Kolejna bajka dla dzieci, a może bardziej dla dorosłych. Zresztą – sami oceńcie:
Kraazeusz i córka
W bardzo odległym kraju, gdzie swe królestwa mają ptaki, w jednym z najpiękniejszych zakątków świata swe panowanie rozpoczął Gawroni Król Kraazeusz. Był on młodym, ale jednocześnie mądrym władcą. Mimo swojego młodego wieku, miał już wiele doświadczeń zarówno związanych z zarządzaniem państwem, jak i jego obronnością. Ponadto Kraazeusz był świetnym dyplomatą i dzięki jego wybitnym zdolnościom Gawronie Państwo zawarło traktaty pokojowe ze wszystkimi sąsiadującymi z nim Państwami. Dzięki trwającemu od dłuższego czasu pokojowi i dzięki mądrym rządom Kraazeusza Gawronie Państwo przeżywało chwile rozkwitu, a jego mieszkańcom żyło się w dostatku i szczęśliwości, jakiej nie zaznali nigdy wcześniej.
Pomimo, że Kraazeusz zawsze miał wiele spraw na głowie jak chodźmy przyjmowanie delegacji zagranicznych gości, narady ze swoimi doradcami, lub wyjazdy zagraniczne; jednak zawsze starał się, aby zorganizować swój czas tak, aby móc wieczory i weekendy spędzać ze swoją ukochaną córeczką, księżniczką Kraalinką.
Kraalinka uwielbiała chwile spędzane wspólnie z ojcem. Lubiła z nim latać po okolicy, podziwiając piękno przyrody i wspaniałość ich Królestwa. Lubiła gdy ojciec uczył ją cieszyć się każdą chwilą, gdy pokazywał jej co jego zdaniem jest ważne, a co ważne nie jest. Jednak najbardziej lubiła, gdy Ojciec opowiadał jej ciekawe historie i bajki. Dlatego zazwyczaj starała się tak pokierować ich rozmową, aby ojciec zakończył ją jakąś bajką lub ciekawą historią z własnego życia, lub z życia ich przodków.
Tego wieczoru, ojciec wrócił do ich „gniazda” – choć tak naprawdę można by śmiało powiedzieć iż jest to sporych rozmiarów ptasi pałac – dość późno. Zapewne miał jakieś ważne spotkanie ze swoją radą. Widać było, że jest zmęczony. Mimo to, gdy tylko ujrzał swoją córeczkę, zaraz się rozpromienił i uśmiechnął do niej bardzo szeroko.
– Cześć skarbie – powiedział, a następnie przysiadł się do niej – Jak minął dzień?
– Dobrze Tatusiu. – Odpowiedziała bardzo ożywiona – Byłam dziś z Krzyyną w lesie. Usiadłyśmy na najwyższym dębie i obserwowałyśmy uważnie okolice. Krzyna powiedziała, że jest to bardzo ważne ćwiczenie.
– Kryyna miała rację. Jest świetną opiekunką. Wybrałem ją dla ciebie z pośród wielu kandydatek, jednak moje przeczucie znów mnie nie myliło. Wiele się od niej możesz nauczyć.
– Wiem Tatusiu. – odpowiedziała Księżniczka z niecierpliwością w głosie. – Krzyna powiedziała, że im dłużej będziemy siedziały w bezruchu i skupiały się na otaczającej nas przyrodzie, tym więcej będziemy w stanie dostrzec. Początkowo bardzo mnie to zajęcie nudziło. Jednak im dłużej to trwało, tym więcej ciekawych i nietypowych rzeczy mogłyśmy doświadczyć. Zaczęłam słyszeć odgłosy, z których nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak choćby trzepot skrzydeł przelatującego nieopodal motyla. Potem widziałam wiele ciekawych rzeczy i zrozumiałam, że las to nie jest ciche miejsce, w którym nie dzieje się nic poza dziecinnymi igraszkami. To miejsce jest żywe i ciągle w bezustannym ruchu.
– Cieszę się, że mogłaś tego doświadczyć córeczko. – Kraazeusz przytulił córkę do swej porośniętej gęstym pierzem, piersi. – Czy Krzyna powiedziała ci, dlaczego to ćwiczenie jest tak ważne?
– Powiedziała, że wyciszając się oraz odpędzając z naszych umysłów kłębiące się w nich myśli; możemy otworzyć się na otaczający nas świat – na nowe idee. – jej głos brzmiał w sposób świadczący o podekscytowaniu.
– To prawda przytaknął ojciec, szkoda, że tak niewielu z nas jest w stanie to pojąć. Tak naprawdę jesteś jedną z nielicznych Gawronic w naszym królestwie, które tego doświadczyły. W naszym ojczystym języku nawet nie istnieje słowo, które to zjawisko by nazywało. Dawno temu poznałem pewną istotę, która nazywała tę metodę medytacją.
-Istotę? – Zapytała zaciekawiona Krzyna.
– Tak. Mój przyjaciel, o którym mówię, nie był Gawronem, ani nawet żadnym z ptaków. Tak naprawdę nie należał on do żadnego z gatunków zwierząt.
– Czy był on człowiekiem? – zapytała z przerażeniem w swoim dziecięcym głosie.
– Nie, nie był. Ludzie są zbyt ograniczeni, aby można się z nimi dogadać. Nie traktują nas zwierząt poważnie. Myślą, że jesteśmy głupimi stworzeniami i, że nie mamy swoich rozumów. Dlatego nigdy się do nich nie odzywamy i nigdy się z nimi nie przyjaźnimy. Mój przyjaciel należy do rasy znacznie przyjaźniejszej, znacznie mądrzejszej i znacznie starszej niż rasa ludzka. On jest Krasnoludkiem?
– Co? Znasz jakiegoś krasnoludka? Myślałam, że one są tylko w bajkach dla maluchów.
– Ależ skąd. One istnieją naprawdę, a na pewno jeden z nich. Od bardzo dawna jesteśmy przyjaciółmi i prawdę powiedziawszy, prawdopodobnie nie byłoby mnie tu gdyby nie jego pomoc i mądre rady.
– Tatusiu! Konieczni musisz mi o tym opowiedzieć. Proszę!
– Oczywiście, ale najpierw chciałbym, żebyś wymyła pióra, wyczyściła szponki, i wypolerowała dziób. Gdy będziesz już leżała w swoim posłaniu, wtedy opowiem ci jak poznałem Barnabę.
Księżniczka nad podziw szybko pobiegła do pomieszczenia toaletowego, aby wyszykować się do snu. Włożyła swój nocny strój i szybko wskoczyła do swojego nocnego posłania.
Wtedy ojciec podszedł spokojnym krokiem, przystawił siedzisko obok posłania i usiadł wygodnie, pochylając się ku córce, tak aby było jej łatwiej słyszeć słowa mającej się za chwilę zacząć opowieści.
Kraazeusz zaczął ją w ten sposób:
„Pamiętam, że gdy byłem w twoim wieku, wraz ze swoim opiekunem Kryygiem, często wyprawiałem się na wyprawy podobne do tej, w której dziś ty uczestniczyłaś. Były to piękne dni, gdy na moich barkach nie tkwiła żadna odpowiedzialność za kraj i rodzinę. Jako książę miałem zapewnione wszystko, czego tylko potrzebowałem. Często moje zachowanie było lekkomyślne i nierozważne. Często też Kryyg musiał mnie ratować z kłopotów, w jakie wpadałem z powodu mojej naiwności lub brawury.
Tamtego pamiętnego dnia, gdy spotkałem Barnabę, odbywałem wraz z Kryygiem to samo ćwiczenie, o którym z takim przejęciem mi dziś opowiadałaś. Ja również byłem początkowo nim zniecierpliwiony. Jednak, kiedy odkryłem, jakie wspaniałe możliwości daje ono komuś, kto je opanuje i kto potrafi je zastosować w praktyce, poczułem, że mógłbym tak siedzieć i wsłuchiwać się lub wpatrywać w otaczające mnie piękno, bez przerwy. Kiedy Kryyg dał mi znać, że pora wracać do pałacu, nie chciałem ruszyć się z miejsca. Nalegał, jednak ja postawiłem na swoim. Siedzieliśmy na wysokim drzewie medytując prze całą noc. A była to wyjątkowo mroźna noc. Sam nie wiem, czy Kryyg medytował przez całą noc jak ja, czy też zasnął. Jednak wiem, że podobnie jak ja był zmarznięty. Nasze skrzydła i łapy były zesztywniałe i obolałe. Nagle spostrzegliśmy, ze jesteśmy obserwowani. Gdy się jednak zorientowaliśmy, co się dzieje, było już za późno. Pod drzewem stał człowiek i celował w nas z narzędzia, które ludzie nazywają procą. Byliśmy tak oniemiali i zaskoczeni, że obydwaj nie byliśmy w stanie się ruszyć i odfrunąć. Kryyg w ostatniej chwili zasłonił mnie przed lecącym prosto w kierunku mojej głowy kamieniem. Został uderzony z dużą siłą i widziałem, że spadł z gałęzi, na której siedzieliśmy. Wystraszony, nie wiedziałem, co mam robić. Kierowany podświadomością odbiłem się od gałęzi i wzbiłem w powietrze. Zacząłem oddalać się od drzewa, pod którym stał człowiek i pod którym leżało ciało mojego nauczyciela, mojego opiekuna, mojego najlepszego przyjaciela – Kryyga. Miałem nadzieję, że uda mi się uciec, gdyż byłem już dość daleko, jednak człowiek okazał się świetnym strzelcem. Mimo iż uderzenie nie było na tyle silne, aby mnie zabić, to jednak spowodowało, iż zacząłem spadać. Ostatnią myślą, jaka przyszła mi do głowy zanim straciłem przytomność było to, że zaraz człowiek zacznie mnie szukać, a ja nie jestem w stanie mu umknąć.
Gdy się ocknąłem, spostrzegłem, że leżę na miękkim posłaniu, w niezbyt przestronnym jednak zadbanym i czystym pomieszczeniu. Do pokoiku wpadało światło dnia, gdyż w ścianie nieopodal mojego posłania znajdowało się niewielkie okrągłe okienko. Chciałem wstać i wyjrzeć przez nie jednak, gdy tylko uniosłem głowę, poczułem ostry ból. Szybko opadłem na swoje posłanie. Być może zapadłem w sen, a być może tylko mi się zdawało, jednak, kiedy ponownie otworzyłem oczy, przy moim posłaniu siedziała niewielka postać. Z wyglądu przypominała normalnego człowieka, wszystkie części ciała były takie same jak u ludzi. Jedyną różnicą był ich rozmiar. Istota, która znajdowała się w moim pokoju (a raczej, w której pokoju ja się znajdowałem), była bardzo malutka, prawdę powiedziawszy była mniejsza niż ja, czy nawet ty. Kolejną rzeczą odróżniającą tę istotę od większości ludzi był specyficzny wyraz twarzy. Twarz ta była łagodna, przyjazna i uśmiechnięta. Od samego początku wzbudzała we mnie przyjazne uczucia i zrozumiałem, że nie muszę się tej istoty obawiać. Jeszcze bardziej upewnił mnie w tym przekonaniu ciepły i pogodny głos płynący z jego ust.
Krasnoludek, bo nim właśnie okazał się być ten malutki człowieczek, przedstawił się jako Barnaba. Opowiedział mi o sobie i o tym, w jaki sposób natknąwszy się na mnie w lesie, odciągnął moje omdlałe ciało, aby nie dostało się w ręce nadchodzącego człowieka. Gdy człowiek odszedł znudzony poszukiwaniami, Barnaba wyciągnął mnie z krzaków, w których mnie ukrył, a potem w sobie tylko znany sposób zaciągnął do swojego mieszkanka. Potem opiekował się mną do czasu, aż odzyskałem przytomność. Początkowo, mimo iż Barnaba zapewniał mnie o tym, iż mojemu życiu nic nie zagraża, nie byłem w stanie wstać z posłania o własnych siłach. Byłem bardzo słaby i większą część dnia przesypiałem. Za każdym razem, gdy się budziłem w moim pokoju zjawiał się Barnaba. Przynosił mi jakieś zioła i coś, czym mogłem się posilić. Jednak, większość tego czasu spędzaliśmy na wspólnych rozmowach. Barnaba okazał się bardzo inteligentnym i doświadczonym rozmówcą. Potrafił godzinami opowiadać ciekawe historie, jakie przytrafiły się mu w ciągu jego długiego życia. Chętnie dzielił się ze mną swoimi przemyśleniami i doświadczeniami. Przez te kilka dni spędzonych w jego malutkim mieszkanku wiele się nauczyłem, a zdobyte tam umiejętności owocują i przynoszą pozytywne efekty nawet dziś. Nawet w tej chwili, opowiadając Ci tę historię korzystam z wiedzy przekazanej mi przez Barnabę. To on nauczył mnie przemawiać w tak czarujący i piękny sposób.
Dzięki niemu również doceniłem sztukę medytacji, którą krasnoludzi lud opanował do perfekcji. Wiedza na ten temat jest wśród Krasnali przekazywana z pokolenia na pokolenie. To właśnie dzięki niej nigdy nie ujrzysz krasnoludka z pochmurną miną. To dzięki medytacjom, zachowują oni spokój i pogodę ducha nawet w najtrudniejszych chwilach.
Po kilku dniach zacząłem odzyskiwać siły, wstałem z posłania i mogłem zacząć zwiedzać najbliższą okolicę. Nadal, jednak nie byłem w stanie wzbić się w przestworza i odlecieć, gdyż brakowało mi sił. Pomagałem, więc Barnabie w pracach porządkowych w domu i na zewnątrz. Towarzyszyłem mu także w jego codziennych wyprawach po okolicy. Podczas tych wycieczek, Krasnal często pomagał napotkanym zwierzętom, które wpadały w różnego rodzaju tarapaty. Często też udzielał mądrych porad mieszkańcom lasu lub też rozstrzygał spory, a jego decyzje były szanowane i przestrzegane, gdyż płynęła z nich prawdziwa mądrość.
Wkrótce zaprzyjaźniliśmy się, a nasza przyjaźń z każdym dniem stawała się coraz silniejsza. Stała się tak silna, że wcale nie chciałem wracać do domu, do swojego Królestwa. Mimo iż byłem już na tyle silny, aby samodzielnie powrócić do domu, nadal nie mogłem się zdecydować na odlot. Wtedy po raz kolejny Barnaba podzielił się ze mną swoją wielką mądrością. Opowiedział mi pewną przypowieść:
Pewnego razu z orlego gniazda wypadło jajo, znalazł je przechodzący wędrowiec i umieścił w kurzym gnieździe, aby kura mogła je wysiedzieć. Po pewnym czasie z jajka wykluł się mały orzełek. Orzełek dorastał w przekonaniu, że jest kogutem. Doczekał dorosłości i jak przystało na porządnego koguta, każdego ranka wskakiwał na płot i budził mieszkańców swoim donośnym, jednak niezbyt udanym „kukuryku”, resztę dnia spędzał grzebiąc pazurami w piachu i wydziobując swym potężnym , zakrzywionym dziobem robaki i ziarenka, a także doglądając kur i kurnika. Tak mijały lata, a orzeł żył w nieświadomości, kim naprawdę jest. Pewnego dnia zauważył krążącego na niebie dostojnego ptaka. „Co to takiego?” zapytał. „To jest Orzeł – Król Przestworzy” odpowiedziała jedna z kur „ale nie powinieneś się nim zachwycać, przecież jesteś tylko zwykłym kogutem i nigdy nie wzbijesz się w przestworza jak on”. „Masz rację”, powiedział kogut i wrócił do swoich zajęć. Kilka lat później kogut zginął, nie zdając sobie sprawy ze swojego prawdziwego pochodzenia i swoich możliwości. Żył i umarł jak kogut, mimo, że był „Królem Przestworzy” *).
Barnaba wytłumaczył mi, że ja wiem, kim jestem, jakie są moje możliwości. Dał mi do zrozumienia, że jako Książe i przyszły Król mam obowiązki wobec swoich przyszłych poddanych, dlatego powinienem wrócić. To była wspaniała opowieść i mądra rada. Dzięki niej zrozumiałem, kim jestem i jakie jest moje prawdziwe przeznaczenie. W tamtej chwili podjąłem najważniejszą w życiu decyzję. Decyzję, że jako Król dołożę wszelkich starań, aby moi poddani żyli w pokoju i dostatku. I tej decyzji trzymam się, aż do dziś dnia.
Jeśli natomiast chodzi o Barnabę to nadal jesteśmy przyjaciółmi i od czasu do czasu spotykamy się, aby w ciszy medytować, on ze swoją nieodzowną fajeczką, a ja siedząc na miękkim posłaniu i obserwując otaczający mnie świat.
Skończył swoją opowieść i zauważył, że Kraalinka odpłynęła już w krainę snów i z rozmarzeniem na dziobie śni już kolorowe sny, być może o krasnoludkach, a być może o czymś zupełnie innym. Naciągnął na nią narzutę, musnął dziobem na dobranoc i po cichu wycofał się z jej sypialnej komnaty, aby udać się na spoczynek. Jutro czekały go kolejne narady, kolejne spotkania i kolejne decyzje, które będą miały wpływ na przyszłość mieszkańców jego wspaniałego Królestwa. Położył się we własnym posłaniu i zasnął, a jego sen był spokojny.
Sławomir Żbikowski (2010_03_08)
*) Przypowieść krasnoludka oparta jest na przypowieści zawartej w książce Antoniego De Mello pod tytułem „Przebudzenie” – nie jest ona cytowana dosłownie z powodu braku dostępu do oryginalnego tekstu. Została jedynie spisana z pamięci i może zawierać pewne nieścisłości z tekstem oryginalnym, za które bardzo przepraszam.