Lato dobiegło końca. W całym lesie widoczne były oznaki nadciągającej jesieni. Na drzewach, zielone dotychczas liście przyodziały wielobarwne stroje: żółte, złociste, czerwone, brązowe. Z każdym dniem coraz mniej tych kolorowych piękności pozostawało na drzewach, a coraz więcej porywanych wiatrem opadało na ziemię i pokrywało całą okolicę mięciutką liściastą okrywą, niczym ciepłą kołderką. Dni stawały się krótsze, a noce wydłużyły się. Również temperatury stały się dużo niższe niż te, do których przyzwyczaiło nas lato. A w dodatku ten nieustający deszcz, który dniami i nocami siąpił z nieba dodając lasowi uroku niedostępności i tajemniczości. Jednym słowem – jesień rozpoczęła swoje panowanie na dobre.
Wróbelek Pióreczko pędził co sił w skrzydełkach. Pokonywał wiejący w oczy wiatr. Nie przejmował się utrudniającymi lot strugami deszczu. Kluczył pomiędzy drzewami z zawrotną prędkością. A wszystko to po to, aby odwiedzić przyjaciela w potrzebie.
Tego ranka, Pióreczko zabrał się za robienie zapasów na zimę. „Przecież ziarenka same do gniazdka nie przyjdą” – pomyślał. Zdążył już nazbierać ponad pół woreczka ziarenek, gdy nagle przelatująca sójka Jagoda przekazała mu wieść, która sprawiła, że na krótką chwilę oniemiał. „Krasnal Barnaba jest ciężko chory i potrzebuje pomocy.”
Wiadomość ta była dla wróbelka wielkim zaskoczeniem. Przyjaźnił się z Barnabą od wielu lat i nigdy nie słyszał, aby ten na coś chorował. Dotychczas to właśnie krasnal zajmował się leczeniem innych mieszkańców lasu. „Jednak co robić, kiedy trzeba pomóc samemu lekarzowi?” – zastanawiał się wróbelek.
Nie tracąc ani chwili rzucił worek z ziarnami na ziemię i ruszył przed siebie. Frunął najkrótszą drogą do chatki przyjaciela. Wkrótce dotarł do dobrze znanego sobie miejsca. Z daleka chatka Barnaby wyglądała niczym stary, spróchniały pień potężnego drzewa. Jednak po uważnym przyjrzeniu się pieńkowi można było dostrzec w nim maleńkie okienka i niewiele większe od nich drzwiczki. Pióreczko stanął właśnie przed tymi drzwiami, a będąc dobrze wychowanym zwierzątkiem zapukał w nie. Wkrótce przypomniał sobie, że gospodarz jest chory i zapewne nie będzie w stanie mu otworzyć. Sięgnął więc skrzydełkiem w kierunku klamki. Ku jego wielkiemu zdziwieniu, w tym samym momencie ktoś nacisnął klamkę od wewnątrz. Pióreczko ucieszył się na myśl, że zaraz ujrzy uśmiechniętą twarz z brodą i niebieskim kapturem na głowie. Pomyślał nawet, że być może wiadomość o chorobie przyjaciela nie jest prawdziwa. Jednak to nie krasnal otworzył gościowi drzwi. Był to jeżyk Szpileczka.
– Szpileczka? – wróbelek był bardzo zdziwiony. – Co ty tutaj robisz? Przecież jest jesień, pora roku, w której nic nie jest w stanie powstrzymać cię od robienia zapasów na zimę.
– To prawda – odparł jeżyk. – Jednak przyjaciel w potrzebie jest dla mnie ważniejszy nawet od zapasów.
– Rozumiem – Pióreczko pokiwał główką, a potem z zainteresowaniem w głosie zmienił temat rozmowy – Jak on się czuje?
– Od rana leży w łóżku i nie odzyskuje świadomości. Ma bardzo wysoką temperaturę i nie wygląda dobrze. Zresztą sam zobacz. – tu Szpileczka zrobił łapką gest wskazujący w kierunku sypialni krasnala.
Pióreczko udał się tam z pośpiechem. Wszedł do środka i ujrzał leżącego w łóżku małego człowieczka z siwą głową i równie siwą brodą. Wróbelek po raz pierwszy w życiu widział swojego przyjaciela w tak złym stanie. Całe czoło krasnala pokryte było kropelkami potu, świadczącymi o tym, że temperatura nadal utrzymuje się na wysokim poziomie.
Obok łóżka, na niewielkim krześle siedziała ruda wiewiórka. W swoich łapkach trzymała dłoń krasnala. W jej oczach wróbelek dostrzegł błyszczącą, wielką jak groch łzę.
– Co z nim? – zapytał kładąc swe ciepłe skrzydełko na ramieniu wiewióreczki Puszysi.
– Nie wiem, ale bardzo się o niego martwię. To on zawsze pocieszał nas w trudnych chwilach. To on jako pierwszy zjawiał się, aby udzielić nam pomocy. A teraz, kiedy sam potrzebuje naszej pomocy, nie potrafimy mu jej udzielić.
– Dawaliście mu jakieś leki?
– Kicuś jest w kuchni i próbuje coś przyrządzić. Może pójdziesz mu pomóc?
– Jasne. – Wróbelek pogładził przyjaciółkę po ramieniu, a potem udał się do kuchni.
W kuchni panował wielki bałagan. Na stole stały kosze z przeróżnymi ziołami. Na blacie regału poustawiane były butelki z przeróżnymi nalewkami, oraz słoiki z przetworami. Pośrodku tego wszystkiego stał natomiast króliczek Kicuś, trzymał się łapkami za głowę i lamentował.
– Kicuś, co się dzieje?! – zapytał przyjaciela wróbelek.
– Nie znam się na tych wszystkich ziołach! Nie potrafię przygotować lekarstwa dla przyjaciela, który mnie potrzebuje! – wykrzyknął króliczek i rozpłakał się na cały głos.
Pióreczko podszedł bliżej, objął przyjaciela skrzydłami, a potem spojrzawszy mu w oczy, powiedział:
– Nic się nie martw. Razem jakoś sobie poradzimy. Wyleczymy naszego przyjaciela. Rozumiesz?
– Tak – odpowiedział radośniejszym już głosem Kicuś, ocierając łapkami oczy. – Bierzmy się do dzieła.
– No dobra. To przygotujmy mu coś na obniżenie gorączki. Zagotowałeś wodę?
– Stoi na kuchni i właśnie zaczyna się gotować.
– Wyśmienicie!
Pióreczko wyjął z szafki największy kubek, ten w którym Barnaba najchętniej pijał swoje ulubione kakao i postawił go na stole. Następnie spośród zgromadzonych tam ziół wybrał suszone kwiaty lipy, miętę i korę wierzby. Wsypał po łyżeczce każdego z ziół do Kubka, a potem polecił króliczkowi, aby ten zalał zioła wrzątkiem. Po zaparzeniu ziół, wróbelek dodał jeszcze do naparu solidną porcję miodu i soku z malin. Potem wszystko zamieszał i skinął do króliczka, że wszystko jest gotowe.
Wspólnymi siłami donieśli kubek z zawartością do sypialni gospodarza i nakłonili go, aby wypił.
Początkowo nie było widać znaczącej poprawy. Czwórka przyjaciół rozsiadła się przy łóżku przyjaciela. Wspominali ciekawe opowieści, które przez te wszystkie lata opowiadał im Barnaba. Śmiali się i cieszyli ze wspólnych przygód. Na moment w pokoju zapanowała atmosfera szczęścia i radości. Młode zwierzątka przez chwilę zapomniały o chorobie przyjaciela i o troskach związanych z jego stanem. Ten właśnie moment Barnaba wykorzystał aby odzyskać przytomność. Otworzył oczy i z wielką radością stwierdził, że otaczają go przyjaciele. Byli przy nim wszyscy: i Szpileczka, i Kicuś, i Puszysia, no i oczywiście Pióreczko. Wiedział, że na tę czwórkę przyjaciół zawsze może liczyć i się nie zawiódł. Odchrząknął cichutko, a oni spojrzeli w jego kierunku. Na ich buziach dostrzegł ulgę i wielką radość.
– Obudził się! – wykrzyknęli wszyscy razem i rzucili się na łóżko, aby go uściskać.
Z pomocą przyjaciół Barnaba szybko wyzdrowiał. Wystarczyło kilka dni, a odzyskał siły i sam mógł się sobą zająć. Przyjaciele nadal się nim opiekowali i codziennie go odwiedzali, a on w podzięce za okazaną troskę opowiadał im najpiękniejsze opowieści, jakie kiedykolwiek słyszeli. Były to opowieści o mężności, waleczności, miłości, ale przede wszystkim o wielkiej przyjaźni.