Przyszedł na świat wraz z nastaniem wiosny. Początkowo zamknięty był w twardej brązowej skorupie, zwanej pączkiem. Nie docierały do niego żadne kolory ani światło. Mógł jedynie czuć ciepło przenikające do niego z zewnątrz. To ciepło było tak wspaniałe, że z każdym dniem coraz bardziej zachęcało go do rośnięcia i stawania się coraz silniejszym. Jego pączek, podobnie jak pozostałe wyciągał się do promieni słonecznych, aby korzystać z ich ciepła i blasku.
W końcu nastał ten cudowny dzień, kiedy twarda skorupa pączka pękła na pół wypuszczając go na zewnątrz. Oślepiony nagłym blaskiem, lekko wystraszony, ale cudownie szczęśliwy, zaczerpnął świeżego powietrza. Od tej pory każdego dnia podziwiał otaczający go świat, drzewa i zwierzęta. Cała okolica tętniła życiem. On sam również żył pełnią życia. Każdego dnia wystawiał się na działanie promieni słonecznych, czerpiąc z nich ciepło i pochłaniając życiodajną energię. Dzięki temu z każdym dniem stawał się coraz większy i większy. Jego kolory stawały się coraz bardziej intensywne. Początkowo jego zabarwienie było delikatnie zielone, świeże i wspaniałe. Jednak kiedy nastało lato, i kiedy wyrósł już na wspaniałego liścia, jego barwa stała się intensywnie zielona. Był naprawdę szczęśliwy – dojrzał już i był liściem jak się patrzy.
Liść cieszył się każdym dniem. Bez względu na pogodę, on zawsze potrafił dostrzec dobre strony. Kiedy wiał wiatr, liść bujał się na gałęzi niczym dziecko na huśtawce, silniejsze podmuchy traktował niczym przejażdżkę kolejką górską w lunaparku lub najlepszą zabawę na wielkiej karuzeli. Kiedy natomiast padał deszcz liść cieszył się z życiodajnej wilgoci, która przez pory przenikała do jego wnętrza i odżywiała zarówno jego, jak i całe drzewo, z którym był połączony za pomocą ogonka. Krople deszczu miały jeszcze tę zaletę, że obmywały go z kurzu i pyłu, odświeżając jego wspaniałą barwę. Liść trochę bał się błyskawic i grzmotów występujących podczas burz, jednak i one bywały bardzo ciekawe, zwłaszcza, gdy rozświetlały swym blaskiem wieczorne lub nocne niebo.
Liść wiódł więc szczęśliwe życie ciesząc się każdym dniem. Od czasu do czasu martwił się o różne sprawy, jak choćby o to czy nie zostanie przysmakiem jakiejś gąsienicy, jednak ku swemu zaskoczeniu, robactwo trzymało się z dala od jego drzewa.
W ten sposób minęło listkowi cale lato. W końcu nastały chłodniejsze wieczory, zimne noce i mroźne poranki. Dnie stawały się coraz krótsze i coraz mniej promieni słonecznych docierało do listka. Pewnego razu na jego powierzchni pojawiła się niewielka żółta plamka. Liść bardzo się wystraszył. Przez cały dzień zamartwiał się, czy nie jest przypadkiem chory i czy nie powinien udać się do lekarza od drzew, czyli do pana dzięcioła. Wkrótce jednak pogodził się z tą plamką. Uznał, że całkiem mu z nią do twarzy. Plamka stawała się coraz większa, aż pewnego dnia cały liść pokrył się złocistą barwą. Jednak to jeszcze nie był koniec. Któregoś ranka, liść ocknął się z długiego snu i odkrył, że jest niemal cały czerwony. Ponownie się zmartwił. Jednak kiedy rozejrzał się dokoła, okazało się, że wszyscy jego przyjaciele również przybrali czerwonawe zabarwienie. Liść rozejrzał się po okolicy i to co zobaczył zaparło mu dech. Cały las mienił się kolorami tęczy. Jesień okazała się malownicza i czarująca. Mimo to nie obyło się bez strachu. Pewnego dnia liść zorientował się, że jego przyjaciele jeden po drugim odrywają swoje ogonki od życiodajnego drzewa, a następnie opadają na ziemię. Liść bał się tego. Jednak kiedy pomyślał, jak szczęśliwie przeżył cale swoje dotychczasowe życie, kiedy przypomniał sobie jak wiele wspaniałych zdarzeń miał okazję doświadczyć, przestał się bać i zaczął wyczekiwać momentu, kiedy i on zostanie porwany przez wiatr i oderwany od swojego drzewa. Czuł, że jego ogonek trzyma się gałęzi coraz słabiej. W końcu zerwał się silniejszy wiatr. Liść jak zwykle wystawił się na działanie jego siły. Jednak tym razem ogonek zamiast tkwić mocno przytwierdzony do gałęzi, puścił się nagle i liść odfrunął. Wykonał piruet, potem kilka pętli i korkociągów, aby na koniec bujany delikatnymi podmuchami wiatru opaść na zielonej trawce. „To było wspaniałe uczucie tak wirować w powietrzu” – pomyślał. Rozejrzał się dokoła i dostrzegł wielu znajomych. Wkrótce wszystkie liście zostały zgrabione na jedną wielką kupkę. To było wspaniałe. „Tak wiele liści w jednym miejscu?” – zastanawiał się pełen podziwu. Liść poznał tu wielu przyjaciół. Opowiadali sobie nawzajem o promieniach wiosennego słonka, o cieple letnich wieczorów, oraz o wspaniałych kolorach malowanych pędzlem pani jesieni.
Liść tak bardzo zajęty był tymi opowieściami, że nie zauważył nawet jak minęła jesień i nastała zima. To za jej sprawą, pewnego dnia, zaczął padać biały i niezwykle mięciutki śnieżek. Po kilku godzinach śnieg przykrył całą kupę liści swoją miękką szczelną kołderką. Pod tym ciepłym okryciem listek poczuł się bardzo senny. Ziewnął kilka razy, a potem przepraszając swych przyjaciół zapadł w zimowy sen i do dziś dnia śnią mu się kolorowe sny o świeżej wiośnie, ciepłym lecie i cudownej jesieni.