Kwik była najzwyklejszą świnką na świecie. Lubiła taplać się w błocie i ryć ryjkiem w ziemi w poszukiwaniu żołędzi. Była pogodna i radosna, a rodzice mieli z nią wiele pociech. Chętnie pomagała mamie sprzątać chlewik, a i tacie od czasu do czasu pomogła, kiedy trzeba było coś naprawić. Można by uznać, że Kwik była świnką idealną, jednak…
Właśnie. Kwik miała jeden, aczkolwiek bardzo poważny problem – była bardzo nieśmiała w stosunku do innych zwierząt. Niezwykle rezolutna i wygadana w domu, w przedszkolu stawała się cicha i skryta w sobie. Bardzo rzadko bawiła się z innymi zwierzątkami, bardzo rzadko odpowiadała na pytania, a jeszcze rzadziej sama się odzywała.
Inne zwierzątka w przedszkolu nie miały podobnych problemów jak Kwik. Świetnie się czuły w grupie rówieśników, doskonale ze sobą współpracowały i bawiły. Większość z nich nie przepadała jednak za chowającą się bez przerwy w kącie świnką. Jedynie trójka zwierzątek od czasu do czasu próbowała zachęcić Kwik do wspólnej zabawy. Byli to króliczek Uszatek, który miał najdłuższe uszy w całym przedszkolu, kotek Kokardka, który zawsze miał na szyi zawiązaną aksamitną kokardkę oraz szczeniak Puszek, który był cały biały i wyglądał jakby był z waty.
Pewnego razu zwierzątka bawiły się w berka. Uszatek podbiegł wtedy do Kwik i krzyknął zdyszanym głosem:
– Przyłącz się do nas! To świetna zabawa! Na pewno ci się spodoba! – potem klepnął ją lekko w grzbiet krzycząc: „Berek!”
Świnka bardzo chciała pobiec za nim i przyłączyć się do zabawy. Już nawet wystartowała robiąc kilka kroków w kierunku przyjaciół. Po chwili jednak się zatrzymała. W jej głowie pojawiły się myśli, które mówiły: „Co ty wyprawiasz?! Nie nadajesz się do zabawy z innymi zwierzątkami! Lepiej jak posiedzisz sobie w kącie!” I Kwik wróciła do swojego kąta, a zwierzątka kontynuowały zabawę bez niej.
Innym razem szczeniak Puszek przysiadł się tuż obok niej i układał pałac z klocków. Kwik przyglądała się, jak zręcznie pracowały jego łapki i jak szybko budowla rosła i stawała się coraz większa i piękniejsza. W pewnym momencie szczeniak spojrzał na Kwik i odezwał się do niej:
– Czy mogłabyś mi podać klocek w kształcie łuku? Chcę zrobić balkon – i uśmiechnął się najpłomienniej jak potrafił.
Świnka odruchowo wyciągnęła raciczkę w kierunku klocka, złapała go i podała Puszkowi.
– Dziękuję! – powiedział szczeniak. – To bardzo miłe z twojej strony, że podałaś mi ten klocek.
Jednak Kwik wcale go nie słuchała. Nagle odwróciła się do niego plecami i skuliła w swoim kącie. W jej głowie kłębiły się myśli: „Wcale nie zasługuje na to, aby mi dziękowano!”
Jeszcze innego razu kotek Kokardka, chodził po całej sali, zaglądał w każdy zakamarek i czegoś szukał.
– Nie widziałaś gdzieś mojej aksamitnej wstążeczki? – zwrócił się do Kwik. – Zdjąłem ją z szyi na chwilę, a teraz nie mogę jej odnaleźć.
Świnka chciała mu pomóc, jednak znów usłyszała jak jej wewnętrzny głos mówi do niej: „Skoro inne zwierzątka nie mogą znaleźć tej wstążeczki, to dlaczego mnie miałoby się udać? Ja nie jestem dobra w szukaniu!” I zamiast odpowiedzieć lub choćby pomóc koledze w poszukiwaniach, ponownie odkręciła się do niego plecami. Mimo to pod koniec dnia w pudle z zabawkami odnalazła wstążeczkę i oddała ją kotkowi.
– Dzięki, że ją znalazłaś. Bez niej czułem się jak bez głowy. – Kokardka był bardzo szczęśliwy. Z radości wykonał kilka piruetów. Chciał jeszcze powiedzieć Kwik coś miłego, jednak jej już nie było – uciekła, aby przypadkiem nie zostać sprowokowaną do rozmowy.
I tak upłynęła cała jesień i zima w przedszkolu. Panie przedszkolanki i inne dzieci przywykły do dziwactw Kwik i zostawiały ją w spokoju. Jednak świnka wcale niebyła dzięki temu szczęśliwsza. Wręcz przeciwnie, samotność i chorobliwa nieśmiałość sprawiały, że Kwik stawała się coraz smutniejsza i bardziej przygnębiona.
W końcu nastał maj. Za oknami świeciło słońce, na rabatkach kwitły pachnące słodyczą kwiatki, a wokół nich uwijały się setki pracowitych pszczół. Pewnego ranka pani wiewiórka powiedziała:
– Mamy cudowną pogodę! Aż szkoda byłoby z niej nie skorzystać. Zaraz po śniadanku pójdziemy więc do parku. Tam będziemy podglądali przyrodę, bawili się, a potem zjemy podwieczorek na świeżym powietrzu.
Wszystkie zwierzątka ucieszyły się z tej informacji. Wszystkie z wyjątkiem Kwik. Ona wolałaby zostać w swoim kącie. Znała go doskonale i czuła się w nim dobrze. Na zewnątrz, będzie musiała znaleźć inne zaciszne schronienie.
W parku było naprawdę ciekawie. Pani pokazywała im różne gatunki roślin, opisywała jakiego kształtu mają liście, jakiego koloru są ich kwiaty, w jaki sposób odróżnić je od innych roślin i tym podobne. Nawet Kwik zaciekawiła się tymi informacjami i z uwagą słuchała pani wiewiórki. Jednak kiedy nastał czas zabaw nie pobiegła wraz z innymi zwierzątkami, aby się bawić. Zamiast tego usiadła na ławeczce i bawiła się suwakiem własnego plecaka. Chciała przyłączyć się do przyjaciół, ale w głowie słyszała głos, który powtarzał: „Oni są lepsi w bieganiu od ciebie! Im zabawy wychodzą świetnie, nie to co tobie! Lepiej jak sobie posiedzisz na ławce i się poprzyglądasz!”
Siedziała więc i się przyglądała. Obserwowała jak zwierzątka podzieliły się na kilka grupek i każda z nich bawiła się w coś innego. Jedni bawili się w berka, inni w chowanego, jeszcze inni łapali koniki polne, inni budowali coś w piaskownicy, a większość bawiła się na placu zabaw. Pani wiewiórka biegała po całym parku próbując ogarnąć wszystkich swoich podopiecznych.
Nagle Kwik zobaczyła coś co ją zaniepokoiło. Obserwowała właśnie grupkę dzieci bawiącą się w chowanego. Byli tam Uszatek, Kokardka, Puszek i kilkoro innych zwierzątek. Nagle zza drzewa wyjrzała pani wiewiórka i zawołała do tej grupki:
– Kochani! Chodźcie do mnie! – jej głos brzmiał jakby inaczej niż zazwyczaj. – Chodźcie to wam coś pokarzę. – dodała i schowała się za drzewo.
Zwierzątka, choć niezbyt szczęśliwe z powodu przerwanej zabawy, ruszyły w kierunku wołającej ich opiekunki. Nie widziały jednak tego co zobaczyła Kwik. Pani wiewiórka bowiem była właśnie przy zwierzątkach bawiących się w piaskownicy i pomagała owieczce Wełence kopać fosę wokół zamku. Kim więc było zwierze zza drzewa? Na pewno nie panią wiewiórką.
I wtedy stało się coś dziwnego. Kwik wstała z ławki i powoli, acz zdecydowanie ruszyła w tamtym kierunku. Idąc zrobiła lekki łuk, aby móc zobaczyć postać skrywającą się za drzewem. Nagle stanęła jak wryta. To co ujrzała bardzo ją wystraszyło. Przez ułamek sekundy biła się z myślami i zastanawiała się co ma robić. „Wracaj na swoją ławkę i nie narażaj się. Jesteś za mała i nic nie wskórasz. Te zwierzątka są mądrzejsze od ciebie i niech radzą sobie same!” Jednak ona za bardzo lubiła Puszka, Uszatka i Kokardkę, aby narażać ich na niebezpieczeństwo i pozwolić, aby sami wpakowali się do zastawionej na nich pułapki. Zamiast wrócić na ławkę, zrobiła coś czego nikt by się po niej nie spodziewał – zaczęła krzyczeć na całe gardło:
– Stójcie! Nie idźcie tam! To nie jest pani wiewiórka! Za drzewem czai się LIS!
W jednej chwili zwierzątka zatrzymały się gapiąc na wołającą do nich Kwik. Krzyki świnki sprawiły jednocześnie, że pani wiewiórka rzuciła łopatkę i biegiem przybiegła zobaczyć co się dzieje. Wokoło zebrali się inni dorośli, którzy w tym momencie znajdowali się w parku lub jego pobliżu. Wzrok wszystkich skierowany był na drzewie i czającej się za nim postaci, która nerwowo poruszała swym rudym ogonem. Zaraz zjawił się pan doberman w policyjnym mundurze i aresztował lisa, za próbę uprowadzenia przedszkolaków.
Kiedy było już po wszystkim pani wiewiórka pochwaliła Kwik, za jej interwencję. Do pochwał przyłączyły się inne zwierzęta, rodzice uratowanych przedszkolaków, a nawet pan policjant. Jednak śwince najbardziej podobało się, kiedy jej przyjaciele Puszek, Kokardka i Uszatek podeszli i klepiąc ją po plecach dziękowali jej za uratowanie życia. Obsypali ją kwiatami i wykrzykiwali na jej cześć „Hip-hip-hurra!”
„Może jednak wcale nie jestem taka zła jak mi się wydawało!” – pomyślała o sobie Kwik i od tej pory skończył się jej problem z nieśmiałością. Teraz bawiła się z innymi zwierzątkami, chętnie z nimi dyskutowała na różne tematy i była znacznie szczęśliwsza niż dotychczas.