Realna rzeczywistość bywa czasami bardzo przykra. Bywa zaskakująca. Bywa również motorem postępu. Postanowiłem, opisać dzisiaj przypadek swojego starszego syna – Kacpra.
Do ukończenia trzeciego roku życia Kacper był dzieckiem bezproblemowym. Zdarzały się pewne spięcia na linii On – My (rodzice). Jednak nigdy nie były to sytuacje, z którymi nie moglibyśmy sobie poradzić. Nawet pojawienie się młodszego brata nie wywołało oczekiwanego pogorszenia sytuacji. Być może właśnie to stało się jedną z przyczyn, późniejszych kłopotów.
Kacper poszedł do przedszkola niemalże równocześnie z ukończeniem trzeciego roku życia. Do tej pory cały czas przebywał z mamą w domu. A tu nagle rozłąka i to wszystko zbiegło się z chwilą gdy młodszy brat zaczął przeistaczać się z leżącego lub pełzającego czegoś w małego człowieczka, który zaczynał już poruszać się po całym domu, który zaczynał w coraz większym stopniu angażować dorosłych swoja osobą, a co najgorsze zaczynał wyraźnie naruszać terytorium zarezerwowane dotychczas wyłącznie dla Kacpra – jego zabawki.
Gdybyśmy wcześniej zdali sobie sprawę z faktu, jak trudnym okaże się ten okres dla naszego syna, być może poświęcilibyśmy mu więcej czasu, a tak, stało się to czego nie przewidzieliśmy.
O dziwo Kacperek przyzwyczaił się do przedszkola bardzo szybko, co uznaliśmy za dobrą monetę. Zresztą przez cały okres pobytu w przedszkolu Kaperek zawsze chętnie do niego uczęszczał. Czasem zdarzało się, iż Kacperek dąsał się na nas, że za wcześnie po niego przyszliśmy.
Jednak pod koniec roku (przełom listopada i grudnia) pojawiły się pierwsze uwagi Pań w przedszkolu, o nieodpowiednim zachowaniu naszego syna. Zachowanie to zaczęło się nasilać. Okazało się, że Kacper ma problem ze swoimi emocjami. Bardzo ciężko jest mu ustąpić i przyznać do tego, że zrobił coś złego. Zamiast tego nakręca się w tym postępowaniu do tego stopnia, że w końcu rozładowuje swoją złość w agresywny sposób.
Rozpoczęły się więc telefony z przedszkola, skargi i pisma. Ostatecznie doszło do sytuacji, w której omal nie zmuszono nas do wypisania Kacpra z przedszkola. Na spotkaniu z panią dyrektor, zrobiono nam przysłowiową „sieczkę z mózgu”. W pewnym momencie, miałem wrażenie, że mógłbym się zgodzić na wszystko. Jakimś cudem nie podpisaliśmy niczego. Być może dlatego, że obydwoje juz pracowaliśmy i nie bardzo mieliśmy możliwość zrezygnowania z przedszkola.
Dopiero po powrocie do domu i przeanalizowaniu rozmowy na spokojnie doszliśmy z żoną do przekonania, że zmuszanie nas do wypisania syna z przedszkola było bezprawne. Postraszyliśmy Panią dyrektor kuratorem i więcej temat ten się nie pojawił.
Jednak nie rozwiązało to sprawy Kacperka. Jako rodzice chcieliśmy mu pomóc. Rozpoczęliśmy spotkania z psychologiem dziecięcym. W wyniku tych badań i spotkań psychologa z dzieckiem dostaliśmy informację, że Kacper w żadnym wypadku nie odbiega od normy (co nas odrobinę uspokoiło). Dostaliśmy do psychologa listę zaleceń „w jaki sposób postępować z Kacprem”. Jedna taka lista była przeznaczona dla rodziców, a druga dla pań w przedszkolu. Lista ta nie zawierała żadnych rewolucyjnych twierdzeń. Były w niej zalecenia w stylu:
- postępować w sposób konsekwentny
- poświęcać więcej czasu
- rozładowywać sytuację zanim pojawią się problemy
- wynajdywać dla Kacpra dodatkowe zajęcia, aby sie nie nudził.
Taką listę wraz z opinią przekazaliśmy wychowawczyni naszego syna. Jednak problemy nie minęły, a wręcz się nasiliły. Jak się później okazało, panie nie stosowały się do zaleceń, „bo miały zbyt dużo dzieci na głowie i nie mogły do jednego Kacpra podchodzić w sposób indywidualny”.
Ponownie zaczęliśmy spotkania z psychologiem. Doprowadziliśmy nawet do tego, że pani psycholog udała się na obserwację do przedszkola. Oczywiście przy pani psycholog, wszystkie nauczycielki stosowały się do zaleceń. Spostrzeżenia pani psycholog, potwierdziły jednak nasze wcześniejsze obserwacje, że Kacper zupełnie inaczej zachowuje się w zależności od tego która z nauczycielek jest właśnie na dyżurze. Ta, która wydawała nam się osobą ciepłą i otwartą nie miała z nim problemów, natomiast jego wychowawczyni i owszem.
W końcu dotrwaliśmy do wakacji. Jednak jak się można było domyślać, Kacperek nie został przyjęty na kolejny rok. Musieliśmy szukać dla niego miejsca w innym przedszkolu. W końcu udało się i od września poszedł do przedszkola w innym mieście.
Nowe przedszkole, nowe panie, nowi koledzy i koleżanki. Kacper ponownie zaczął badanie gruntu na jakim się znalazł i próbował na ile może sobie pozwolić. I znowu zaczęły się skargi, znowu zaczęły się telefony do mnie i do żony. Były kolejne wizyty u psychologa, kolejne opinie i zalecenia. Jakoś przetrwaliśmy w tym przedszkolu przez dwa lata. Pod koniec problemy pojawiały się sporadycznie. Najwyraźniej panie i sam Kacper „dotarli się” na tyle, aby unikać konfliktów.
Przez te dwa lata wiele z żoną czytaliśmy na temat wychowania dzieci, uczestniczyliśmy w kursach dla rodziców, organizowanych przez poradnie dla rodzin. Zrobiliśmy duże postępy. Nie chciałbym tu „zwalać” winy za złe zachowanie syna na barki nauczycieli w przedszkolu. Wraz z żoną popełniliśmy wiele błędów wychowawczych, za które ponosimy pełną odpowiedzialność i do których zawsze jesteśmy gotowi się przyznać.
Nasze obecne starania, rozmowy z Kacprem, stosowane metody wychowawcze, sprawiają, że w domu nie mamy z nim kłopotów. Uważam Kacperka, za bardzo uzdolnionego manualnie i cierpliwego chłopca, z którym da się każdą sprawę przedyskutować. Owszem nie jest łatwo przekonać go do własnego punktu widzenia. Jest trochę uparty i „swoje wie”. Jednak w przedszkolu, to nauczycielki powinny sobie z nim radzić. A telefony z tekstem „niech pan zabierze Kacpra, bo nie pozwala nam prowadzić zajęć”, są poniżej mojej krytyki. Przecież to ta pani ma wykształcenie pedagogiczne, a nie ja. Przecież to ona jest na miejscu z dzieckiem i to ona powinna zareagować w odpowiednim momencie i w odpowiedni sposób.
Od września Kacper poszedł do zerówki. Nowe otoczenie, nowi nauczyciele, nowi koledzy i koleżanki, stare problemy. I o dziwo, wielkie zaskoczenie. Panie wyszły z inicjatywą współpracy. Wyznaczyły spotkanie, na które udaliśmy się wraz z żoną. Omówiliśmy zachowanie Kacperka, Panie przedstawiły plan działania, który wydawał się rozsądny. Wyszliśmy ze spotkania uspokojeni i pokrzepieni nadzieją, że coś idzie ku lepszemu. Jednak od listopada zmieniła się nauczycielka w klasie Kacperka, a nowa pani, znów „ma zbyt dużo dzieci na głowie, aby w sposób indywidualny podchodzić do Kacperka”. I tak to właśnie wygląda. Jakie będą dalsze efekty, zobaczymy.
Pozdrawiam serdecznie.
Sławek
PS. Być może macie podobne problemy, podobne spostrzeżenia, a może nie zgadzacie się z tym o czym tu piszę. Podzielcie się ze mną swoimi opiniami na ten temat. Piszcie na adres mailowy, lub w formie komentarzy do powyższego wpisu. Czekam na wasze opinie.