Jest piękny słoneczny dzień. Słońce przygrzewa mocno, a na niebie nie widzę ani jednej chmurki. Jedynie delikatny wietrzyk muska swymi podmuchami moją buzię, dzięki czemu udaje mi się wytrzymać w panującym dookoła upale. Palmy kokosowe wystawiają swe olbrzymie zielone liście ku życiodajnym promieniom słonecznym. To dzięki nim olbrzymie orzechy kokosowe dojrzewają i stają się pożywieniem dla tutejszych zwierząt.
Nasza wyspa jest bardzo malutka, ot po prostu kilkanaście palm kokosowych, trochę bananowców, mały wulkan pośrodku i jeden strumień ze słodką wodą. Zwierząt też nie ma za dużo – głównie ptaki papugi i inne, ale wszystkie bardzo kolorowe. Poza tym na naszej wyspie mieszka jeszcze kilka jaszczurek, dwa węże i kilka gryzoni. No i oczywiście ja i moja mama. O, zapomniałam się Wam przedstawić! Ja i moja mama jesteśmy wielkimi żółwiami. Mam na imię Żużu, a moja mama to Kleo. Większość czasu spędzamy pływając w omywających naszą wyspę wodach oceanu. Pływamy pośród pobliskich raf koralowych. Mówię wam jakie te rafy są kolorowe. Wszystko tam jest w ciągłym ruchu. Kolorowe, mieniące się wszystkimi barwami tęczy rybki mkną we wszystkich kierunkach i to z taką prędkością, że czasami aż przymykam oczy, bo wydaje mi się, że zaraz dojdzie do jakiejś kolizji. Jednak, prawie zawsze obywa się bez zderzeń. Ryby są najwyraźniej mistrzyniami w robieniu uników. Pośród raf można spotkać także przeróżne koralowce, glony, porosty i inne dziwaczne rośliny i żyjątka. Ostatnio bawiłam się w berka z konikiem morskim, ośmiornicą i rozgwiazdą. To była bardzo fajna zabawa. W ogóle pływanie po oceanie jest bardzo ciekawe i sprawia mi wiele radości.
Jednak lubię także naszą wyspę. Lubię wychodzić na brzeg i wystawiać swoją twardą i grubą skorupę na działanie promieni słonecznych. Słońce tak przyjemnie rozgrzewa całe moje ciało. Czasem tylko w łapki parzy, kiedy posuwam się powoli po rozgrzanym żółciutkim piasku.
Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Dzisiaj jest Wigilia Bożego Narodzenia. W nocy przyleci do nas Mikołaj. Mama mi o nim opowiadała. To taki starszy Pan z długą, siwą brodą i ubrany jest na czerwono. Mama powiedziała, ze on mieszka daleko stąd, aż na Biegunie Północnym. Tam podobno zawsze panuje zima. To musi być strasznie dziwne miejsce ten Biegun Północny. U nas nigdy nie ma zimy. To znaczy zima jest, ale tylko się tak nazywa. Bo tak naprawdę to nie jest wtedy tak zimno. Może częściej deszcz pada i słońce świeci trochę krócej niż teraz. Bo u nas to teraz jest lato. Mama powiedziała mi, że tam na biegunie to cały ląd pokryty jest śniegiem. To taki biały puch, który powstaje z zamarzniętej wody. Mama twierdzi, że śnieg jest bardzo zimny i śliski. To właśnie na śniegu mogą ślizgać się sanie Świętego Mikołaja.
Tak sobie dzisiaj pomyślałam – czy Mikołaj będzie mógł wylądować swoimi saniami na piasku? Przecież piasek wcale nie jest śliski. No tak, jeszcze wam nie mówiłam, że Mikołaj rozdaje prezenty, wszystkim dzieciom na całym świecie. Co roku, w dniu Wigilii Bożego Narodzenia, pakuje on wszystkie prezenty do wielkich sań zaprzęgniętych w renifery. Mama opowiedziała mi, że sanie te mogą latać, a wszystko to dzieje się za pomocą magii.
A wracając do tych reniferów. Nigdy takiego renifera nie widziałam, a wy? Podobno są bardzo wielkie i mają rogi. Niektóre żółwie też mają rogi, ale mama mówi, że rogi reniferów są znacznie większe. Ciekawe co taki renifer je. Mam nadzieję, że żółwie nie należą do ich przysmaków.
Mama powiedziała, że Mikołaj przychodzi dopiero wtedy, kiedy dzieci już zasną. Ale ja postanowiłam, że dzisiaj nie zasnę. Będę czekała tak długo jak potrzeba. Muszę przecież zobaczyć tego renifera z rogami. Tylko szkoda, że jestem taka zmęczooooona.
Dzisiaj z mamą mieliśmy ciężki dzień. Przez cały ranek pływałam to tu, to tam w poszukiwaniu ozdób, a resztę dnia zajęło mi ubieranie „choinki”. To znaczy nie zupełnie choinki. Bo mama mówi, że prawdziwa choinka to takie drzewko z kolcami zamiast igieł, ale u nas takie nie rosną. My zamiast tego udekorowałyśmy małe drzewko bananowe. Powiesiłam na nim kawałki różnokolorowych korali, zebranych na rafie. Nasza „choinka-bananowiec” prezentuje się naprawdę ślicznie. Mama mówi, że to właśnie pod choinką Mikołaj zostawi dla mnie prezent.
Napisałam nawet list do Świętego Mikołaja. Napisałam, że chciałabym dostać kolorowe butki zakładane na łapki, dzięki którym gorący piasek nie parzyłby mnie tak bardzo. Myślę, że to nie jest zbyt wygórowane życzenie. Elfy Mikołaja powinny sobie z nim dać radę.
Mama opowiadała mi o tych elfach. To one mieszkają z Mikołajem na biegunie. Oprócz tego, że dotrzymują mu towarzystwa, aby się nie nudził, to jeszcze dla niego pracują. To właśnie one robią te wszystkie zabawki, dla dzieci z całego świata. I to właśnie one uszyją dla mnie kapcie, o które poprosiłam w liście. A czy wy już napisaliście swoje liście, to znaczy listy, do Świętego Mikołaja?
OOOO-aaaa-łuuu. Znowu ziewam, ale nie myślcie, że tak łatwo zasnę. Przecież muszę te renifery zobaczyć, no nie? Chociaż mógłby już ten Mikołaj przylecieć, bo czuję się coraz bardziej zmęczona.
No i wciąż się zastanawiam czy te sanie Mikołaja nie zardzewieją kiedy wyląduje na tym naszym słonym pisku. Mam mówiła, ze to jest wielce prawdo…, prawdo…, że to jest możliwe. Wtedy Elfy będą miały dodatkowe zajęcie, czyli naprawę tych zniszczonych sań. Ale one chyba lubią swoją pracę, bo mama opowiadała mi, że Elfy są zawsze uśmiechnięte.
Może wciąż szumi i szumi, a odgłosu dzwonków nadal nie słychać. Bo sanie Mikołaja to mają zawieszone malutkie dzwoneczki, które bez przerwy dziwonią dzyn-dzyn-dzyn, aby było je z daleka słychać. Ale ja słyszę tylko szum fal i skrzeczenie papug. A najgorsze, że już mi się oczy same zamykają. Jak tak dalej pójdzie to chyba dopiero za rok zobaczę tego renifera. Tak to świetny pomysł. Za rok przygotuję się do tego spotkania. Dowiem się co jadają renifery i przygotuję mu coś pysznego, a teraz położę się spać. Być może, kiedy usłyszę dzwonienie dzwoneczków, to się obudzę. A teraz żegnam się z wami drogie dzieci. Dobranoc i kolorowych snów.