Dawno, dawno temu, kiedy krajami rządzili królowie, a po drogach jeździli konno rycerze w metalowych zbrojach, w czasach, gdy większość ludzi nie potrafiło czytać i pisać, a tylko najbogatsi mogli pozwolić sobie na naukę w szkole. W takich właśnie czasach, żył sobie chłopiec o imieniu Mariusz. Był sprytnym i mądrym chłopcem. Mieszkał wraz z rodziną w małej wiejskiej chacie. Nie była to rodzina zamożna, jednak rodzice Mariusza robili wszystko co mogli, aby zapewnić sobie i swoim dzieciom odpowiednie warunki. Mariusz i jego rodzeństwo, każdego dnia pomagali w domu i w gospodarstwie, jednak sporo czasu poświęcali na naukę.
Mariusz był bardzo zdolnym uczniem. Szybko nauczył się czytać i pisać. Nie miał żadnych problemów z matematyką, fizyką, ani chemią. Pochłaniał coraz to nowe książki, aby wiedzieć więcej i więcej. Wkrótce okazało się, że jest najzdolniejszym uczniem w całej okolicy.
Pewnego razu tata poprosił Mariusza, aby poszedł z nim na spacer do pobliskiego Lasu. Szli powoli rozglądając się wokół i podziwiając otaczające ich piękno przyrody.
– Po co mnie tutaj zabrałeś, tato? – zapytał w pewnym momencie Mariusz. – Nigdy nie byliśmy razem na spacerze.
– Masz rację, synu. Powinienem był robić to częściej. – Tata zachowywał się tak, jakby nie bardzo wiedział co ma powiedzieć. W końcu, wziął głęboki wdech i kontynuował:
– Mariuszu. Jesteś najzdolniejszym z moich dzieci. Twoi bracia i siostry nie wykazują aż takich zdolności do nauki jak ty.
– Czy to coś złego, że się dobrze uczę? – chłopiec był zdziwiony.
– Ależ skąd. Jestem dumny, z tego, że mój syn tak świetnie sobie radzi – tata, podrapał się w głowę jakby szukając odpowiednich słów. – Wiesz synu, zabrałem cię na ten spacer, aby z tobą porozmawiać. A teraz, kiedy jesteśmy sami, nie potrafię powiedzieć tego, co chciałem ci przekazać.
– Tato, czy stało się coś złego?
– Ależ nie. Wprost przeciwnie – tata zrobił pauzę. – Wiesz, twoja wiedza i umiejętności są tak duże, że wraz z mamą doszliśmy do wniosku, iż nie możemy nauczyć cię niczego więcej. Nasza wiedza i zdolności są zbyt małe. Jeżeli pozostaniesz nadal z nami, nie będziesz mógł się bardziej rozwijać.
– Co przez to rozumiesz, tato? – Mariusz nie do końca pojmował, co tata próbuje mu powiedzieć.
– Uważamy, że powinieneś opuścić dom i udać się na naukę.
– Do miasta? Do wielkiej szkoły? – dopytywał Mariusz.
– Nie stać nas abyś uczył się w szkole – powiedział tata. – Możesz jednak rozpocząć naukę u jednego z mędrców: znachora, alchemika, czy nawet maga.
Ta myśl, od razu zakiełkowała w głowie chłopca. „Mógłbym zostać prawdziwym magiem” – pomyślał. Od małego marzył o tym, aby zostać czarodziejem, znać magiczne zaklęcie i potrafić ich używać. A oto teraz, tata powiedział, że jak chce, może zostać uczniem maga.
– Naprawdę mógłbym uczyć się magii? – zapytał podekscytowany. – To byłoby naprawdę wspaniałe, Tato.
– Cieszę się, że ten pomysł przypadł ci do gustu – w głosie ojca, chłopiec usłyszał pewien smutek.
– Oczywiście będzie mi bardzo ciężko opuścić dom – mamę, ciebie i wszystkich innych. Ale sam powiedziałeś, że nie mam innego wyjścia.
– To prawda, chłopcze. To prawda. – Tata, położył swoją wielką, spracowaną dłoń na ramieniu chłopca. – A więc poinformujmy o tym twoich braci i twoje siostry.
– A więc chodźmy.
***
Przygotowania nie trwały długo. Być może z powodu tego, że Mariusz nie posiadał tak naprawdę żadnych rzeczy, które musiałby ze sobą zabierać. Wziął jedynie to co miał na sobie i jeden cieplejszy kożuch, na chłodniejsze dni. Spakował jeszcze kilka książek i coś do jedzenia. Następnie pożegnał się z rodzeństwem i z rodzicami, a potem, jeszcze tego samego dnia wyruszył w drogę.
Mariusz wędrował od wioski do wioski, wypytując wszystkich, czy aby nie słyszeli o jakimś magu, lub czarodzieju, który szukałby ucznia. Aby zarobić na jedzenie i na noclegi, zajmował się odczytywaniem listów, jakie od czasu do czasu otrzymywali mieszkańcy wiosek, lub odpisywaniem na te właśnie listy. Jak już zostało powiedziane niewiele osób umiało czytać i pisać.
W końcu, po kilku miesiącach wędrówki, chłopiec trafił do wioski, w której dowiedział się, że w jej okolicy mieszka mag. Od razu udał się do jego zamku, aby zapytać się, czy przyjmie go na swojego ucznia.
Zamek okazał się ruiną. Niemal wszystkie okna zostały wybite, dachy były w marnym stanie i Mariusz mógł się założyć, że na pewno przeciekały podczas nawet najmniejszego deszczu. „Czy aby na pewno mieszka tu mag?” zastanawiał się chłopiec. „Przecież wystarczyłoby odrobinę magii, aby naprawić potłuczone okna, czy zniszczone dachy”. Zastanawiał się również, czy nie zawrócić i poszukać jakiegoś bardziej zdolnego mistrza.
Jednak okazało się, że było już za późno. Mag dostrzegł gościa i zupełnie nieoczekiwanie pojawił się tuż za jego plecami.
– Czym mogę ci służyć, młody podróżniku? – Mariusz miał wrażenie, jakby postać czarodzieja wyskoczyła z podziemi. Jego nagle zadane pytanie, sprawiło, że chłopiec aż podskoczył ze strachu. Wkrótce jednak opanował drżenie ciała i odpowiedział:
– Przybyłem tu, aby cię prosić, żebyś przyjął mnie na swojego ucznia.
– A więc chcesz zostać magiem? – Starzec oglądał chłopca ze wszystkich stron, zapewne oceniając go po wyglądzie. – A co możesz mi zaoferować, chłopcze?
– No, jestem bardzo zdolnym chłopcem. Potrafię czytać i pisać, znam się na chemii, fizyce i matematyce. Teraz chcę nauczyć się sztuki magicznej. Prawdę powiedziawszy, marzyłem o tym od małego.
– Podobasz mi się, chłopcze. Lubię ludzi, którzy wiedzą czego chcą i realizują swoje marzenia. To jedna z podstawowych zasad magii. Marzyć i realizować marzenia. – Starzec, pogładził kościstą dłonią, swoją długą, siwą brodę, jakby oceniając za i przeciw. W końcu rzekł:
– Zrobiłeś na mnie duże wrażenie młodzieńcze. Chętnie przyjmę cię jako swojego ucznia. Czy jednak zdajesz sobie sprawę, jak ciężkie jest zajecie pomocnika maga?
– Oczywiście! – wykrzyknął Michał. – Zrobię wszystko, czego będziesz ode mnie oczekiwał. Będę sprzątał i doglądał całego zamku. Będę robił jedzenie, dla nas obydwu. Będę zajmował się zwierzętami, chodził po zakupy, zbierał grzyby w lesie – wszystko co tylko każesz mi zrobić. Wszystko! Tylko mnie ucz.
– A więc dobrze – zgodził się mag. – Zostaniesz moim uczniem.
***
Od tej pory Mariusz, każdego dnia ciężko pracował. Sprzątał zamek. Naprawiał przeciekające dachy i uszczelniał wybite szyby w oknach, aby wiatr nie hulał po komnatach. Robił zakupy w pobliskiej wiosce, przygotowywał posiłki i robił wiele innych rzeczy. Praca była bardzo męcząca. Chłopiec był jednak zadowolony. Mag dotrzymał bowiem słowa i każdego dnia poświęcał około godziny, aby uczyć swojego młodego ucznia podstaw magii.
Już na jednej z pierwszych lekcji Mariusz dowiedział się, że cała magia opiera się na potędze umysłu. – – Im bardziej wytrenujesz swój umysł, tył łatwiej będziesz w stanie materializować swoje myśli – powiedział mu mag podczas pierwszej lekcji.
– Co to oznacza, Mistrzu?
– Cały świat zbudowany jest w taki sposób, że ludzie dostają w życiu to, o czym najczęściej myślą. Jednak tylko nieliczni z nich o tym wiedzą. Każdy człowiek korzysta z tej podstawowej zasady magii. Jednak większość nie będąc jej świadomymi, wykorzystuje ją przeciwko sobie. Większość ludzi bez przerwy myśli o złych rzeczach – o biedzie i nieszczęściach. I to właśnie sobie wyczarowują – biedę i nieszczęścia.
– Czy to znaczy, mistrzu, że jeśli będę myślał o wspaniałych rzeczach, to je sobie wyczaruję?
– Właśnie tak, chłopcze. Jesteś bardzo pojętny. – Mag był bardzo zadowolony ze swojego ucznia, że tak szybko zrozumiał zasadę, której inni ludzie nie potrafili zrozumieć, a kiedy ją zrozumieli nie byli w stanie zaakceptować jej prostoty. – Ważne jest jednak, aby ćwiczyć swój umysł. Im bardziej wyćwiczony umysł tym łatwiej przyciąga do siebie, rzeczy o których myśli.
– A w jaki sposób ćwiczyć swój umysł?
– Najprostszą metodą jest częste powtarzanie swoich pragnień.
I od tej pory, Mariusz za każdym razem kiedy szorował podłogę, przygotowywał posiłki, zbierał grzyby, czy też wykonywał dowolną ze zleconych przez mistrza prac, powtarzał sobie w myślach „każdego dnia staję się coraz lepszym magiem”, a jego myśl materializowała się. Jego umiejętności jako maga rosły i rosły. I rzeczywiście, każdego dnia stawał się coraz lepszym magiem.
Podczas którejś z kolei lekcji, Mag rzekł do swojego ucznia:
– Innym sposobem ćwiczenia własnego umysłu, jest jego wyciszenie. Można to osiągnąć poprzez medytację lub prościej mówiąc przez koncentrację na jakimś punkcie – na przykład na czarnej plamie, kwiatku, czy sęku w podłodze. Jeśli twój umysł będzie w stanie koncentrować się na jednej rzeczy przez około kwadrans, wtedy można powiedzieć, że jest świetnie wyćwiczony.
Od tamtego czasu, chłopiec często ćwiczył swój umysł koncentrując swoją uwagę na jednej rzeczy. Początkowo szybko się rozpraszał. Jednak z każdą kolejną próbą stawał się w tym coraz lepszy i lepszy.
– Mistrzu. Mam do ciebie pytanie – zagadnął raz starca. – Powiedz mi, dlaczego jak myślę o jakichś drobiazgach, to rzeczywiście po pewnym czasie jestem w stanie je osiągnąć. Kiedy jednak myślę o czymś naprawdę wielkim, to prawie nigdy mi się nie udaje. Czy to znaczy, że nadal mam niewyćwiczony umysł?
– Tak naprawdę, to uważam, że twój umysł jest świetnie wyćwiczony – pochwalił ucznia Mag. – Dostrzegam tu raczej inny problem. Otóż podstawą magii jest wiara w powodzenie. Czy kiedy myślisz o tych wielkich rzeczach, wierzysz w pełni, że jesteś w stanie je osiągnąć?
– Obawiam się, że to rzeczywiście może być przyczyną. Małe rzeczy, przychodzą mi łatwo, bo nie mam problemu z uwierzeniem, że mogę je osiągnąć. Z tymi dużymi jest trochę gorzej. Czasem nachodzą mnie myśli, że „to jest poza moim zasięgiem” i wtedy się poddaję.
– I tu pojawia się kolejna zasada. Po pierwsze, powinieneś żywić przekonanie o tym, że na pewno ci się powiedzie. A po drugie, bądź wytrwały i nigdy nie poddawaj się zwątpieniu.
Chłopiec szkolił się u mistrza przez dwa kolejne lata. W końcu stał się prawdziwym adeptem sztuki magicznej. Nadszedł więc czas, aby opuścił swojego mistrza i rozpoczął własne życie. Z tej właśnie okazji, stary nauczyciel podarował mu jeden ze swoich najcenniejszych zwoi. Zwój ten, zdaniem maga, zawierał najpotężniejsze ze wszystkich zaklęć na świecie. Młody mag uklęknął przed mistrzem, a ten wręczył mu zwinięty kawałek pożółkłego ze starości papieru. Zwój był przewiązany złotą nicią i zapieczętowany czerwoną pieczęcią.
– Wstań, młody magu! – Mistrz nazwał Mariusza magiem pierwszy raz od czasu gdy rozpoczął swoje nauki. – A teraz możesz odpieczętować zwój i poznać zaklęcie.
Chłopiec z wielką ciekawością rozwijał kartkę grubego papieru. Kiedy jednak rozwinął ją i przeczytał zaklęcie, jego twarz wykrzywiła się i zagościło na niej zwątpienie, a może nawet złość na mistrza.
– Czy coś jest nie tak? – zapytał starzec, łagodnym głosem.
– Nie. Tylko… Tylko, że to nie jest żadne zaklęcie – Mariusz był przygnębiony i nie do końca wiedział, czym sobie zasłużył na takie traktowanie. Jego mistrz najwyraźniej zażartował sobie z niego. – W tym zwoju znajduje się jedno słowo. Jedno jedyne.
– Jakie to słowo, chłopcze? – Zapytał spokojnym głosem mag.
– To słowo to „DZIĘKUJĘ”.
– Och nie bądź rozczarowany. Zapewniam cię, że jest to jedno z najpotężniejszych zaklęć jakie istnieją na ziemi. Słowa mają wielką moc. A to szczególne słowo mam moc największą.
– Ale co ja mam robić z takim zaklęciem. Do czego mam je stosować.
– To bardzo proste. Dziękuj wszechświatowi za wszystko co posiadasz. Za jedzenie, za życie, za miłość, za rzeczy które posiadasz. Dziękuj za wszystko i tak często jak to tylko możliwe. Im bardziej będziesz wdzięczny wszechświatowi, tym większą moc stwarzania od niego otrzymasz. Pamiętaj o tej zasadzie – w tym momencie starzec podszedł do swego młodego adepta, wziął go w ramiona i uściskał. – A teraz życzę ci szerokiej drogi. Obyś stał się najpotężniejszym Magiem na ziemi. Powodzenia.
I Mariusz ruszył przed siebie w poszukiwaniu przygód. Dziękował wszechświatowi za każdy dzień, każdą przygodę i każdą napotkaną istotę, z którą zetknął go los. Z czasem stał się wielkim magiem i żył szczęśliwie do późnej starości. A wszystko co osiągnął zawdzięczał naukom starego mistrza i potężnemu zaklęciu, z którego korzystał niemal na każdym kroku. I nie ważne, że zaklęcie to składało się z jednego słowa. Gdyż słowo „DZIĘKUJĘ” ma niesłychaną, magiczną moc.
PS.
Bajka ta jest jedną z z bajek wchodzących w skład zbioru zatytułowanego „Bajki z sukcesem w tle„.
Zbiór ten został wydany przez wydawnictwo „Złote Myśli” w formie audiobooka i w wersji książkowej.
Zapraszam Cię do jego zakupu i cieszenia się tymi wspaniałymi, podnoszącymi na duchu i uczącymi zasad sukcesu tekstami.