Cześć dzieciaki. Pamiętacie mnie jeszcze? Tak, to ja słoń Trąbal-Bombal. Czy lubicie słuchać niesamowitych opowieści? Ja wprost uwielbiam. Czasem z kolegami ze szkoły opowiadamy sobie takie właśnie historie.
Wczoraj wieczorem odwiedzili mnie mój najlepszy kumpel niedźwiadek Rysio-Gumisio i żyrafa Łatka-Kanciatka i zgadnijcie co robiliśmy przez cały wieczór. Oczywiście, opowiadaliśmy sobie straszne historie. Zgasiłem światło w pokoju, włączyłem odpowiednią muzykę, która dodawała niesamowitego klimatu i zaczęliśmy opowiadać.
Moja opowieść wydarzyła się naprawdę. Była to historia o tym jak zabłądziłem we mgle gęstej jak sos pomidorowy do spaghetti. Przedzierałem się przez nią w drodze ze szkoły. Zabłądziłem jednak i trafiłem do dziwnego lasu. No ale opowiem wam o tym innym razem.
Jako druga swoją opowieść przedstawiła żyrafa. Historia ta była całkowicie zmyślona i opowiadała o wielkim dinozaurze. Całe szczęście, że te wielkie gady wymarły dawno temu. Nie chciałbym stanąć oko w oko z jednym z nich.
Jednak najciekawszą okazała się opowieść Rysia-Gumisia. I właśnie tę historyjkę chcę wam dzisiaj przytoczyć:
„Było to dawno temu lub całkiem niedawno. Działo się to daleko stąd lub tuż za najbliższym zakrętem. Była noc lub wczesny ranek – już nie pamiętam. Jak zwykle szedłem sobie do lasu na polowanie. Tak ja niedźwiedź Rysio-Gumisio, znany jestem ze swojego zamiłowania do polowań. Wstaję wtedy bardzo wcześnie, zakładam zieloną kurtkę, zielone spodnie, zielony kapelusz. Wkładam wysokie czarne buty, na ramieniu wieszam swą broń i ruszam na łowy.”
– Nigdy nie słyszałam, że jesteś zapalonym myśliwym! – wykrzyknęła oburzona Łatka-Kanciatka. – To niesłychane! Jak możesz?!
– Nie przerywaj mojej opowieści. – odpowiedział spokojnie Rysio-Gumisio. – Zaraz wszystko się wyjaśni.
„Tamtego dnia wyruszyłem z nadzieją, że uda mi się upolować Papugę Złocistą, albo innego równie rzadkiego ptaka. Skradałem się ukrywając to za krzakiem, to za pniem drzewa, to za wielkim głazem, lub pupą nosorożca. Przez cały czas moja broń była w gotowości. Nagle przyczajony za wielkim liściem bananowca dostrzegłem na gałęzi tuż obok, parę wspaniałych niebieskich ptaszków. Nie znałem tego gatunku, więc uznałem, że taka zdobycz będzie cennym łupem.”
Żyrafa słuchała opowieści z coraz większym niesmakiem. Mnie również przerażała myśl o tym, że mój najlepszy kumpel dla sportu zabija inne zwierzęta. Postanowiłem jednak, że zaczekam do końca tej opowieści. Miałem nadzieję, że okaże się ona zmyślona.
Wymierzyłem swoją broń. Ptaszek był w samym środku celownika. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem spust. Potem nacisnąłem jeszcze raz i jeszcze. Potem wykonałem całą serię.
Kiedy oglądałem swoje łupy, doszedłem do przekonania, że są to najlepsze zdjęcie, jakie ostatnio wykonałem. Zajmą one zaszczytne miejsce w moim albumie dzikich zwierząt.
W tym momencie zarówno ja, jak i Łatka-Kanciatka odetchnęliśmy z ulgą.
Kiedy wracałem do domu i przeglądałem zdjęcia na wyświetlaczu aparatu, nagle potknąłem się i wywróciłem. Okazało się, że wpadłem w jakieś dziwne zagłębienie w ziemi. Przyjrzałem się temu zagłębieniu i uznałem, że to był odcisk stopy. Tylko do kogo mógł należeć taki odcisk. Kształtem przypominał odcisk stopy człowieka lub goryla. Ten jednak był znacznie większy. Był wręcz gigantyczny.
Nagle usłyszałem coś jakby wielki huk, niedaleko mnie. W tym samym momencie ziemia pod moimi łapami zatrzęsła się jak podczas trzęsienia ziemi. Za chwilę huk i trzęsienie ziemi powtórzyło się. Zacząłem się rozglądać. Byłem przerażony. Domyślałem się, że są to odgłosy stąpania właściciela tych wielkich stóp, których odcisk widziałem przed chwilą. Ukryłem się w krzakach i cały się trzęsąc wypatrywałem potwora. Na szczęście, pomimo strachu, nie zapomniałem o swoim aparacie. Z drżącymi łapami i zamkniętymi oczyma robiłem zdjęcia to tu to tam. Nagle stwór przebiegł tuż nade mną. Drżenie ziemi było straszne. Jednak chwilę potem odgłosy tego czegoś ucichły.
Dopiero wtedy otworzyłem oczy i odrobinę się uspokoiłem. Nie wiedziałem co to było, ale musiało być straszne.
Dopiero, kiedy dotarłem do domu, wyjąłem aparat z futerału i zacząłem przeglądać zdjęcia, jakie udało mi się zrobić. Było tam zdjęcie drzewa i liścia palmy kokosowej, zdjęcie błotnistej kałuży, zdjęcie nieba i kilku chmurek, zdjęcie moich drżących ze strachu uszu i…
Wprost nie mogłem w to uwierzyć. Wśród zrobionych przeze mnie zdjęć było także zdjęcie, wielkiego, przerażającego, pędzącego przez dżunglę, Yeti.”
Słysząc to odsapnęliśmy odrobinę, gdyż właśnie sobie uświadomiliśmy, że całą tę historię Rysio-Gumisio zmyślił na poczekaniu. Jednak niedźwiedź był na to przygotowany. Wyjął z kieszeni fotografię i podał nam, abyśmy ją obejrzeli. Na fotografii był prawdziwy, straszliwy Yeti.
Sam nie wiem, czy opowieść mojego najlepszego kumpla była prawdziwa, czy też zmyślona. Jednak od dziś, za każdym razem wchodząc do lasu, będę się miał na baczności.
Pozdrawiam was gorąco i życzę przyjemnych snów.