„Błogosławieni ci, którzy dając, zapominają, a biorąc, zawsze pamiętają.”
Elizabeth Bibesco
Jestem córką kierowcy i sekretarki; dorastałam bardziej związana z matką niż z ojcem. Jako mała dziewczynka byłam „córeczką tatusia”, ale potem dorosłam i moje stosunki z ojcem przestały praktycznie istnieć. Tato spędzał większość czasu w drodze. Wyjeżdżał przed czwartą rano i wracał, gdy już spałam. W czasach, gdy byłam na tyle dorosła, by kłaść się spać po dziewiątej wieczorem, nie byłam już „córeczką tatusia’. Byłam nastolatką. Staliśmy się sobie obcy. Ja nie znałam jego, a on nie mógł znać mnie. Było prawie tak, jakby pewnego dnia wsiadł do ciężarówki, a wysiadł z niej, kiedy miałam już trzynaście lat. Minęło wiele czasu, zanim zrozumiałam, że nie miał pojęcia, co mi zrobił. Nie wiedział, jak postępować z pyskatą nastolatką, w której szalała burza hormonów. Mała dziewczynka, która podziwiała swojego tatusia, zniknęła, a pojawiła się okropna pannica lubiąca mieć ostatnie słowo w każdej dyskusji.
I tak zaczęła się lekcja, której nigdy nie zapomnę.
Byłam zbuntowaną nastolatką z wielkimi marzeniami na przyszłość i otwartą głową. W ciągu najtrudniejszych lat mego życia mogłam liczyć na pomoc mamy. Kiedy próbowała mnie prowadzić, walczyłam o każdy cal samodzielności. Ale ona się nie poddawała i w końcu pokonałam burzę hormonów i skandaliczne zachowanie. W tym samym czasie nauczyłam się czegoś ważnego od mojego ojca. Była to lekcja miłości, uczciwości i dobroci.
Pewnego wieczoru wrócił z kolejnej podróży, podczas której dostarczał towary do Brooklynu, Bronxu, Harlemu lub Filadelfii. Opowiedział nam, że po południu zobaczył na autostradzie kobietę, która otwierała bagażnik samochodu, by wyjąć koło zapasowe. Ojciec zatrzymał się, przedstawił i zaczął wymieniać uszkodzone koło. Gdy wkładał podnośnik, kobieta podziękowała mu za uprzejmość. Powiedziała, że strach przed zbrodnią często powstrzymuje ludzi przed udzieleniem pomocy na drodze. Gdy tato skończył wymieniać koło, kobieta zaoferowała mu dwadzieścia dolarów za przysługę.
– Nie trzeba – powiedział ojciec i uśmiechnął się. – Mam żonę i córkę, które właśnie zaczęły prowadzić samochód, i mam nadzieję, że gdy któraś z nich będzie potrzebowała pomocy, ktoś uczciwy i uprzejmy zrobi to samo co ja.
Potem pożegnał się i wrócił do swojego osiemnastokołowca, którego pozostawił na poboczu z włączonym silnikiem.
Nigdy nie znałam ojca z tej strony. Przez cale życie mój brooklyńsko-włoski ojciec raczył mnie nonszalanckimi opowiastkami z życia kierowców, ucząc mnie w ten sposób przepisów drogowych i zasad życia. Dzięki śmiesznym opowiastkom znałam miejsca, w których można było bezpiecznie przenocować i zjeść na trasie. Poznałam również definicję szacunku, uczciwości i ciężkiej pracy. Miałam już dwadzieścia cztery lata, gdy wreszcie zrozumiałam, jak wiele się od niego nauczyłam.
W 1992 roku wyprowadziłam się od rodziców i zamieszkałam we wschodnim Kansas, gdzie jako ochotniczka pracowałam dla organizacji walczącej o prawa człowieka. Przez trzy i pół roku prawie bez przerwy podróżowałam. Pewnego razu dwunastoletnia córka mojej przyjaciółki zaproponowała, byśmy pojechały do zachodniej części Kansas i przyłączyły się do Marszu na rzecz Matki Ziemi. Zgodziłam się, gdyż święcie wierzyłam w ekologię i ochronę środowiska. Następnego dnia pożyczyłam od współlokatorki samochód i pojechałyśmy w naszą czterodniową podróż.
Byłyśmy prawie w połowie drogi, gdy złapałyśmy gumę w lewym tylnym kole. Zdołałam opanować samochód i zatrzymałyśmy się na poboczu drogi I-70. Trzęsłam się cała, ale wzięłam głęboki oddech i wysiadłam z samochodu. Otworzyłam bagażnik i wyjęłam koło zapasowe. Wyciągałam właśnie podnośnik, gdy obok mnie przemknął szybko osiemnastokołowiec. Gdy chwilę później instalowałam podnośnik, usłyszałam pisk hamulców. Podniosłam głowę i zobaczyłam biegnącego do nas przez cztery pasma autostrady kierowcę ciężarówki. Mężczyzna wyjaśnił, że kierowca poprzedniego osiemnastokołowca powiadomił go przez radio, że mamy kłopoty. Przedstawił się, zapytał dokąd jedziemy, a potem wyjął mi z ręki podnośnik. W ciągu następnych dwudziestu minut wymienił koło, a potem schował narzędzia do bagażnika.
Poradził mi również, bym w pierwszym napotkanym warsztacie kupiła nową oponę. Dodał też, że koło zapasowe może nie wytrzymać trudów podróży. Gdy się żegnaliśmy, wyjęłam z portfela dwadzieścia dolarów i ofiarowałam mu je za przysługę. Uśmiechnął się tylko i powiedział ze środkowoamerykańskim akcentem:
– Mam córkę w pani wieku. Mam nadzieję, że gdy będzie potrzebowała pomocy na drodze, ktoś uczciwy i uprzejmy zatrzyma się i zrobi to samo co ja.
To były słowa mojego ojca, wypowiedziane z tym samym brooklyńskim akcentem. Opowiedziałam kierowcy o moim ojcu i o tym, co przydarzyło mu się w New Jersey. Kierowca uśmiechnął się i odszedł. Kierowca uśmiechnął się i odszedł. Gdy znalazł się na drodze, obrócił się jeszcze i zawołał:
– Pani ojciec to dobry człowiek… Zna kodeks drogowy.
Zatrzymałam się w pierwszym napotkanym warsztacie, by zmienić koło. Zadzwoniłam do rodziców, wiedząc, że oboje są w pracy. Zostawiłam na automatycznej sekretarce wiadomość dla ojca. Opowiedziałam o kierowcy ciężarówki, który mi pomógł, i podziękowałam tacie za to, że zna kodeks drogowy.
Były to specjalne podziękowania od małej córeczki kierowcy osiemnastokołowca dla wszystkich kierowców, którzy znają i rozumieją kodeks drogowy.
… a zwłaszcza dla dwóch dżentelmenów z Kansas, którzy mi pomogli!
Autorką tekstu jest Michele H. Vignola. Tekst pochodzi z książki Jacka Canfielda „Balsam dla duszy 4”