczka podbiegł do drzwi i otworzył je na oścież, aby wpuścić swojego gościa i wtedy stała się rzecz bardzo dziwna – Jeżyk spojrzał na postać, a raczej postaci znajdujące się przed jego drzwiami. Jego oczy stały się wielkie jak spodki, jego ryjek, jakby pobladł, a na buzi widać było niespotykany dotychczas grymas – jednym słowem, to co zobaczył, sprawiło że Szpileczka zaczął się bać. Chciał uciekać, jednak nogi odmówiły mu posłuszeństwa, stały się miękkie i Szpileczka zemdlał.
Sam nie wiedział, jak długo był nieprzytomny, jednak kiedy ponownie odzyskał świadomość i otworzył oczy, okazało się, że straszne postacie, które ujrzał przed swoimi drzwiami, wcale nie były wytworami jego wyobraźni i wcale mu się nie przyśniły. Znowu widział czarownicę w starym szpiczastym kapeluszu, z wielgaśnym, koślawym nosem, przywdzianą w brudną płócienną sukienkę i dosiadającą prawdziwą miotłę. Znowu widział białego ducha, który biegał po całej Jeżykowej norce. Widział również wielkiego włochatego pająka z ośmioma włochatymi nogami, który zwisał się na swojej niewidocznej nici, zupełnie jakby unosił się w powietrzu, niczym ptak.
Kiedy potwory zorientowały się, że Szpileczka znów się im przygląda, zaczęły się do niego zbliżać. Jeżyk znów poczuł ogarniający go strach, jednak w pewnym momencie potwory zatrzymały się i głośno, chórem zakrzyknęły: „Wesołego Halloween”. Dopiero wtedy Szpileczka przypomniał sobie, co to za dzień i dopiero wtedy rozpoznał w potworach swoich przyjaciół. Czarownicę z rudą kitką, którą okazała się Wiewiórka Puszysia, Ducha z wielkimi uszami, czyli Króliczka Kicusia, oraz Pająka, który dziwnym zbiegiem okoliczności wymachiwał skrzydełkami, czyli Wróbelka Pióreczko.
– Aleście mnie wystraszyli. – Wysapał Jeżyk do swoich przyjaciół. – Myślałem, że to prawdziwe potwory. Zupełnie zapomniałem, że to dziś jest Halloween.
– Nie gadaj tyle, tylko przebieraj się w jakiś struj i idziemy przestraszyć Barnabę. – powiedział Pióreczko.
– Tylko, że ja nie mam nic do przebrania. – powiedział smutnym głosem Szpileczka.
– Zaraz coś dla ciebie wymyślimy – rzuciła Puszysia i przyjaciele od razu zabrali się do szukania przydatnych elementów przebrania.
Najpierw Kicuś znalazł stary worek, który narzucił na kolce jeżyka, potem Puszysia do rączek przytwierdziła mu kijki z wykonanymi z papieru skrzydłami. Na koniec Pióreczko przymocował jeszcze uszy z liści i dwa zęby wykonane z białej fasoli i już wkrótce zamiast zwykłego właściciela norki, stał przed nimi najprawdziwszy nietoperz-wampir.
Przyjaciele poszli razem do chatki krasnala Barnaby, aby i jemu zrobić psikusa. Stanęli przed drzwiami i zapukali. Nikt nie otwierał. Zapukali ponownie i nadal nic. W końcu Pióreczko podleciał do okna i zajrzał do środka, jednak nigdzie nie dostrzegł Krasnala.
– Pewnie zszedł po coś do piwnicy. – powiedział Pióreczko – Wejdźmy do środka, ukryjmy się i kiedy Barnaba wyjdzie z piwnicy, przestraszymy go.
Przyjaciele zgodzili się na ten plan. Weszli do środka i ukryli się najlepiej jak potrafili.
Już wkrótce zaczęli słyszeć dźwięki dochodzące do nich z piwnicy. Dźwięki stawały się coraz głośniejsze, co sugerowało, iż Barnaba jest już na schodach i kieruje się na górę. Jednak im bardziej nasi przyjaciele przysłuchiwali się tym dźwiękom, tym mniej przypominały one Barnabę. Były to raczej jakieś powarkiwania, pomrukiwania, czy też odgłosy sapania, których nigdy wcześniej nie słyszeli. W końcu dźwięki te stały się bardo wyraźne, klamka poruszyła się, a drzwi prowadzące do piwnicy Krasnala zaczęły się otwierać. Przyjaciele w swych halloweenowych przebraniach wyskoczyły z kryjówek i właśnie mieli wykrzyknąć swoje straszne „BUUUUU!”, kiedy ujrzeli ukazującą się w drzwiach postać i zamarli w bezruchu. Postacią tą wcale nie był Krasnal Barnaba tylko najstraszniejszy, najgroźniejszy i największy WILK, jakiego kiedykolwiek widzieli. Szczerzył na nie swoje wielkie białe zębiska i warczał przerażająco. Przestraszone zwierzątka zaczęły uciekać w kierunku drzwi chatki, jednak okazało się, że ktoś je zamknął na klucz. Jeszcze chwilę szarpały za klamkę, jednak nie było już szansy na ucieczkę. Przyjaciele odwrócili się do wilka i zaczęli prosić, aby ich nie zjadał. Wtedy wilk podszedł bliżej, otworzył swoją wielką paszczę, w której świeciły wielgaśne i ostre jak żyletki zębiska i wydał dziwny dźwięk. Ku zdziwieniu przyjaciół był to śmiech. Wszyscy razem spojrzeli na wilka, a ten śmiejąc się powiedział:
– Wesołego halloween. – po czym zdjął głowę wilka i uśmiechnął się swoim najłagodniejszym Krasnoludzim uśmiechem.
Zwierzątka zrozumiały, że zamiast one zrobić psikusa Barnabie, same zostały przez niego nastraszone. Potem wszyscy razem śmiali się długo i słuchali ciekawych halloweenowych opowieści, które opowiadał Barnaba.
I tak minął kolejny dzień w lesie nieopodal.