„Nadzieja jest matką wiary.”
Cyrus Augustus Bartol
Parę lat temu postanowiono zatrudnić nauczycielkę z państwowej szkoły, która miała odwiedzać dzieci w dużym szpitalu miejskim i pomagać im w nauce. Chodziło oczywiście o to, żeby pokrzywdzone przez los dzieci nie zostawały w tyle ze szkolnym materiałem i nie miały problemów, gdy wrócą do szkoły.
Któregoś dnia ktoś zadzwonił do nauczycielki i jak zwykle poprosił, aby odwiedziła w szpitalu pewnego chłopca. Spisała wiec jego imię, nazwisko i numer szpitalnej Sali. Rozmawiający z nią nauczyciel powiedział, że przerabia teraz z uczniami w klasie rzeczowniki i przysłówki.
– Byłbym wdzięczny – dodał nauczyciel – gdyby pani pomogła mu w zadaniach domowych, żeby chłopak nie zostawał w tyle.
Dopiero gdy nauczycielka weszła już do szpitalnego pokoju, w którym przebywał chłopiec, zdała sobie sprawę, że jest właśnie na oddziale dla ciężko poparzonych. Nikt wcześniej nie przygotował jej na to, co miała zastać po drugiej stronie drzwi. Zanim pozwolono jej wejść, musiała włożyć sterylny fartuch i czepek, aby uchronić dziecko przed infekcją. Powiedziano jej, żeby nie dotykała ani chłopca, ani nawet jego łóżka. Mogła tylko stać obok i mówić do niego przez maskę, którą również kazano jej włożyć.
Kiedy już w końcu umyła ręce i włożyła stosowne nakrycie, wciągnęła głęboko powietrze i weszła do Sali. Zobaczyła małego, strasznie poparzonego chłopca, który bardzo cierpiał. Nauczycielka poczuła się dziwnie nieswojo i niezręcznie. Nie wiedziała co powiedzieć w takiej chwili. Ale zabrnęła już za daleko; przyszła ty, więc nie było czasu, żeby odwrócić się i wyjść. W końcu zdołała wypowiedzieć dwa krótkie zdania:
– Jestem specjalną nauczycielką, która odwiedza dzieci w szpitalach. Twój nauczyciel przysłał mnie, abym pomogła ci w nauce rzeczowników i przysłówków.
Gdy jej wizyta dobiegła końca, nauczycielka pomyślała, że nie była to jej najbardziej udana lekcja.
Następnego ranka, gdy przyszła ponownie do szpitala, jedna z pielęgniarek zatrzymała ją i zapytała:
– Co pani zrobiła z tym chłopakiem?!
Nauczycielka spojrzała na nią zaskoczona, a po chwili zaczęła się tłumaczyć i przepraszać. Ale zanim skończyła, pielęgniarka przerwała jej.
– Nie, nie… pani mnie źle zrozumiała. Tak bardzo się o niego martwiłam… już myślałam… Ale od wczoraj to już nie ten sam chłopiec. Teraz zaczął walczyć o siebie, chce się leczyć i reaguje na terapię… To po prostu tak, jakby nagle zaczął wierzyć, że będzie żył… I ze wszystkich sił tego pragnie.
A znacznie później sam chłopiec powiedział, że kiedy już zupełnie stracił nadzieję i czuł, że umiera, zobaczył ową nauczycielkę. I wtedy nagle wszystko się zmieniło, życie nabrało kolorów, a on zdał sobie sprawę z prostej, oczywistej rzeczy.
Mały, ciężko poparzony chłopiec, który stracił już wszelką nadzieję, powiedział ze łzami w oczach:
– Przecież chyba nie przysyłaliby nauczycielki, żeby przerabiała rzeczowniki i przysłówki z kimś, kto ma umrzeć, prawda?
Wybrane z tomu „Moments for Mothers”
Tekst pochodzi z książki Jacka Canfielda „Balsam dla duszy 4”