Cześć Dzieciaki. Dziś opowiem wam o pewnej niezwykłej historii, która mi się niedawno przytrafiła. Wszystko zaczęło się od tego, że w szkole na lekcji matematyki uczyliśmy się o figurach geometrycznych. Rysowaliśmy kółka, trójkąty i kwadraty, a potem je kolorowaliśmy i wycinaliśmy. To była bardzo ciekawa lekcja, zupełnie inna niż dodawanie, odejmowanie, albo mnożenie. Zwierzaki w klasie bardzo szybko nauczyły się rozpoznawać poszczególne figury. Pani była z tego bardzo zadowolona i wpadła na fajny pomysł. Poprosiła nas, aby każdy z nas zastanowił się i wybrał swoją ulubioną figurę geometryczną. Żyrafie Łatce-Kanciatce najbardziej podobały się kółka, mojemu najlepszemu kumplowi niedźwiadkowi Rysiowi-Gumisiwi najbardziej spodobały się rąby, a mnie kwadraty. Sam nie wiem dlaczego wybrałem właśnie kwadraty, jednak to właśnie one wydawały mi się najciekawsze. Może dlatego, że wszystkie ściany mają równe i w dodatku równoległe, a może po prostu dlatego, że najłatwiej było je pokolorować.
Lekcja tak bardzo nam się spodobała, że jeszcze wracając do domów śmialiśmy się, że klasa podzieliła się na klan zwierząt lubiących trójkąty, klan kółkowy, klan rombów, a także klan kwadratowych. Ja oczywiście należałem do tego ostatniego. Całkiem sporo zwierząt, podobnie jak ja wybrało kwadraty, jako ich ulubione figury.
Po powrocie do domu opowiedziałem mamie Kachnie-Grubachnie o naszej lekcji i o Klanie kwadratowych, do którego należały między innymi małpa Koko-Spoko, tygrysek Centek-Wymiętek i hipopotam Toni–Półtoni.
Pewnie się trochę dziwicie, ponieważ na wstępie powiedziałem, że będzie to historia niezwykła, a jak na razie nic niezwykłego się nie zdarzyło. Cała niezwykłość zaczęła się dopiero nazajutrz.
Obudziłem się wcześnie rano, ubrałem, a ponieważ była sobota, poszedłem na boisko, aby pobawić się z kolegami. Na boisku miałem się spotkać z niemal całym klanem kwadratowych.
Już z daleka zauważyłem coś podejrzanego – wszyscy zachowywali się jakoś dziwnie. Małpka Koko-Spoko, zazwyczaj zwinna i skoczna teraz podrygiwała w miejscu jakby nie mogąc odbić się od ziemi. Centek-Wymiętek również poruszał się niemrawo, choć w klasie był najszybszym biegaczem. O ociężałym i niezgrabnym hipopotamie Tonim-Półtonim trudno było mówić, aby był giętki jak sprężyna, jednak teraz po prostu człapał po boisku wolniej niż pełznący ślimak.
Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem co było przyczyną takiego zachowania. Moi koledzy i koleżanki z klasy wyglądali zupełnie inaczej niż dotychczas. Wszyscy byli kwadratowi.
Kwadratowa małpka Koko-Spoko próbowała wskoczyć na poprzeczkę bramki, jednak wciąż jej się to nie udawało, kwadratowy tygrysek Centek-Wymiętek próbował dogonić swój ogon, jednak nie potrafił się nawet obrócić, a hipcio Toni-Półtoni próbował dobiec do piłki leżącej jakieś dwa metry od niego i pokonywał ten dystans od dobrych dziesięciu minut. Wszyscy byli kanciaści, sztywni i wydawało się, jakby byli zrobieni ze skały.
– Co wam się stało? – zapytałem oniemiały. – Dlaczego wszyscy jesteście, tacy? – i machnąłem przednim kopytem w ich kierunku.
– Jacy jesteśmy? – zapytali niemal chórem.
– No tacy… kwadratowy!? – wykrzyknąłem.
– Przecież jesteśmy klanem kwadratów, to jacy mamy być? – zapytała Koko-Spoko.- Zresztą spójrz na siebie, przecież ty też jesteś kwadratowy! – dodała z przekonaniem.
I rzeczywiście! Spróbowałem w jakiś sposób zerknąć na siebie, machnąć trąbą przed oczami lub zrobić cokolwiek, aby się sobie przyjrzeć, jednak nic mi się nie udawało. „Co się tu dzieje?! Co się ze mną stało?! Dlaczego nie mogę się obejrzeć?! Czy naprawdę jestem równie kwadratowy jak moi znajomi?!”
Z wielkim przerażeniem odwróciłem się na pięcie i bez pożegnania kolegów ruszyłem do domu. Chciałem jak najszybciej dotrzeć na miejsce i przejrzeć się w lustrze. Droga powrotna trwała jednak całą wieczność. „Dlaczego poruszam się tak wolno?!” – krzyczałem sam do siebie.
Po drodze spotkałem pełznącego z przeciwka rombowego Rysia-Gumisia. Nie mogłem na to patrzeć. Zamknąłem oczy. „To nie może być prawda! To nie może być prawda! To nie może być prawda!” – powtarzałem sobie bez przerwy. Kiedy jednak ponownie uchyliłem powieki, omal nie zderzyłem się z toczącą się obok mnie okrągłą żyrafą Łatką-Kanciatką.
– Cześć Trąbal! – krzyknęła do mnie i potoczyła się dalej.
Kiedy dotarłem do domu na dworze zapadał zmrok. „Cały dzień poświęciłem na dotarcie na boisko i z powrotem!” – pomstowałem w myślach. – „To straszne! Ja nie chcę być kwadratowy!”
Będąc w domu, od razu poczłapałem do łazienki, aby przejrzeć się w lustrze. To co zobaczyłem było straszne. Stałem tam cały kwadratowy, kanciasty i sztywny niczym skalny posąg. Jedynie uszy odstawały lekko od całej kwadratowej bryły. Wprost nie mogłem w to uwierzyć. „Czy ja trafiłem do zaczarowanej krainy? A może niechcący wypowiedziałem magiczne zaklęcie?” – strasznie nie chciałem być kwadratowy. Byłem zrozpaczony…
„Jedyny ratunek w mamie!” – pomyślałem i pobiegłem, a raczej poczłapałem do salonu. Kiedy, z wielkim wysiłkiem, tam dotarłem, moje oczy zrobiły się wielkie jak talerze, a szczęka opadła niemal do ziemi. Na kanapie siedziała kwadratowa mama Kachna-Grubachna i trójkątny tata Stanisław-Słonisław, a na dywanie turlała się moja idealnie okrągła siostra Irmina-Słonina. Tego było za wiele. Zacząłem krzyczeć najgłośniej jak potrafiłem. Krzyczałem z przerażenia, ze strachu, z rozpaczy. Krzyczałem i krzyczałem…
Nagle poczułem jakieś szturchnięcie w ramię.
– Co się stało? – zapytałem zaskoczony?
– To ty mi powiedz, co się stało! – w głosie mamy słychać było zaniepokojenie i troskę. – Strasznie krzyczałeś!
– Tak wiem. – odparłem. – Po prostu już nie mogłem tego znieść. – i wskazałem na mamę…
Nagle przetarłem oczy, zerknąłem, przetarłem je ponownie i znów zerknąłem. Nie do wiary, mama znów wyglądała normalnie. Nie była kwadratowa jak ja. Pomacałem się całego.
– Hurra! Nie jestem już kwadratowy! – wykrzyknąłem uradowany.
– Chyba coś ci się przyśniło! – orzekła w końcu mama na wszelki wypadek przykładając mi trąbę do czoła i sprawdzając czy nie mam podwyższonej temperatury.
Tak więc cała niezwykła historia okazała się tylko dziwnym snem. Jednak najadłem się przez nią sporo strachu. Kwadraty, koła, trójkąty, a nawet rąby, są naprawdę fajne, jednak tylko na lekcjach matematyki. Bycie kwadratowym słoniem wcale nie byłoby niczym zabawnym. Cieszę się, że natura stworzyła nas takich jakimi jesteśmy.
Życzę wam kolorowych snów.