Był ciepły letni poranek. Słońce świeciło silnie i jasno, rozgrzewając wszystko dookoła. Rośliny wyciągały swe liście do życiodajnego światła jego promieni, a zwierzęta wylegiwały się to tu to tam wystawiając się na jego cudowne ciepło.
Nie wszyscy jednak z tej przyjemności korzystali. Trójka przyjaciół – Wróbelek Pióreczko, Króliczek Kicuś i Wiewióreczka Puszysia, byli już zmęczeni przedłużającymi się upałami i zamiast szukać zabawy na świeżym powietrzu, udali się do małej chatki, znajdującej się w centralnej części lasu. Chatka była niepozorna. Z daleka wyglądała jak porośnięty mchami i okolony krzakami paproci, pieniek. Jednak dla kogoś, kto miejsce to znał tak dobrze jak nasza trójka znajomych, od razu dały się zauważyć niewielkie okienka, oraz maleńkie drzwiczki, do których właśnie podeszli i w które właśnie zaczęli pukać.
Wewnątrz chatki dało się słyszeć jakieś hałasy, jakiś rumor, po czym drzwi otworzyły się, a w nich ukazała się maleńka postać, przypominająca człowieka, z długą siwą brodą. Postać ubrana była w szpiczasty kapelusz w kolorze fioletu, w fioletowy kaftan zdobiony srebrnymi guzikami i rajtuzy w tym samym kolorze co reszta odzienia.
– Witaj Barnabo – zakrzyknęli chórem przyjaciele.
– Witajcie moi drodzy. – Odpowiedział Krasnal Barnaba, uśmiechając się do nich. – Co was do mnie sprowadza? Czyżbyście mieli dość upałów?
– Jakbyś czytał w naszych myślach. – odpowiedziała Puszysia.
– Jest tak gorąco, że nie mamy już siły bawić się w berka, ani w chowanego, ani nawet w jakieś gry. – dodał szybko Kicuś.
– Może więc wejdziecie i posłuchacie jednej z moich opowieści? – zapytał Barnaba, gestem zapraszając przyjaciół do środka.
– Mieliśmy nadzieję, że właśnie to powiesz – ucieszył się Pióreczko wchodząc do chatki Krasnoludka.
Kiedy już zajęli miejsca wokół solidnego, dębowego stołu, Barnaba podał im szklanki z zimnym, orzeźwiającym napojem. Następnie zasiadł w swoim bujanym fotelu i rozpoczął swoją opowieść.
Była to opowieść o morskich podróżach Barnaby, o wielkich morskich potworach, o rekinach, o wielorybach, o przepięknych wyspach tropikalnych, porośniętych palmami kokosowymi i bananowcami, o egzotycznych zwierzętach, jak choćby zwinne małpy i kolorowe papugi. Opowiadał im również o burzach i potwornych sztormach, które miotały okrętem Barnaby na wszystkie strony, łamiąc maszty i siejąc zniszczenie. Opowiadał im o morskich bitwach toczonych przez wielkie flotylle żaglowców. Jednak zwierzątkom najbardziej spodobała się część opowieści, w której była mowa o poszukiwaniu skarbów i o strzegących go piratach.
Opowieść ta tak bardzo przypadła przyjaciołom do gustu, że jeszcze następnego dnia, kiedy spotkali się pod Wielkim Dębem, z przejęciem o niej rozprawiali. Wspominali wielkie skarby, oraz strasznych piratów, siejących popłoch wśród załóg okrętów, pływających po morzach i oceanach.
Kiedy tak rozpamiętywali, opowieść Barnaby, nagle Wróbelek Pióreczko wpadł na bardzo ciekawy pomysł.
– Co byście powiedzieli, gdybyśmy zbudowali sobie statek i bawili się w prawdziwych piratów.
– Świetny pomysł – krzyknął Kicuś, a Puszysia mu przytaknęła.
Chwilę później trójka przyjaciół była już w drodze do pobliskiego jeziora. Jezioro nie było duże, jednak dla trójki niewielkich, młodych zwierzątek wydawało się ogromnym, niczym bezkresny ocean.
Kiedy dotarli na brzeg jeziora, od razu zabrali się do pracy. Zebrali gałęzie, patyki i konary znalezione w części lasu przylegającym do jeziora. Następnie powiązali patyki pnączami chmielu, oraz porastającymi brzeg trawami. Na środku utworzonej w ten sposób tratwy przytwierdzili maszt, do którego doczepili pozostawiony przez ludzi kawałek materiału. Łudź była gotowa, a radość trójki przyjaciół ogromna.
Kicuś zaproponował, aby Pióreczko, został Kapitanem, ponieważ to on wpadł na pomysł, aby zbudować okręt. Puszysia poparła ten projekt, a sam Pióreczko przyjął zaszczyt z wielką radością. Zaraz mianował Kicusia Sternikiem, a Puszysię Bosmanem.
– Załoga na pokład! – krzyknął donośnym głosem Kapitan Pióreczko, po czym dumnie wszedł na tratwę. Cała trójka chwyciła długie patyki zaczęła mocno odpychać się od brzegu, w końcu „statek” został zwodowany i wypłynął na „pełne morze”.
Bawili się wyśmienicie przez jakiś czas, gdy nagle dało się słyszeć raport Sternika:
– Okręt na prawej burcie, dwie mile przed nami Panie Kapitanie. Płynie w naszą stronę.
Kapitan Pióreczko chwycił swoją lunetę, wysunął ją i przyłożył do oka. Chwilę regulował ostrość, aż w końcu na jego twarzy pojawił się niewyraźny grymas, oznaczający zdenerwowanie.
– To piraci!. Widzę czarną flagę i widniejącą na niej trupią czachę. To okręt Krótkiego Johna Złamanego Palca, najokrutniejszego pirata, pływającego po morzach i oceanach. Panie Kicuś, w tył zwrot i cała na przód!.
– Tak jest, Kapitanie!
– Bosmanie przygotować załogę do walki! Wszystkie działa w gotowości!
– Tak jest – wykrzyknęła Puszysia.
Statek wkrótce zawrócił i rozpoczęli ucieczkę.
– Kapitanie, ich okręt ma od nas znacznie większą prędkość i wkrótce nas dogoni! Nie uda nam się uciec! – zameldował po pewnym czasie Sternik Kicuś.
– W takim razie, będziemy się bronili do ostatniego marynarza. Bosmanie, proszę wydać rozkazy załodze!
– Tak jest, Kapitanie!
Kiedy okręty zrównały się ze sobą i ustawiły do siebie rufami, kapitan wydał rozkaz, który od dawna chciał wydać:
-Ognia! – wykrzyknął i wszystkie armaty wystrzeliły z olbrzymim hukiem. Cały okręt został spowity dymem i zapachem armatniego prochu. Chwilę później w pokład okrętu uderzyły kule armatnie wystrzelone przez wyćwiczonych w boju piratów. Okręt został solidnie trafiony i zaczął tonąć.
– Opuścić pokład! – wykrzyknął Kapitan, a sam pozostał na pokładzie, aby prawdą stało się powiedzenie, że Kapitan idzie na dno wraz ze swoim okrętem.
Bitwa skończyła się bardzo szybko. Piracki okręt odpłynął, a na wodzie pozostały jedynie szczątki zbudowanej przez zwierzątka tratwy, oraz trójka przyjaciół wrzeszcząca w niebogłosy. Ich krzyki były tak głośne, że na brzegu pojawiło się kilka dorosłych zwierząt, gotowych przyjść im z pomocą.
– Co się stało – zapytała sarna Klara, – czy komuś potrzebna jest pomoc?
– Ależ skąd – powiedział Pióreczko, – tylko się bawiliśmy. Wyobraziliśmy sobie, że atakują nas piraci!
– Ale dlaczego wasza tratwa pływa w kawałkach, wy wylądowaliście w wodzie i dla czego tak głośno krzyczeliście?
– To długa historia – powiedziała Puszysia. – Nasza łudź powiązana była pnączami chmielu i źdźbłami traw, i w końcu wszystko to rozmiękło i zaczęło się rozpadać i stąd właśnie taki stan naszej tratwy.
– A kiedy tratwa się rozpadła wszyscy wpadliśmy do wody – dodał Kicuś.
– A krzyczeliśmy z radości, jaką sprawiła nam wspólna zabawa i wspólna kąpiel. – Zakończył opowieść Pióreczko.
– Macie bardzo bujną wyobraźnię, dzieciaki, – powiedziała Klara – i całkiem ciekawe pomysły na wspólną zabawę. Następnym razem postarajcie się nie hałasować aż tak bardzo – dodała.
– Obiecujemy! – wykrzyknęła chórem cała trójka, wychodząc z wody. Każdy z nich był przemoczony do suchej nitki, każdy z nich był zmęczony i każdy z nich był uśmiechnięty i szczęśliwy.
„Nie ma jak wspólna zabawa z przyjaciółmi” – pomyślał pióreczko, a na głos dodał – Musimy powtórzyć to jutro.
– Jasne! – Wykrzyknęli zgodnie Puszysia i Kicuś.
– To do zobaczenia jutro!
– Do jutra!
– Cześć! Do jutra! Spotkamy się jak zwykle pod Wielkim Dębem.
I trójka przyjaciół powędrowała, każdy do swojego domu, aby się wysuszyć, położyć spać i wypocząć przed kolejnym pełnym przygód dniem. Być może któremuś z nich przyśni się wielki piracki skarb, czekający na odnalezienie, przez dzielnych poszukiwaczy.
Dobranoc.
Bardzo fajna bajka!
Bardzo dziękuję Pawle. Każdy komentarz, który dostaję jest dla mnie sygnałem, że to co robię ma sens (że są ludzie, którzy czytają to co piszę). Pozdrawiam serdecznie.
Przeczytałam mojemu ośmiolatkowi już około piętnastu bajek i jesteśmy zachwyceni.
Synek najbardziej lubi Trąbala-Bąbala i odkąd co wieczór mu czytam te opowiesci nie marudzi, że musi iść do łużka. Czy są książki z Trąbalem w wersji papierowej?
Pozdrawiamy serdecznie
To dla mnie ogromna radość, kiedy czytam komentarz, taki jak ten. Sprawianie radości dzieciom, to dla mnie prawdziwy sens życia.
Pozdrawiam gorąco,
DobryTata – Sławomir Żbikowski