Nie jest łatwo zasłużyć na kropkę! Trzeba się wykazać nadzwyczajną odwagą, wymyśleć coś genialnego lub oczarować rodzinę wrodzonym wdziękiem. Gorzej jeśli się nie jest ani odważnym, ani zbyt mądrym, a w dodatku nieśmiałym. A ja właśnie taki jestem. Nazywają mnie Leniuszek i jedyne co naprawdę mi dobrze wychodzi to sztuka wypoczywania. Moim mottem jest „odpocznij zanim się zmęczysz”.
Ale wróćmy do rzeczy. Wspomniałem już o kropkach? No, tak. W naszej rodzinie wszystkie biedronki rodzą się tylko z jedną kropką. Na pozostałe trzeba sobie zasłużyć. Raz w miesiącu, Rada Starszych, przyznaje jedną kropkę wyróżniającemu się członkowi rodziny. Jak do tej pory nigdy nie wyróżniono mnie. To bardzo smutne, ale przyzwyczaiłem się do tego i zawsze cieszę się gdy kropka przypada któremuś z najbliższych krewniaków. Oczywiście fajnie byłoby mieć więcej niż jedną kropkę, ale chyba nigdy nie spełnię oczekiwań Rady.
Każde wyróżnienie kropką to wielkie święto. Matki przygotowują pyszne potrawy, ojcowie dekorują salę zabaw, a potem są tańce i hulanki do samego rana. A najbliższe wyróżnienie odbędzie się już jutro. Ciekawy jestem kto tym razem wzbogaci swój grzbiet o kolejną elegancką czarną plamkę?
***
Jak każdego dnia wstałem gdy słońce było już wysoko na niebie. Nie można o mnie powiedzieć, abym był rannym ptaszkiem. No cóż, lubię sobie pospać. Czy jest w tym coś złego? Ja uważam, że nie, ale niektórzy myślą zupełnie inaczej. Ciągle słyszę: „Weź się do roboty!”, „Nie zwlekaj z tym, im szybciej to zrobisz, tym lepiej!”, „Tylko byś odpoczywał i wygrzewał się na słonku!” a także „Bez pracy nie ma kołaczy!”. Czego oni wszyscy ode mnie chcą?! Przecież staram się jak mogę. Czasem brak mi tylko chęci.
Po przebudzeniu, wyciągnąłem wszystkie odnóża, wyprostowałem skrzydełka i poszedłem coś zjeść. Na stołówce panował niezły harmider. Przygotowanie do wieczornego święta zaczynają się skoro świt. Zjadłem najszybciej jak mogłem. Nie chciałem zbytnio się rzucać w oczy, aby nikomu nie przyszło do głowy aby poprosić mnie o pomoc.
Zaraz po śniadaniu wymknąłem się ze stołówki i pofrunąłem na łąkę. „Nie ma to jak solidna drzemka po jedzeniu” – pomyślałem rozglądając się za jakimś kwiatku, lub wygodnym listku, na którym mógłbym umościć sobie wygodne posłanie. Nagle wypatrzyłem najpiękniejszy i najbardziej okazały kwiatek jaki w życiu widziałem. Zaraz skierowałem się w jego stronę. Z każdą chwilą kwiatek stawał się piękniejszy i bardziej okazały. Miał w sobie coś takiego, że nie potrafiłem mu się oprzeć. Podleciałem bliżej, jednak okazało się, że nie tylko ja byłem nim zainteresowany. Wokół kwiatka krążyła już jedna mucha, inna biedronka, a i konik polny zamierzał właśnie wskoczyć na jego wielki ni to kwiat ni to liść. Panował tam spory rozgardiasz, gdyż każdy z owadów uważał, że to on było pierwsze i, że to właśnie on powinien sobie umościć posłanie w tym miejscu.
– Ja byłam tu pierwsza! – stanowczo oświadczyła mucha. – Odlećcie stąd i zapomnijcie o tym miejscu!
– Wcale nie bo pierwszy byłem ja! – Zarzekała się konik polny. – A więc to miejsce należy się mnie.
– A ja je pierwsza zobaczyłam, tylko latam wolniej od was! – przekonywała obca biedronka.
I tak się kłócili bez końca. Zapewne trwałoby to cały dzień i nikt by nie skorzystał z tego cudu natury, ale na szczęście pojawiłem się ja.
– Moi drodzy, tylko spójrzcie na ten kwiat. Jest na nim tak dużo miejsca, że wszyscy się na nim zmieścimy.
Owady spojrzały na kwiat i zaczęły potakiwać głowami.
– Masz rację. – usłyszałem. – a więc kto pierwszy ten lepszy! – wszyscy pędem skierowaliśmy się ku naszemu celowi. Wylądowaliśmy niemal równocześnie i zaraz zabraliśmy się za moszczenie sobie posłań.
***
„Zapraaaaszam! Zapraaaaszam miłych gości! Zapraaaaszam do siebie! Zapraaaaszam, mniam-mniam! Czuję waaaaszą obecność! Zapraaaaszam!
***
Kwiatek pachniał zniewalająco. To był wspaniały pomysł, aby właśnie to miejsce wybrać sobie na legowisko. Inne owady jeszcze się układały, ale ja byłam już gotowy. Wystarczyło abym ułożył głowę na zawiniątku z liścia, zamknął oczy i zaraz bym spał. Jednak kątem oka dostrzegłem jakiś złowrogi ruch, a zaraz potem zrobiło się ciemno?
– Co się dzieje?! – lamentowała mucha. – Dlaczego nagle nastała noc?
– Och nie ja się boję! – płakała biedronka. – Czy ktoś może potrzymać mnie za odnóże?
– Obawiam się, że to wcale nie jest noc! – oświadczył konik polny. – Wydaje mi się, że to ten kwiat zamknął się wokół nas i uwięził jak w pułapce.
– Kiedyś mój dziadek opowiadał o dziwnych roślinach, które żywią się owadami. Najpierw zwabiają je pięknym krzt altem lub zapachem, a potem… ciach! I sprawa załatwiona.
– Co… co to z… znaczy „s… s…. sprawa z… z… załatwiona”? – jąkając się zapytała biedronka, a chwilę potem bardziej się rozpłakała. – Ja nie chcę żadnego „ci… ci… ciach”!
– Ja też słyszałem o takich roślinach – powiedział konik polny. – Myślałem jednak, że są to tylko historyjki mające na celu wystraszenie maluchów.
– Słyszałem, że z takiej pułapki nie ma już żadnej ucieczki! – powiedziała mucha. – A więc to już koniec! – dodała po chwili znacznie smutniejszym głosem.
– Ja nie chcę umierać! – wrzeszczała biedronka szamocząc się na wszystkie strony. – Jestem jeszcze za młoda, aby stać się pokarmem dla jakiegoś… jakiegoś… jakiegoś roślinnego potwora.
Miałem już tego dosyć. Przez cały czas tylko jazgot i wrzaski. Owszem, ja również nie chciałem umierać, jednak jeśli to miałby być mój ostatni dzień życia, to przynajmniej powinienem się… wyspać.
– Cisza! – Powiedziałem stanowczo. – Jeśli mucha ma rację i jesteśmy w pułapce zastawionej przez owadożerna roślinę, to im bardziej będziemy się próbowali wyrywać, tym mocniej zacisną się kleszcze wokół nas. Moje zdanie jest takie: Powinniśmy zrobić to po co tu przybyliśmy, czyli się zdrzemnąć. I tak nie mamy nic lepszego do roboty siedząc w tym więzieniu. A z własnego doświadczenia wiem, że niektóre problemy same się rozwiązują, kiedy kładą się spać.
To chyba był cud. Nie wiem jak mi się to udało, ale przekonałem towarzyszy niedoli do swojego pomysłu. Położyliśmy się spać i o dziwo ja zasnąłem jako ostatni.
***
„Maaaam was moje skaaarbeńki! Mniaaam-mniaaam. Już mi się nie wymkniecie!” – myślała roślina. – „O taaak szamoczcie się! Szaaaamoczcie, mniaaam-mniaaaam! Im baaardziej się szamoczecie tym lepiej, mniaaam-mniaaam! – była zadowolona z polowania, aż cztery zdobycze za jednym ciachnięciem. Nie często trafia się tak dobry połów.
„Co się dzieje?!” – zaniepokoiła się nagle. – „Gdzie one się podziały?! Gdzie te wstrętne owaaady?! Gdzie moje jedzonko?! Nie będzie mniaaam-mniaaam? – Dotychczas wszystkie jej zdobycze wyrywały się, szamotały, walczyły o życie. Czuła je doskonale i z ogromną rozkoszą zaciskała swoje szpony wokół nich. Tym razem było zupełnie inaczej. Owszem przez chwile poczuła delikatny ruch wewnątrz uchwytu. Mogło to jednak być zwykłe mrowienie. Teraz bowiem dosłownie nie czuła niczego. Żadnego najmniejszego ruchu. Czyżby owadom udało się wymknąć zanim zamknęła wokół nich swoją paszczę? Czekała i czekała. Wciąż miała nadzieje, że coś się wewnątrz poruszy. Jednak im dłużej czekała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że nic nie upolowała. W końcu zniechęcona postanowiła rozluźnić chwyt i zajrzeć do środka.
***
Nagle ponownie zrobiło się jasno. Rozejrzałem się dokoła i zauważyłem, że paszcza rośliny powoli się otwiera.
– Wstawajcie! – wydarłem się na całe gardło. – Wstawajcie i pędźcie do wylotu.
Moim towarzyszom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wszyscy czworo poderwaliśmy się do lotu i najszybciej jak potrafiliśmy wyfrunęliśmy z paszczy.
***
„O ja biednaaaa! Dałam się naaaabrać! – lamentowała roślina. – „A to podstępne owady! Jeszcze waaam pokażę. Jeszcze waaas dopaaadnę!” – na szczęście nikt z nas jej nie słyszał.
***
Uradowani fruwaliśmy robiąc piruety, pętle i inne powietrzne akrobacje. Moi towarzysze dziękowali mi za podsuniecie genialnego pomysłu, ściskali mnie i klepali po pancerzyku. W końcu pożegnałem się z nowymi przyjaciółmi i pofrunąłem do domu.
Zbliżał się wieczór i… no właśnie dzisiaj będziemy świętowali. Przyspieszyłem, aby zdążyć na uroczystość. Okazało się, że jeszcze się nie zaczęła. Trochę mnie to zdziwiło. Rada starszych była zawsze bardzo punktualna i jeszcze nigdy nie słyszałem o opóźnieniu święta. Jednak nawet nie przyszło mi do głowy, aby się tym przejmować. Wprost przeciwnie, ucieszyłem się z tego powodu. Miałem przynajmniej czas, aby się wykapać po tej dziwnej przygodzie z żarłocznym kwiatkiem.
Kiedy byłem już czysty i pachnący, udałem się na stołówkę. Była tam cała moja rodzina. Wszyscy zniecierpliwieni zaistniałym opóźnieniem.
– Co się dzieje? – zapytałam Grubcia, kuzyna ze strony ciotecznej babki.
– Podobno Rada Starszych zebrała się ponownie, gdyż w ostatniej chwili dostali ważne informacje mogące wpłynąć na decyzję o tym, komu przyznać kropkę.
– Zmienia decyzję w ostatniej chwili? – zapytałem zdziwiony.
– To bardzo dziwne, ale chyba właśnie to mają zamiar zrobić. – wyjaśnił Grubcio.
Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy na ten temat, gdy nagle szumy przycichły i do pomieszczenia wlecieli członkowie Rady. Zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy z niecierpliwością czekali na to co powie Najstarszy z Najstarszych, przewodniczący Rady Starszych.
– Przepraszamy za opóźnienia! – rozpoczął stareńki biedronek wspierający się na niewielkiej lasce. – W ostatniej chwili otrzymaliśmy informacje na temat pewnego bohaterskiego czynu, którego dokonał jeden z nas. Musieliśmy wysłuchać relacji z tego zdarzenia, ocenić, czy jest ona wiarygodna, a w końcu zadecydować, czy jest ona wystarczającym wyczynem, aby przyznać za nią kropkę. Wysłuchawszy relacji świadków, oceniliśmy, że wyczyn ten nie załguje na jedną kropkę, ale na aż trzy kropki.
Staruszek odchrząknął, a następnie rozwijając pergamin zaczął czytać:
– Uroczyście informuję, że Rada Starszych w dniu dzisiejszym przyznała trzy kropki, za bohaterskie uratowanie biedronki muchy oraz pasikonika, naszemu bohaterowi… Leniuszkowi!
***
Omal się nie utopiłem w kropli wody, którą właśnie popijałem. Wiadomość, którą właśnie usłyszałem powaliła mnie z nóg.
– Skąd… skąd oni o tym wiedzieli? – zapytałem zaskoczony. – Ja nie zrobiłem niczego bohaterskiego. Nie wiem czy zasłużyłem na trzy kropki.
Moi krewniacy chwycili mnie i unieśli w górę, potem podrzucali mną krzycząc „Hip-hip hura! Hip-hip hura!” W końcu, nie wiedząc co się ze mną dzieje trafiłem na scenę gdzie stał Najstarszy z Najstarszych. Odwróciłem się do niego tyłem i dumnie wypiąłem pancerzyk. Chwilę potem widniały na nim trzy nowiusieńkie czarne kropeczki.
Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak tamtego wieczora. Nadal uważam, ze nie zasłużyłem na to aby otrzymać aż trzy kropki za jednym razem. Najważniejsze dla mnie jest to, że tamtego dnia, dzięki mnie trzy inne owady nie strąciły życia. Do dziś mucha Bzy-bzy, biedronka Kubełek i konik polny Łapa SA moimi najlepszymi przyjaciółmi.
A i jeszcze jedno. Od tamtej pory zawsze uważnie wybieram miejsce, w którym zamierzam uciąć sobie drzemkę.