Cześć dzieciaki! Pamiętacie mnie jeszcze? To ja słoń Trąbal-Bombal. Dziś chciałem wam opowiedzieć o swojej wakacyjnej przygodzie. Chcecie posłuchać? No to siadajcie wygodnie i zaczynamy:
Kiedyś przeczytałem, że ludzie wyjeżdżają na wakacje do Afryki. Bardzo mnie to zainteresowało. Zastanawiałem się co ci ludzie u nas w Afryce porabiają. Czytałem więc bardzo uważnie i okazało się, że jedną z głównych atrakcji jest nurkowanie. Od razu pobiegłem do taty Stanisława-Słonisława, aby wyjaśnił mi co to jest to całe nurkowanie. Tata powiedział mi, że ludzie zakładają na nogi gumowe kapcie zwane płetwami, na plecy wkładają butle z tlenem, a na twarz maski ze specjalnymi okienkami, aby mogli przez nie wyglądać na zewnątrz. No, i kiedy już to wszystko włożą to zanurzają się pod wodę i pływają oglądając ryby, kraby, koralowce i inne morskie zwierzęta.
„Ci ludzie są strasznie dziwni.” – pomyślałem sobie. – „Są ludźmi, a mimo to udają, że są rybami”. Potem długo zastanawiałem się: „Po co oni to robią?” To pytanie długo nie dawało mi spokoju. Dopiero wczoraj znalazłem na nie odpowiedź.
Od blisko miesiąca mam już wakacje. Nie chodzę do szkoły, ale nigdzie też nie wyjechałem. Spędzam wolny czas w domu i czasem trochę się nudzę. Czasem spotykam się ze swoim kumplem Rysiem-Gumisiem, czasem bawię się w sadzawce i udaję, że jestem wielkim żeglarzem, a czasem po prostu włóczę się po okolicy. I właśnie to włóczenie stało się początkiem mojej wielkiej wakacyjnej przygody.
Wczorajszego ranka miałem ochotę na przechadzkę. Spakowałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy i ruszyłem przed siebie. Ruszyłem na wschód, gdyż w tym kierunku jeszcze nigdy nie szedłem. Przeszedłem spory kawał sawanny, a potem trafiłem do niedużego, ale gęstego lasu. Szedłem powoli pośród zarośli, uważając aby trąba nie zaplątała się w jakieś liany. W pewnym momencie zarośla skończyły się nagle. Po prostu, odsłoniłem liście trąbą spodziewając się, że za nimi ujrzę kolejny mur zbudowany z gałęzi, gałązek, liści i listeczków. Jednak nic takiego nie było. Zamiast ściany zieleni ujrzałem taflę błękitu. To było najpiękniejsze jezioro jakie w życiu widziałem. Powierzchnia wody marszczyła się nieznacznie od delikatnych podmuchów wiatru. Poczułem orzeźwiający chłód bijący od wody i postanowiłem się wykąpać.
Wszedłem kilka kroków od brzegu. Woda była przyjemnie chłodna. Dopiero teraz zacząłem odczuwać, jak bardzo słońce przygrzewało tego dnia. Nawet nie przypuszczałem jak orzeźwiająca jest taka kąpiel. Chciałem zanurzyć się cały w wodzie. Szedłem więc dalej i dalej. W końcu straciłem grunt pod nogami i zacząłem płynąć. Przepłynąłem jezioro wzdłuż i wszerz. To było cudowne. Żałowałem tylko, że nie było tam ze mną Rysia-Gumisia. Razem na pewno bawilibyśmy się znacznie lepiej.
I wtedy przypomniał mi się ten tekst o ludziach i o tym ich nurkowaniu. Zanurzyłem głowę pod wodę, tak, że tylko trąba wystawała mi z wody, abym mógł przez nią oddychać. I w końcu zrobiłem to, czego tak bardzo się bałem. Otworzyłem oczy pod wodą. To co zobaczyłem było wspaniałe. Dookoła mnie pływały setki ryb, żab i innych wodnych stworzeń. Wszędzie widać było wspaniałe roślinki, z których niektóre nawet kwitły. Podwodny świat wydał mi się niezwykle kolorowy, żywy i bardzo interesujący. Jeszcze nigdy nie widziałem nic równie pięknego i egzotycznego. Nie wierzycie? No to posłuchajcie tego. Kiedy tak sobie płynąłem zachwycając się widokami, nagle natrafiłem na przedziwną rybę. Nigdy o takiej rybie nie słyszałem. Była cała czarna, tylko płetwy miała różowe. Oprócz tego na grzbiecie miała kropki w kolorach tęczy, a z czubka głowy wyrastała jej antenka zakończona świecącą latarenką. Naprawdę. To była ryba z latarnią na antence. Nigdy wcześniej nie widziałem nic równie dziwnego. A co było najciekawsze. Ryba ta podpłynęła do mnie tak blisko, że antenką omal nie zawadzała o moją trąbę. Bardzo się wystraszyłem i miałem zamiar uciec gdzie pieprz rośnie, gdy nagle dziwna ryba odezwała się. Powiedziała do mnie:
– Cześć nieznajomy. Mam nadzieję, że nie chcesz mnie zjeść?
Okazało się, że ona bała się mnie bardziej niż ja jej. Wkrótce się zaprzyjaźniliśmy. Antenka-Latarenka, bo takie nadałem jej imię okazała się bardzo miła i pokazała mi całe jezioro. Kiedy skończyła mnie oprowadzać zrobiło się już późno i musiałem wracać do domu. Pożegnaliśmy się i umówiliśmy, że wkrótce znowu ją odwiedzę.
Pływając po jeziorze, a właściwie nurkując w nim, zrozumiałem dlaczego ludzie tak bardzo lubią nurkować. Ja również mogłem poczuć się jak ryba w wodzie i podziwiać ten wspaniały podwodny świat.
Już nie mogę doczekać się kolejnej wyprawy nad jezioro. Być może uda mi się zarazić nurkowaniem również Rysia-Gumiska.
Żegnam was drogie dzieciaki i życzę kolorowych snów o podwodnych przygodach pośród koralowych raf.
Pa-pa.