Cześć Dzieciaki! Tak, to znowu ja, słoń Trąbal-Bombal. A może powinienem powiedzieć „Wesołych Świąt!” Tak się bowiem składa, że mamy dzisiaj wigilię świąt Bożego Narodzenia. Przyznam się wam, że trochę się martwię. A to dlatego, że nie jestem pewien, czy przyjdzie do mnie Święty Mikołaj. Nie żebym był w tym roku niegrzeczny. Wprost przeciwnie, przez cały rok byłem grzeczniutki niczym aniołek. Martwię się z innego powodu. Wiecie przecież, że mieszkam w Afryce. To taki kontynent, na którym przez cały rok jest ciepło i gdzie większość lądu to ogromne pustynie, lub tropikalne lasy deszczowe. Czy już domyślacie się o co mi chodzi? No pewnie. Martwię się, że w Afryce nie ma śniegu, a jak wiadomo Mikołaj porusza się saniami. Co prawda jego sanie są ciągnięte przez latające renifery, ale to tak naprawdę jeszcze gorzej. Takie renifery, są przyzwyczajone raczej do mroźnych warunków, a nie do upałów takich jak u nas. Czy w związku z tym, renifery nie przegrzeją się u w Afrykańskich warunkach? Wszystko to bardzo mnie frapuje i nie mogę przez to zasnąć.
Chociaż z drugiej strony, skoro w zeszłym roku jakoś dotarł do naszego domu, to może i w tym roku mu się to uda.
A w ogóle to zeszłoroczne Święta były niezwykle zabawne. Jeśli chcecie to wam o tym opowiem.
Otóż w wigilię przystroiliśmy cały dom girlandami zrobionymi z liści mango i palmy. Wiem, że u was ubiera się choinkę, jednak w Afryce byłoby o nią trudno. Wraz z Irminą-Słoniną, moją siostrą, zawieszaliśmy girlandy i łańcuchy w salonie i w swoich pokojach, aby przypominały nam o Świętach. Pod wieczór cała nasza rodzina zjadła kolację, po której dzieci, czyli ja i Irmina, mieliśmy położyć się spać. Tata powiedział, że Mikołaj przychodzi tylko do dzieci, które od dawna są w łóżkach i śpią. Jak najszybciej umyliśmy trąby i kły, a potem wskoczyliśmy do łóżek. Mama przeczytała nam słoniową wersję „opowieści wigilijnej”, potem życzyła nam dobrej nocy i poszła do kuchni, aby zająć się przygotowywaniem świątecznych dań. Jeszcze chwile poleżeliśmy w łóżkach rozmawiając szeptem o Świętym Mikołaju i o tym jakich prezentów się spodziewamy. Chwilę potem Irmina zasnęła. Jednak mnie nadal nie chciało się spać. Próbowałem zasnąć. Kładłem głowę na poduszce i w całości przykrywałem się kocem, ale niewiele to dawało. Próbowałem w myślach liczyć skaczące przez mostek aligatory, ale to również nie poskutkowało.
Nawet tata nie mógł doczekać się Świętego Mikołaja, bo kilka razy zaglądał do naszego pokoju i za każdym razem denerwował się na mnie, że jeszcze nie śpię. W końcu powiedział:
– Trąbal, wkrótce będzie północ, więc jeśli nie uśniesz to Mikołaj ominie nasz dom i nie będzie w tym roku żadnych prezentów!
Wystraszył mnie tym bardzo. Tylko co ja mogłem zrobić? Przecież starałem się usnąć i to z całych sił. Postanowiłem więc, że tym razem będę leżał nieruchomo jak kłoda. Obiecałem sobie, że nawet jeśli do pokoju wejdzie sam Święty Mikołaj, to się nie poruszę i nawet nie otworzę oka.
Leżałem więc cichuteńko udając, że śpię. Usłyszałem jeszcze, jak tata po raz kolejny zagląda do pokoju. Najwyraźniej uznał, że śpię więc szybko wyszedł i delikatnie zamknął za sobą drzwi. Przez jakiś czas nic się nie działo. W pewnym momencie znów usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i do pokoju weszła jakaś ciężka postać. Bałem się poruszyć, aby nie wypłoszyć Mikołaja. Moje serce waliło jakby chciało wyskoczyć z piersi. To były najdłuższe dwie minuty w moim życiu. Słyszałem jak gość podchodzi do ściany na której ja i Irmina zawiesiliśmy wielgaśne, ozdobne skarpetki. Skoro nie mamy choinki, pod którą można by ułożyć prezenty, musimy zawieszać skarpety, aby Mikołaj mógł do nich wkładać pakunki.
Słyszałem jakieś dziwne dźwięki, które mnie zaniepokoiły. Tak bardzo chciałem zobaczyć Świętego Mikołaja. Postanowiłem, że na momencik uchylę jedną powiekę, aby zobaczyć staruszka i sprawdzić co to za hałasy. Otworzyłem oko i spojrzałem w kierunku, z którego dochodził ów hałas. Nagle ze zdziwienia otworzyłem drugie oko i poderwałem się z łóżka.
– Tata? Czy to ty jesteś Świętym Mikołajem?! – wykrzyknąłem, gdyż zamiast sympatycznego staruszka w czerwonym kostiumie, zobaczyłem największego na świecie słonia, mojego tatę Stanisława-Słonisława.
Moje nagłe poderwanie się z łóżka i okrzyk jaki przy tym wydałem, tak mocno wystraszyły Tatę, że spadł z niewielkiej drabiny, po której wspinał się aby dosięgnąć mojej skarpety. Spadając zawadził o stojący nieopodal regał z książkami i z wielkim łomotem upadł na podłogę. Chwilę potem zwalił się na niego cały stos książek i połamana półka. Wtedy do naszego pokoju przybiegła także mama Kachbna-Grubachna. O dziwo mama zamiast koszuli nocnej, miała na sobie swoją odświętną bluzkę. Zdziwiło mnie to bardzo. Spojrzałem na wiszący na ścianie zegar i to co zobaczyłem zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Myślałem, że ledwo minęła północ, a tu okazało się, że jest już prawie siódma rano.
Porozmawiałem z mamą i ze obolałym tatą, który właśnie wykopywał się spod sterty książek i dowiedziałem się co zaszło. Najprawdopodobniej, zanim w pokoju pojawił się Święty Mikołaj, ja spałem już w najlepsze, chociaż nie miałem o tym pojęcia. I tak przespałem do rana. Nasi rodzice wstali znacznie wcześniej niż my. Mama zabrała się za ostatnie przygotowania do uroczystego obiadu, a tata nie mógł się już doczekać, aby obejrzeć kolejkę, o którą prosiłem w swoim liście. I kiedy właśnie zaglądał do mojej skarpety aby ją wydobyć, obudziłem się ja. Byłem przekonany, że mam do czynienia z Mikołajem, chciałem go podejrzeć, a zobaczywszy, że to tata, narobiłem rabanu. Co było dalej już wiecie. Tata bardzo się poobijał, tak, że przez całe święta miał siniak pod okiem i bolał go grzbiet.
Kiedy to wspominam, to śmiać mi się chce, że mogłem pomyśleć, iż mój tata jest Świętym Mikołajem. Przecież on nie przecisnąłby się przez żaden komin na świecie. I kiedy usiadłby w saniach to nawet pięćdziesiąt reniferów nie dałoby rady ruszyć ich z miejsca. Nieee! Mój tata nie nadawałby się na Mikołaja, ani nawet na jego pomocnika.
Tak więc myślę, że i tym razem Mikołaj jakoś do nas doleci i bez problemów zostawi to co ma do zostawienia. Już on ma swoje sposoby nawet na to, aby sanie ślizgały się po piasku.
Pozdrawiam i życzę „Wesołych Świąt”.