Była sobie zielona łąka, a na jej środku znajdował się nieduży, porośnięty szuwarami staw. W stawie tym mieszkały sobie żaby, a wśród nich jedna wyjątkowa żabka. Miała na imię Piskatka i w przeciwieństwie do swoich sióstr i braci nie rechotała, ani nie kumkała – ona po prostu piszczała.
Piskatka całymi dniami wylegiwała się w wodzie, pływała wzdłuż i w szerz stawu i cieszyła się każdą chwilą. Była szczęśliwa i niczym się nie martwiła.
Pewnego jednak razu całą okolicę nawiedziła wielka susza. Od kilku tygodni nie padał deszcz i na ziemię nie spadła ani jedna kropla wody. Trawa na łące wyschła a wody w stawie ubywało z każdym dniem. W końcu staw zmienił się w trochę większą kałużę, w której żaby siedziały niemal jedna na drugiej. Piskatce wcale się to nie podobało. Ona lubiła pływać w samotności, a nie siedzieć na głowie innym żabom. Postanowiła więc, że musi zrobić coś aby znowu spadł deszcz.
Spakowała więc cały swój dobytek w niewielki tobołek, tobołek zawiązała na małym kijku, a kijek zarzuciła sobie na plecy i ruszyła w drogę.
Opuściła wyglądający jak większa kałuża staw i ruszyła przed siebie. Szła przez łąkę od czasu do czasu popiskując i skacząc jak na żabę przystało.
I właśnie w momencie gdy sobie raźnie podskakiwała, zrobiła naprawdę daleki skok – jednak nie wymierzyła dobrze i zamiast na trawkę spadła wprost do jakiejś wielkiej i ciemnej dziury. Upadła i zrobiła dziesięć fikołków, dziesięć razy przekoziołkowała, a następnie dziesięć razy się przeturlała. W końcu wylądowała na dnie bardzo ciemnej jamy. Nie upadła jednak na twardą ziemię. Wprost przeciwnie – to na czym się zatrzymała było miękkie, włochate i cieplutkie, a najgorsze, że to coś nagle się poruszyło. Piskatka podskoczyła przestraszona, aż uderzyła głową w sufit. Następnie zaczęła się cofać.
– Kim jesteś i co robisz w mojej jamce?! – usłyszała.
– Ja… Ja… Ja nie chciałam tu wpaść. To był… To był przypadek. – wyjąkała żabka. – Podskoczyłam i przez przypadek wpadłam do tej ciemnej jamy. Naprawdę nie chciałam zrobić nic złego.
– No już dobrze. – usłyszała znacznie już łagodniejszy głos. – Nie stało się nic złego. Nazywam się Króliczek Skoczek i zapraszam cię na filiżankę herbatki.
Bardzo mi miło, panie Skoczku. Ja mam na imię Piskatka i jestem małą zieloną żabką z pobliskiego stawu.
– Usiądź na chwilę, a ja zrobię coś do picia i wyjmę pierniczki z szafki. – powiedział króliczek, okazując wielką gościnność.
– Chętnie zostałabym na ten cudowny poczęstunek, jednak bardzo się spieszę.
– A dokąd ci tak spieszno, moja przyjaciółko? – zapytał Skoczek.
– Od kilku tygodni panuje w okolicy wielka susza. Postanowiłam, że muszę sprowadzić deszcz. Dlatego też opuściłam swój staw i wyruszyłam na tę wyprawę.
– To bardzo ciekawe. Też chciałbym ruszyć na taką wyprawę. Zwłaszcza, że moje marchewki zwiędły i chciałbym im jakoś dopomóc. – Może mógłbym pójść razem z tobą?
– Oczywiście. Jeśli tylko chcesz. – Powiedziała żabka uśmiechając się do nowego przyjaciela.
Kilka minut później króliczek spakował już swoje najpotrzebniejsze rzeczy, zawiązał je w tobołek podobny do tego, który niosła Piskatka. Chwilę potem obydwoje ruszyli przed siebie. Szli lub podskakiwali rozmawiając o różnych ciekawych rzeczach. W końcu dotarli na skraj lasu. Słońce właśnie zachodziło i robił się wieczór. Dwójka przyjaciół postanowiła, że zatrzymają się na noc i prześpią się pod drzewem. Jak postanowili tak zrobili. Zasnęli bardzo szybko, gdyż długa droga sprawiła, że obydwoje byli bardzo zmęczeni.
Kiedy rano się obudzili, obydwoje byli bardzo zdziwieni. Ku wielkiemu zadowoleniu żabki, jej skóra była cała mokra i świeciła się w promieniach słońca. Futerko króliczka również było mokre i skołtunione, co jednak wcale Skoczka nie cieszyło – wyglądał bowiem jak zmokła kura. Obydwoje zaczęli zastanawiać się skąd wzięła się w lesie rosa, która zmoczyła ich nad ranem. Było to bardzo dziwne, gdyż kilka kroków dalej polana wyglądała jak uschnięta. W pewnym momencie zorientowali się, że wilgoć spływa w ich kierunku gdzieś z góry. Zadarli więc głowy najwyżej jak potrafili. Wypatrywali i wypatrywali, aż w końcu pośród gęstych liści i konarów dostrzegli coś białego. Przyjrzeli się uważniej i wspólnie uznali, że to chyba jakaś chmurka.
Okazało się, że rzeczywiście niewielka biała chmurka urządziła sobie posłanie w rozłożystych konarach największego w lesie dębu. Nasi przyjaciele podeszli do dębu i zastanawiali się jak wdrapać się na górę. Próbowali różnych metod, jednak żadna nie była skuteczna. W końcu Piskatka zauważyła, że czubek jednego z mniejszych drzew dosięga do pierwszych konarów potężnego dębu. Wspólnie wspięli się na mniejsze drzewo. Następnie, skok za skokiem wspinali się coraz wyżej i wyżej, aż dotarli na sam szczyt. Teraz wystarczył jeden duży skok, aby wskoczyć na gałąź wielkiego dębu. Obydwoje bardzo się bali, bowiem jeśliby się im nie udało to spadliby z dużej wysokości i zapewne by się potłukli.
Pierwsza postanowiła skoczyć żabka. Zamknęła oczy wyobrażając sobie jak oddaje wspaniały skok. Następnie spojrzała na gałąź na której chciała wylądować, napięła nóżki i skoczyła. Chwilę potem była już na miejscu.
Króliczek bardzo się bał, jednak żabka dodawała mu otuchy:
– Dasz radę. Na pewno sobie poradzisz. – mówiła do niego.
W końcu króliczek skoczył i wylądował na gałęzi obok żabki, jednak nagle omsknęła mu się łapka i zaczął spadać. Piskatka była jednak szybsza. Chwyciła go za uszy i wciągnęła na gałąź.
Potem poszło już znacznie łatwiej. Skok za skokiem i byli coraz bliżej celu. W końcu dotarli na szczyt i stanęli tuż obok białej chmurki, która właśnie się przeciągała głośno ziewając.
– Pani chmurko – usłyszała nieśmiały głosik. Rozejrzała się dookoła bardzo zdziwiona. Nie spodziewała się żadnych gości. Zerknęła w kierunku, z którego dobiegał ją dziwny głos. Początkowo uznała żabkę za kolejny z dębowych liści. Jednak w końcu ją dostrzegła. Potem zauważyła również przyczajonego za gałęzią Skoczka.
– Co was do mnie sprowadza? – zapytała.
– Pani chmurko, jak to możliwe, że pani się tu wyleguje, a nieopodal, na naszej łączce, panuje susza i od kilku tygodni nie spadła tam ani jedna kropla wody. – Chmurka bardzo uważnie słuchała żabki i jej przyjaciela. Potem zadała jeszcze kilka pytań, a w końcu rzekła:
– Moi drodzy, kilka tygodni temu, kiedy unosiłam się nad waszą łąką i rozpylałam deszcz usłyszałam, jak zwierzęta narzekają, że „w taką pogodę nie mogą się bawić”, albo, że „nie mogą już znieść tej deszczowej pogody”. Postanowiłam więc, że zrobię sobie urlop. Znalazłam wiec posłanie w konarach tego wspaniałego dębu i odpoczywałam. Nie miałam pojęcia, że przez te kilka tygodni bez deszczu powstało tak wiele szkód. Dziękuję wam moi mali przyjaciele, że wskazaliście mi ten błąd. Zaraz go naprawię.
Chmurka od razu wzbiła się w powietrze i nim nasi przyjaciele zdążyli zejść z dębu na ziemię, z nieba spadły pierwsze krople deszczu. Kiedy dotarli do jamki króliczka, lało już jak z cebra. Tu przyjaciele uściskali się, życzyli sobie wszystkiego najlepszego, a w końcu się rozstali. Króliczek wrócił do siebie, a Piskatka ruszyła w dalszą drogę. Kiedy dotarła do stawu, wyglądał on tak jak przed suszą. Był szeroki i głęboki, a mieszkające w nim żaby rechotały i kumkały wiwatując na cześć Piskatki. Jeszcze tego samego wieczoru przygotowały wielkie przyjęcie, aby podziękować jej za sprowadzenie deszczu i uratowanie stawu przed całkowitym wyschnięciem.