Dzieci jak zwykle zasiadły na dywanie, nieopodal płonących w kominku płomieni. Wszystkie co do jednego wpatrzone były w staruszka siedzącego na swoim wysłużonym bujanym fotelu. Wszystkie czekały, aż staruszek dopije porcję herbaty i jak co wieczór rozpocznie swoją cudowną opowieść.
Już od obiadu, dzieci spoglądały na zegarki i co chwila dopytywały się, jedno drugiego „czy daleko jeszcze do kolacji?”, „za ile będziemy się kąpali?”, „czy już nie pora na wieczorną opowieść?”…
Tak, dzieci uwielbiały, gdy dziadek zasiadał sobie wygodnie w fotelu i opowiadał niesłychane opowieści. Były to opowiadania o zwierzętach, o duszkach, o chochlikach i o innych ciekawych stworach. Jego opowieści były tak wciągające, że dzieciaki całkowicie zapominały, że siedzą w salonie, a wydawało im się, że wraz z bohaterami opowieści przeżywają niezliczone przygody i odwiedzają fantastyczne krainy.
Tym razem również miały nadzieję przeżyć coś niezwykłego. Czekały więc, aż dziadek zacznie.
Dziadek również uwielbiał te chwile, kiedy wszystkie jego wnuczęta, układały się w salonie na białym włochatym dywanie i wpatrując się w niego oczekiwały na wieczorną bajkę. Opowiadanie sprawiało mu olbrzymią przyjemność. A miny zasłuchanych chłopców i dziewczynek, były dla niego bezcenną nagrodą.
Tego dnia przygotował dl swoich wnucząt coś bardzo wyjątkowego. Bajkę dobrze znaną, ale opowiedzianą w trochę inny sposób. Nie był pewien czy dzieciom spodoba się tan nowa wersja bajki. Mimo to postanowił ją opowiedzieć. Dopił więc herbatę, usadowił wygodnie w bujanym fotelu i zaczął opowieść:
„ Zapewne znacie historię o Kocie w butach. O tym jak sprytny kot, sprawił, że jego biedny pan poślubił księżniczkę. Ja jednak chciałbym opowiedzieć wam historię kota. Bo czy to normalne, aby kot chodził w obuwiu? Zapewne zgodzicie się ze mną, że nie jest to normalną sytuacją.
A więc, zaczynamy opowieść o kotku, który stał się Kotem w butach.
Pewnego razu wysoko, wysoko, tuż pod sufitem wielkiego spichlerza, na workach wypełnionych pszenicą lub żytem, na świat przyszło siedmioro kociąt. Nie były to koty rasowe, ani tym bardziej rodowodowe. Były to zwykłe dachowce. Jedne były szare w czarne prążki inne białe w brązowe łatki, jeden z nich był rudy, a jeden, ten który przyszedł na świat jako ostatni był czarny, z białym krawatem i skarpetkami.
Początkowo kotki nie robiły nic oprócz picia mleczka z mamusinych cycuszków. Przepychały się, właziły jeden na drugiego, piszczały, a w wolnych chwilach spały. Najmłodszy z nich, ten z białym krawatem, był z nich najmniejszy i najsłabszy. Jego starsi bracia i siostry, zazwyczaj odpychali go i ograniczali mu dostęp do mleka. Musiał więc używać podstępu, aby dopchnąć się do któregoś z cycuszków.
W końcu nadeszła pora, gdy kotki po raz pierwszy otworzyły swoje oczy. Czarny kotek również nie mógł się doczekać tej chwili. Do tej pory widział jedynie blask słońca za dnia i ciemność wieczorem. Kiedy jednak otworzył oczy, nareszcie mógł zobaczyć jak wygląda otaczający go świat. Mógł zobaczyć swoją mamę, do której tak bardzo lubił się przytulać. Mógł zobaczyć swoich braci i siostry.
Dni mijały, a kotki rosły i rosły. Zaczęły się wspólnie bawić i brykać po całej stodole. Czarnuszek, bo tak nazwała go mama, nadal był najmniejszy i najsłabszy z całego miotu. Mimo to wykazywał on najwięcej sprytu i mądrości.
Czarnuszek często wychodził ze stodoły i przysiadał na ganku, tuż przy wejściu do młyna i przysłuchiwał się rozmowom młynarza z jego synami i klientami. A rozmowy te były niezmiernie ciekawe. Dotyczyły tak wspaniałych tematów, jak choćby, królowie i książęta, a także czarodzieje i wróżki. Czasem kotek zastanawiał się, czy to co słyszy to są prawdziwe historie, czy jedynie zmyślone opowieści przybyszów. Mimo to lubił ich słuchać i robił to bardzo często.
W końcu kotki urosły na tyle duże, że młynarz postanowił oddać je lub sprzedać na jarmarku. Wysłał więc najmłodszego syna – Jaśka aby poszedł na jarmark i sprzedał wszystkie siedem kociąt. Jaśko, spakował koty do klatki i ruszył w drogę. Kilkadziesiąt minut później byli już na miejscu. Czarnuszek jeszcze nigdy nie widział tak wielu ludzi w jednym miejscu. Było tu gwarno i ciasno. Wszyscy krzyczeli, aby usłyszeć się nawzajem, gdyż dookoła panował niesłychany harmider i zgiełk. Kotki trochę się pobawiły i wkrótce poszły spać. Jedynie Czarnuszek nie zasnął. On przysłuchiwał się rozmowom, obserwował okolicę, a zwłaszcza ludzi robiących zakupy. Wszystko to wydawało mu się bardzo ekscytujące i niesamowite.
Co chwilę ktoś podchodził do klatki i oglądał siedzące w klatce kociaki. Jedni jedynie oglądali, zamieniali kilka zdań z Jaśkiem i ruszali dalej. Inni zachwycali się nadzwyczajną pięknością kociaków, ale nie zamierzali ich kupić. Co jakiś czas przychodził ktoś zainteresowany, oglądał każdego kociaka, pytał „czy są łowne”, a potem decydował się zabrać któregoś z rodzeństwa Czarnuszka. W końcu Czarnuszek został w klatce sam. Teraz nikt już się nie zachwycał, nikt nie pytał „czy jest łowny”, raczej pojawiały się stwierdzenia w stylu „jaki mizerny ten kociak”, albo „czy to aby na pewno nie jest szczur?”. W końcu Jaśko zgłodniał i postanowił wrócić do domu.
Kiedy wrócił, ojciec nakrzyczał na niego, że nie pozbył się wszystkich kociaków i że na dodatek zostawił tego najbardziej leniwego, który ciągle przesiaduje na ganku, zamiast zajmować się łowieniem myszy.
I tak Czarnuszek został w domu młynarza. Dorastał słuchając ciekawych opowieści z młyna, aż w końcu poznał ich tak wiele, że zapragnął stać się jednym z ludzi. Czasem, gdy nikt nie widział zakładał na siebie jakąś szmatę i udawał, że to płaszcz w jakim chodzą ludzie. Mimo to jego ruchy były nieudolne gdyż koty nie zostały przystosowane przez naturę, do tego, aby chodzić na dwóch łapach.
Pewnego razu, gdy siedział na swoim ganku, wysłuchał pewnej ciekawej opowieści. Jeden z klientów młynarza, twierdził, że za mostem, na leśnej polanie, znajduje się chatka na kurzej łapce. W tej chatce mieszka stara czarodziejka, która spełnia życzenia przybyszów. Podobno tylko nieliczni są na tyle odważni, aby ją o coś prosić i tylko nieliczni z tych, który się odważyli otrzymują to co chcieli. Jednak z opowieści tego człowieka wynikało, że czasem czarodziejka robi wyjątek i spełnia jedno największe marzenie któregoś z odwiedzających go śmiałków.
Kiedy Czarnuszek usłyszał tę historię, postanowił, że musi udać się do tajemniczej czarodziejki. Nie miał wiele do stracenia, a jeśli będzie miał szczęście, to czarodziejka spełni jego marzenie i w końcu zostanie prawdziwym człowiekiem.
Wyruszył w drogę skoro świt. Szedł przez jakiś czas kierując się na północny wschód, w stronę rzeki. W końcu dotarł do wielkiego drewnianego mostu łączącego obydwa brzegi szerokiej rzeki. Przeszedł prze most i po raz pierwszy w życiu znalazł się poza granicami miasta. Nie był pewien dokąd powinien teraz się udać, zapytał więc o drogę napotkaną po drodze wiewiórkę. Ta uprzejmie wskazała mu drogę do lasu i wytłumaczyła jak trafić do leśnej polany.
Szedł jeszcze przez kilkanaście minut, aż dotarł na miejsce. Tak, to na pewno było tu. Rozpoznał chatkę stojącą na kurzej łapce i szybkimi, zwinnymi skokami pobiegł w jej kierunku. Podszedł do chatki i poskrobał pazurkami w drzwi.
Czarodziejka, choć była już w podeszłym wieku, słuch nadal miała doskonały. Usłyszała delikatne chrobotanie i poszła sprawdzić, kto się tam skrada. Otworzyła drzwi i dostrzegła przyglądającego się jej uważnie czarnego kota z białym krawatem i skarpetkami. Nie wyglądał zbyt imponująco, jednak miał w sobie coś dziwnego. Coś co od razu zainteresowało czarodziejkę:
– Zgubiłeś się, mój mały? – zapytała, schylając się, aby odruchowo pogłaskać jego grzbiet. – Co cię tu sprowadza?
– Przyszedłem do ciebie, droga czarodziejko, ponieważ chciałbym, żebyś spełniła moje największe życzenie. Abyś sprawiła, że stanę się człowiekiem. – Powiedział to wszystko jednym tchem, nawet nie zastanawiając się czy czarodziejka będzie w stanie zrozumieć cokolwiek z jego miauknięć i pomrukiwań.
Czarodziejka, przez jakiś czas przyglądała się Czarnuszkowi, głaskając jego wychudzone boki i wyleniałe futro. W końcu zaprzestała głaskania, wstała, odwróciła się i weszła do swojej chatki. Zostawiła kota w progu z otwartymi drzwiami. Czarnuszek zastanawiał się, w jaki sposób przekazać jej swoją wiadomość. Zastanawiał się nawet, czy w ogóle jest to możliwe. Myślał o tym, aby również się odwrócić i wrócić do młyna. Przez jakiś czas intensywnie myślał wahając się co ma zrobić. W końcu doszedł do wniosku, że nie po to szedł tu taki kawał drogi, aby teraz zawrócić. Podjął decyzję. Nie ważne jak, ale przekaże czarodziejce to, po co tu przyszedł. Obejrzał się jeszcze w kierunku leśnej polany. Obrzucił ją uważnym spojrzeniem, a potem odwrócił głowę w kierunku wnętrza chaty i ruszył przed siebie.
Kiedy dotarł do kuchni ujrzał czarodziejkę siedzącą przy stole, z podpartą łokciami głową. Wyglądał jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Nagle, coś jakby wyrwało ją z tego stanu. Podniosła głowę i spojrzała kotu prosto w oczy.
– Jednak zostałeś? To oznacza, że jesteś bardzo ciekawskim zwierzakiem. – powiedziała łagodnym głosem, a potem dodała coś co tak zaskoczyło Czarnuszka, że aż usiadł, aby nie stracić równowagi:
– To może wytłumaczysz mi dlaczego chcesz być człowiekiem?
– To ty…? A więc… – jąkał się przez chwilę.
– Tak słyszałam co do mnie mówiłeś. Napijesz się mleka? – i podała mu spodek wypełniony białym płynem. – Czekam, aż mi opowiesz swoją historię.
– Historię? – zdziwił się kot.
– No. Chciałabym wiedzieć, dlaczego uważasz, ze życie ludzi jest ciekawsze od życie poczciwego dachowca, którym jesteś.
– No bo wiesz… Od samego początku byłem najmłodszy, najmniejszy, najsłabszy, najbrzydszy z całego miotu. Moi bracia i siostry wyrośli na wspaniałe kocury i piękne kotki. A ja jestem po prostu pchlarzem i sierściuchem. Nie zależy mi aby wyglądać dostojnie. Jedyne co lubię robić to słuchać opowieści ludzi i przyglądać się im. Pewnego razu zrozumiałem, że chciałbym być jednym z nich. Od tamtej pory myślę o tym bez ustanku. A gdy usłyszałem o tobie, postanowiłem, ze muszę spróbować. No i tak trafiłem do twojej chatki na kurzej łapce.
– To bardzo ciekawa historia, jednak czegoś mi w niej brakuje. – powiedziała w tajemniczy sposób czarodziejka.
– Wydaje mi się, ze niczego w niej nie przegapiłem. – odpowiedział kot po dłuższym zastanowieniu. – Nie mam pojęcia co masz na myśli.
– Otóż, musisz wiedzieć, że ja spełniam tylko pewien rodzaj marzeń. Spełniam tylko ten rodzaj marzeń, które przynoszą szczęście nie tylko osobie która do mnie przyszła, ale przede wszystkim innym ludziom. W twoim marzeniu, nie dostrzegam chęci niesienia pomocy innym.
– Pomocy innym? A czy ktokolwiek i kiedykolwiek pomógł mnie? Czy komuś jestem coś winny? – Czarnuszek nie rozumiał czego od niego oczekuje czarodziejka.
– Widzisz drogi kocie, bardzo się cieszę, że tu przyszedłeś. Uważam, że jesteś wyjątkowym kotem, ponieważ postanowiłeś odmienić swoje życie. Jednak dopóki nie zaczniesz dostrzegać innych istot nie pozwolę na to, abyś stał się człowiekiem. Na świecie za dużo jest ludzi o złych sercach, którzy dbają tylko o siebie i widzą jedynie czubek własnego nosa.
Kotek spojrzał na nią spode łba, westchnął, a potem odwrócił się aby odejść. Nagle usłyszał ponownie jej spokojny głos:
– Pamiętaj. Z chwilą, kiedy zaczniesz dostrzegać potrzeby innych i poczujesz chęć niesienia im pomocy, rozpocznie się twoja przemiana.
Czarnuszek podbiegł na moment do czarodziejki, otarł się jej o nogi, miauknął z wdzięcznością na do widzenia, a potem wybiegł z chatki na kurzej łapce. Przepełniony mieszającymi się na zmianę uczuciami szczęścia, ulgi, rozczarowania i złości, biegł przez polanę, potem przez las i drewniany most łączący obydwa brzegi szerokiej rzeki. W końcu powrócił do swojego młyna.
Czas mijał. Mijały dni, tygodnie, miesiące i lata. W końcu kot zapomniał o swoim spotkaniu ze starą czarodziejką. I choć nigdy nie przestał marzyć o tym, aby stać się człowiekiem, pogodził się z faktem, że marzenie to nigdy się nie ziści.
I tak mijały lata. Kot nadal przesiadywał na ganku i słuchał opowieści młynarza i jego klientów. I zapewne wszystko toczyłoby się w ten sposób aż do końca jego dni, gdyby nie pewne wydarzenie. Pewnego razu młynarz zachorował. Choroba okazała się bardzo ciężka i wyniszczająca. Pewnego wieczora, młynarz wezwał do siebie swoich trzech synów. Powiedział im, że umiera, i że chciałby przekazać im swoją ostatnią wolę. Najstarszy syn miał otrzymać młyn, aby nim zarządzał. Średni syn otrzymał w spadku osła. Natomiast najmłodszy z synów, Jaśko otrzymał od ojca kota Czarnuszka.
Jaśko był rozczarowany takim spadkiem, jednak po śmierci ojca nie chciał pozostawać na utrzymaniu brata. Postanowił więc, że zabierze kota i wyruszą w świat, na poszukiwanie jakiegoś zajęcia.
Kotu nie bardzo spodobał się ten pomysł. Lubił przesiadywać na ganku i słuchać pojawiających się w młynie ludzi. Z drugiej jednak strony żal mu było Jaśka. To dzięki niemu nie został sprzedany na jarmarku. To jemu zawdzięczał to, że przez te wszystkie lata mógł się wylegiwać na ganku. A teraz, Jaśkowi nie pozostało nic oprócz niego.
Kiedy wyruszyli w drogę, Czarnuszek zaczął się zastanawiać, w jaki sposób mógłby pomóc swojemu panu. Bardzo chciał mu jakoś ulżyć w cierpieniach, jednak nie wiedział jak.
Pewnej nocy, kiedy obydwaj spali przytuleni do siebie, kotu przyśnił się dziwny sen. Przyśniła mu się dawno zapomniana stara czarodziejka. We śnie czarodziejka zwróciła się do niego i powiedziała, że „nareszcie pomyślał o kimś innym niż on sam”. Następnie dotknęła magiczną różdżką jego języka, a chwilę potem zniknęła. Kot nie do końca rozumiał znaczenie tego snu, ale gdy się obudził, przez cały ranek czół dziwne mrowienie w języku.
Kiedy jedli swoje śniadanie, Jaśko zerknął do worka i oznajmił, że właśnie zjedli ostatni kawałek chleba. Teraz będą musieli głodować lub w jakiś sposób postarać się o żywność. Kotu znowu zrobiło się żal swego pana i w myślach zamiauczał do niego w te słowa:
– Naprawdę chciałbym Ci jakoś pomóc, ale nie wiem jak.
I wtedy stało się coś bardzo dziwnego. Jaśko spojrzał na niego, a jego oczy stały się wielkie niczym dwa olbrzymie orzechy włoskie. A potem po dłuższej chwili osłupienia, wyjąkał swoje:
– Ty… Ty mówisz.
– Czy ty naprawdę mnie usłyszałeś? – W tym momencie Czarnuszek zrozumiał co oznaczał jego sen, oraz mrowienie języka. Uśmiechnął się do Jaśka po kociemu i dodał.
– No to teraz możemy sobie pogadać. – I gadali ze sobą przez cały niemal dzień. W końcu jednak obydwóm zaczęło burczeć w brzuchach i Jaśko przypomniał sobie, że zapasy jedzenia się skończyły. Powiedział to kotu, a ten nonszalancko odparł.
– Karmiłeś mnie przez całe życie, teraz pora, abym ja nakarmił ciebie. – to powiedziawszy odwrócił się i pobiegł do pobliskiego zagajnika. Nie było go godzinę, albo i dłużej. Jaśko zaczął się o niego martwić. Zastanawiał się czy nie stało się coś złego. Jednak w końcu kot pojawił się z powrotem, a w zębach niósł dorodnego bażanta. Jaśko rozpalił ognisko i obydwaj posilili się do syta, po czym poszli spać.
Tej nocy znów przyśniła się kotu stara czarodziejka. Tym razem swoją różdżką dotknęła jego nóg. Kiedy się obudził poczuł w nich mrowienie. Zastanawiał się co to może oznaczać i w końcu zrozumiał. Dzięki zaklęciu czarodziejki mógł teraz swobodnie chodzić na dwóch, tylnych łapach. Wtedy do mądrej kociej głowy wpadła ciekawa myśl. Początkowo trzepotała w główce niczym uwięziony motyl, jednak w końcu przysiadła i zadomowiła się. Myśl ta wkrótce zaczęła się rozwijać i przerodziła się w wielki plan. I wtedy kot Czarnuszek, podszedł do swojego pana i rzekł:
– Jaśku, wiem, że to co ci teraz powiem, zapewne wyda ci się dziwne i niedorzeczne, jednak mam pewien pomysł w jaki sposób mógłbym pomóc tobie, a po części również i sobie. Zaufaj mi tylko.
– Dobrze Czarnuszku. Powiedz mi o co chodzi.
– Potrzebuję twoich butów.
– Co? – Zapytał zdziwiony Jaśko, gdyż buty i skromny tobołek, były jedynym dobytkiem jaki mu pozostał.
– Zaufaj mi. Daj mi swoje buty, a ja postaram się znaleźć dla nas dom i ciekawe zajęcie.
W końcu Jaśko zgodził się oddać swoje buty kotu. Zdjął najpierw jednego i oddał go zwierzakowi. Ten obejrzał trzewik z każdej strony, a potem naciągnął go na jedną z tylnych łapek. Potem to samo uczynili z drugim butem.
– Popatrz, pasują jak ulał. – Cieszył się Czarnuszek, paradując w świecących butach przed swym panem. Chłopak aż nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Nie dość, że kot gadał ludzkim głosem, to jeszcze potrafił chodzić na dwóch łapach i w dodatku w butach.
– No to teraz zaczekaj tu na mnie. Wrócę za kilka godzin. – To powiedziawszy kot zniknął ponownie w zaroślach.
Mógłbym opowiadać tę historię dalej, o tym, jak Kot w butach spotkał króla i jego piękną córkę, o tym, jak przedstawił im swojego pana jako bogatego markiza Karabasza, o tym w jaki sposób doprowadził do spotkania Jaśka i Króla, o tym, w jaki sposób Jaśko i księżniczka zakochali się w sobie. Mógłbym opowiadać o tym w jaki sposób Kot w butach podstępem namówił wielkiego i złego czarnoksiężnika, aby ten zamienił się w mysz, a potem o tym jak tę mysz zjadł. Mógłbym opowiedzieć jak doprowadził do tego, że Jaśko stał się właścicielem dóbr wielkiego czarnoksiężnika i skończyć na tym w jaki sposób doprowadził do ślubu Jaśka z księżniczką. Mógłbym o tym wszystkim opowiedzieć, jednak wszyscy znacie doskonale tę opowieść.
Dodam jedynie, że z każdym dobrym uczynkiem czarodziejka pojawiała się w snach Czarnuszka i z każdym takim snem kot coraz bardziej upodabniał się do człowieka. Podczas wielkiego ślubu Jaśka, zwanego od tej pory markizem Karabaszem, i królewskiej córki, Czarnuszek wyglądał już niemal jak prawdziwy człowiek, pozostały mu jedynie koci wzrok, i długie kocie wąsiki, których nie pozbył się do końca swojego długiego i pełnego przygód życia.
W ten sposób dziadek zakończył opowieść. Jednak dopiero po dłuższej, kilkuminutowej chwili ciszy, dzieci ocknęły się z odrętwienia. Dopiero wtedy dotarło do nich, że opowieść się zakończyła. Dzieci powoli wstawały z włochatego dywanu, podchodziły do bujanego fotela i całowały dziadka w policzek, dziękując mu za cudowne chwile, jakie zafundował im swoją opowieścią. Potem udały się do swoich łóżek, aby śnić o przygodach chłopca z kocim wąsikiem, który był kiedyś Kotem w butach, a wcześniej zwykłym dachowcem.