Była noc. Wszyscy siedzieliśmy w krąg, a pośrodku płonęło ognisko. Ludzie siedzący dookoła, piekli kiełbaski, zajadali i rozmawiali. Kiedy wszyscy byli już najedzeni, a dookoła zapanowały ciemności, rozświetlane jedynie migoczącym blaskiem gwiazd, oraz niewielkim sierpem księżyca, zasnuwanym od czasu do czasu strzępiastymi obłoczkami, gnanymi po niebie przez wietrzyk. Ten sam wietrzyk, który wygrywał prześliczną melodią pośród otaczających nas drzew, gałęzi i liści. Zrobiło się bardzo nastrojowo, a ludzie siedzący dookoła wpatrywali się w ogień jak zahipnotyzowani.
Wtedy właśnie zaczęły się opowieści. Cudowne opowieści ogniskowe. Było ich tak wiele, że nawet jeśli bym chciał to nie spamiętałbym ich wszystkich. Jedna jednak utkwiła wyraźnie w mojej głowie, zaplotła w niej gniazdeczko i teraz po raz kolejny wyfrunie, aby dotrzeć również do Ciebie. Historię tę opowiadał jakiś Indianin. Nie wiem dokładnie, z jakiego był szczepu, jednak treść opowieści wskazywała, iż pochodził on gdzieś z północy. Posłuchajcie więc opowieści o Pingwinku Pi i jego kołderce.
Daleko, daleko stąd, hen na północy, gdzie śnieg nie rozmarza prawie nigdy i gdzie panują wieczne mrozy, żył sobie mały pingwinek o imieniu Pi. Mieszkał on w niewielkim igloo wraz z rodzicami i swoją młodszą siostrzyczką. Pingwiniątka całe dnie spędzały bawiąc się dookoła domu: biegały, ganiały się, bawiły w berka i w chowanego, zwiedzały okolice i poznawały otaczający ich świat. Często do zabawy przyłączały się inne zwierzęta z sąsiedztwa. Jednak najczęściej była to foczka Fifi.
Pewnego razu Pi przebudził się bardzo wcześnie i nie mógł już zasnąć. Wstał z łóżka i postanowił, że zrobi niespodziankę rodzicom. Samodzielnie się umył, ubrał i zrobił śniadanie dla siebie i swojej siostry. Potem wyniósł swoją kołderkę na trzepak, aby się wywietrzyła. A trzeba tu nadmienić, że była to ulubiona kołderka Pi, bez której nie wyobrażał on sobie spania, a nawet zasypiania.
Kiedy rodzice wstali i zobaczyli, że ich dzieci są już wyszykowane i najedzone, byli bardzo zadowoleni. Pozwolili, więc dzieciom iść się pobawić. Jak zwykle, zaczęli od zabawy w berka, potem zaczęły przychodzić im do głów kolejne ciekawe pomysły. W końcu postanowili, że będą się ścigać na sankach.
Foczka Fifi, wstała znacznie później od Pingwiniątek, toteż, kiedy w końcu dotarła na ich podwórko, zobaczyła jedynie ich sanki oddalające się z dużą prędkością. Fifi nie wzięła z domu swoich sanek, wiec wydawało się, że nie będzie w stanie dogonić oddalające się pingwinki. Jednak nie z takich tarapatów Fifi już wychodziła. Chwilę pomyślała, chwilę się porozglądała i już wkrótce miała gotowy plan. Podbiegła do trzepaka, ściągnęła z niego kołderkę i już wkrótce gnała na niej jak na najlepszych, puszystych sankach. Jechała bardzo szybko, szybciej niż zwykłymi sankami, toteż już wkrótce zaczęła doganiać Pi i jego siostrę. Sanki okazały się jednak bardziej zwrotne niż trudna do sterowania kołdra, więc kiedy pingwinki zaczęły zbliżać się do wielkiej śnieżnej zaspy, wychyliły się mocno, a sanki skręciły omijając zaspę. Foczka próbowała tego samego manewru, lecz pomimo dużego wychylenia, kołderka wcale nie chciała skręcić – była zbyt mięciutka. W efekcie Fifi, wraz z kołderką wpadła w wielką śnieżną zaspę, z której ledwo się wygrzebała.
Tego dnia foczka Fifi, nie spotkała się z Pi i jego siostrą, wróciła cała przemoczona do swojego domu. Natomiast pingwinki bawiły się w najlepsze przez calutki dzień. W końcu one także wróciły do domu. Umyły się i już były przebrane w pidżamki, kiedy nagle Pi przypomniał sobie o kołderce, którą powiesił na trzepaku. Ubrał się, aby po nią wyjść, jednak wcale jej tam nie było. Wtedy przypomniał sobie, że kiedy zjeżdżał z siostrą na sankach, widział jak Foczka Fifi jechała za nimi. Zobaczył wtedy, że nie jedzie ona na sankach jak oni, tylko na czymś białym i puszystym jak śnieg. W tamtej chwili nie wiedział, co to takiego. Teraz jednak uświadomił sobie, że była to jego ulubiona kołderka. Przypomniał sobie również widok, kiedy Fifi wpadała w wielką śnieżną zaspę i znów uśmiechnął się pod nosem, ponieważ wydawało mu się to bardzo śmieszne. Przypomniał sobie również, że widział Fifi wychodzącą z zaspy i udającą się do swojego domu, jednak nie widział, aby kołderka została wyciągnięta z zaspy. Pi pomyślał intensywnie i doszedł do wniosku, że jego ulubiona kołderka nadal znajduje się gdzieś w śnieżnej zaspie.
Pobiegł więc czym prędzej, aby ją odnaleźć. Dobiegł do zaspy, obszedł ją kilka razy dookoła, jednak nie dostrzegł swojej kołderki. „Na pewno jest gdzieś pod śniegiem i jej nie widać” – pomyślał i szybko wskoczył w zaspę. Śnieg był zimny i mokry, mimo to pingwinek przekopywał zaspę wzdłuż i wszerz. Zajęło mu to kilka godzin, jednak nigdzie nie było śladu jego ulubionej kołderki.
W końcu, zmęczony, przemoknięty i zziębnięty wrócił do domu. Mama na jego widok o mało nie zemdlała. Sople lodu wisiały mu pod dziobem, cały aż świecił się od lodu, a wyglądał tak mizernie, że ledwo trzymał się na nogach.
– Gdzieś ty był?! – zakrzyknęła mama. – Bardzo się o ciebie martwiliśmy.
Wtedy Pi opowiedział mamie o całej przygodzie i o poszukiwaniach ulubionej kołderki.
– Czy masz na myśli tę kołderkę? – Zapytał tata wchodząc do pokoju i trzymając przerzuconą przez lewe skrzydło ulubioną kołderkę Pi.
– Tak, to ona! Ale jak ona się tu znalazła.
Wtedy tato opowiedział pingwinowi o tym jak wracając do domu, przechodził obok wielkiej zaspy śniegu i natknął się na wystającą z niej kołderkę. Wziął ją do domu, aby pokazać mamie, a ta rozpoznała w niej ulubioną kołderkę Pi.
Pi złapał swoją kołderkę w objęcia, przytulił mocno i w duchu, obiecał sobie, że następnego dnia porozmawia z Fifi i powie jej, że kołderki to nie sanki, na których można wpadać w zaspy. Powie jej, że nie podobało mu się, iż nie odniosła kołderki na miejsce. Powie jej, że jest na nią bardzo zły. A potem…
Potem znajdą sobie jakąś wspólną zabawę. – pomyślał i uśmiechnął się do siebie.
Opowieść dobiegła końca, a ja nadal siedziałem jak zaczarowany. Siedziałem wpatrując się w ogień, a w mojej głowie nadal poruszały się postacie – Pingwinka Pi, jego rodziców, siostry, oraz sprytnej Foczki Fifi. Spojrzałem na niebo i ku swemu zdziwieniu zorientowałem się, że zaczęło się przejaśniać. Było już bardzo późno. Najwyższy czas aby udać się na spoczynek. Z niemałym wysiłkiem, wstałem, pożegnałem siedzących wokół ognia przyjaciół i udałem się do swojego namiotu. Kilka minut później spałem smacznie, po raz kolejny przeżywając przygody małego Pingwina Pi.