Witajcie, witajcie. Nawet nie wiecie jaki jestem podekscytowany (czyli przejęty). Nie uwierzycie co mi się dzisiaj przytrafiło. Ale… nie chcę wam psuć zabawy. Opowiem wiec wszystko od samego początku.

Przyszedłem ze szkoły bardzo zmęczony. Mieliśmy dzisiaj aż dwie matmy, a ja nie jestem orłem z liczenia. Jedyne co potrafię to liczyć na siebie i swój spryt. Ale nie o tym mam zamiar wam dzisiaj opowiadać. Chciałem rzucić plecak w kąt i pobiec do Rysia-Gumisia, aby się z nim pobawić. Ale, odkąd mama jest w ciąży i nie chodzi do pracy, nam z nią urwanie głowy. „Przebierz się!”, „odrób lekcje!”, „zjedz obiad!”, „ubierz się cieplej!”, „a dlaczego trąba wystaje ci z golfu!”, „napij się soczku!”, „dlaczego założyłeś najlepsze skarpetki do grania w piłkę?!” Jednym słowem, mama nie daje mi spokoju. Moje plany nie wypaliły i tym razem. Mama kazała mi odrobić lekcje, a tych było tyle, że zeszło mi się do wieczora. „Szkoda, że nie mogłem się pobawić z Rysiem!” – rozpaczałem kończąc zadanie z przyrody.

Kiedy skończyłem za oknem robiło się już ciemnawo. Czułem, że i tak się nie uda, ale postanowiłem spróbować:

– Mamo? Mogę teraz wyjść na trochę na dwór?

O dziwo mama się zgodziła, ale musiałem zabrać ze sobą Irminę-Słoninę. Nie lubię bawić się z siostrą, ale o tej porze i tak zbyt dużego wyboru nie miałem. Poszliśmy więc razem i przez jakiś czas bawiliśmy się w berka, potem w chowanego, a na koniec trochę ją wystraszyłem udając hienę. Irmina, jeszcze się daje nabrać na takie sztuczki. Miałem z nią sporo ubawu. Jeszcze chwilę pooglądaliśmy gwiazdy na niebie, a potem wróciliśmy do domu.

Kiedy weszliśmy do salonu, zobaczyliśmy niezwykłą scenę. Mama leżała na łóżku, a tata siedział obok niej i przykładał swoje ucho do jej brzucha. „Co oni wyprawiają?” – zastanawiałem się. – „Pewnie tata nasłuchuje, czy mama nie połknęła gwiżdżącej piłki, tej która mi gdzieś wsiąkła ostatnio.”

Chciałem coś powiedzieć, jednak tato spojrzał na nas i dał nam znak, abyśmy zachowywali się po cichu. Potem, gestami przywołał nas do siebie.

– Przyłóżcie swoje uszy do brzucha mamy. – szepnął do nas.

– Po co? – skrzywiłem się zadając to pytanie. – A jak zacznie jej burczeć w brzuchu?

– Przyłóż ucho, to usłyszysz coś fajnego! – Ponaglał mnie tata nie zniechęcając się.

– No dobra. – Zgodziłem się, ale robiłem to niechętnie. Powoli przysunąłem się do brzucha mamy i w końcu całym uchem przylgnąłem do tej ciepłej, lekko pomarszczonej powierzchni. Irmina-Słonina zrobiła to samo tylko z drugiej strony.

Początkowo niczego nie słyszałem. Po chwili zacząłem słyszeć jakieś burknięcia, skrzypnięcia i jakby bulgotanie. Poczułem się nieswojo. Takie słuchanie odgłosów z mamy wnętrzności wydało mi się jakieś dziwne. „Po co tata kazał nam tego słuchać?” – zastanawiałem się intensywnie. – „Przecież to jest…” I wtedy usłyszałem to coś. Miarowe rytmiczne uderzenia, bardzo szybkie, ale tak wyraźne, że trudno je z czymkolwiek pomylić.

– Czy to jest bicie serca naszego słoniątka?! – zapytałem uradowany i zaskoczony jednocześnie.

Mama kiwała głowa uśmiechając się radośnie. Irmina również to słyszała. Była równie podniecona jak ja. Nareszcie mogliśmy na własne uszy przekonać się, że to maleństwo naprawdę tam było. Jego serce waliło jak oszalałe.

– Mamo, dlaczego ono bije tak szybko? – zapytałem martwiąc się, czy wszystko z nim jest w porządku.

– To normalne, Trąbalu. – odpowiedziała mama.

To było naprawdę wspaniałe uczucie. Razem z Irminą-Słoniną przywarliśmy do brzucha mamy i z wielkim przejęciem słuchaliśmy bicia serca naszej siostry lub naszego brata. „To cud!” – pomyślałem. – „Jeszcze go z nami nie ma, a już mogę poczuć bicie jego serduszka!”

I wtedy stało się coś czego nie zapomnę nigdy w życiu. Nagle brzuch wierzgnął w miejscu gdzie stykało się z nim moje ucho. Aż cała głowa mi podskoczyła do góry.

– Co się dzieje?! – zakrzyknąłem wystraszony.

– Nic się nie stało, Trąbalu. – Uspokajała mnie mama uśmiechając się radośnie. – Nasze słoniątko właśnie cię kopnęło.

– Naprawdę? – byłem zadziwiony. – To on potrafi tak mocno kopać?

– Najwyraźniej tak. – odpowiedziała mama.

– W takim razie to musi być chłopak, bo dziewczyny nie potrafią tak kopać! – uznałem w końcu. – To będzie jakiś piłkarz, albo karateka. Na pewno będzie sportowcem. Michał-Kopytko Baloniasty mistrz świata w kopaniu brzucha mamy! – wykrzyknąłem a mama i Irmina-Słonina wybuchnęły śmiechem.

Jeszcze przez chwilę przyglądaliśmy się brzuchowi mamy wyczekując, że maluch powtórzy swój wielki wyczyn, ale on najwyraźniej się zawstydził i nie chciał się już więcej przed nami popisywać. I chociaż nie doczekaliśmy kolejnych kopniaków, ja i tak uważam, że to musi być chłopak. Niech Irmina-Słonina chowa swoje lalki, różowe fatałaszki i inne takie. Słoń Trąbal-Bombal wyciągnie niedługo piłkę i będzie uczył młodszego braciszka jak się strzela gole.

Sami słyszycie, jak emocjonujący to był dzień. Nadal nie mogę się uspokoić. Chociaż wy chyba również mielibyście z tym problem. Przecież właśnie się zorientowałem, że będę miał brata, a nie jakąś tam siuśmajtkę w sukience.

Na dziś to już koniec. Wkrótce odezwę się do was ponownie. A teraz, życzę wam kolorowych snów i spełnienia sennych marzeń.

Paa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *