Franek był małym chłopcem, który każdego dnia chodził do przedszkola. Ogólnie, bardzo lubił swoje przedszkole. Były w nim fajne panie i koledzy. Uczyli się tam ciekawych wierszyków i piosenek, rysowali lub malowali kolorowe obrazki. Jednak najbardziej lubił, kiedy przychodziła po niego Babcia.
Babcia była zawsze uśmiechnięta i zawsze przytulała Franka, gdy ten przybiegał aby się z nią przywitać. Potem Babcia pomagała mu się ubrać, razem mówili „do widzenia” paniom nauczycielkom i wspólnie wychodzili. Wracali zawsze tą samą drogą, która wiodła przez pobliski park. Każdego dnia Babcia pozwalała Frankowi pobawić się w parku przez kwadrans lub dwa. To były dla chłopca najwspanialsze chwile: słuchał śpiewu ptaków, biegał pośród drzew, ganiał wiewiórki, a czasem nawet je dokarmiał. Babcia natomiast siadywała sobie na ławce, wyjmowała książkę i pogrążała się w lekturze. Co chwilę jednak zerkała znad książki aby mieć wnuka na oku.
Pewnego jesiennego popołudnia Franek jak zwykle dotarł wraz z Babcią do parku i jak zwykle, zapytał, czy może się trochę pobawić. Babcia jak zwykle pozwoliła, jak zwykle usiadła na ławeczce i jak zwykle zaczęła czytać jedną ze swoich książek. Chłopiec jak zwykle zaczął od biegania wkoło drzew i udawania, że jest samolotem. W pewnym momencie zatrzymał się nagle. Usłyszał jakiś dziwny szelest, który go zaniepokoił i zwrócił jego uwagę. Zaczął nasłuchiwać skąd ten szelest dobiega. Chwile potem zorientował się, że dobiega on ze sporych rozmiarów sterty liści. W normalnej sytuacji Franek, na widok takiej „wspaniałej sterty liści”, zapewne rzuciłby się na nią, albo zacząłby zgarniać liście i podrzucać je do góry. Tym razem tak się nie stało. Zamiast tego chłopiec skradał się do sterty bardzo powoli zachowując się jak najciszej. Z każdym krokiem był coraz bliżej, a szelest stawał się coraz bardziej wyraźny. Franek koniecznie chciał wiedzieć co, lub kto tak hałasuje. Jeszcze kroczek, jeszcze dwa i znalazł się tuż przy samej stercie. Była wysoka – sięgała chłopcu niemal do pasa. Franek wyciągnął szyję i lekko się pochylił, aby obejrzeć ją dokładnie. Nadal nie wiedział dlaczego liście same szeleszczą. I kiedy tak się pochylał, nagle sterta liści poruszyła się i to tuż przed jego twarzą. Franek wrzasnął przestraszony, odskoczył do tyłu i upadł na pupę. Następnie pospiesznie wstał i czym prędzej pobiegł, aby ukryć się za drzewem.
Babcia przyzwyczajona do tego, że jej wnuczek bez przerwy gania wokoło wydając przy tym głośne dźwięki, nagle zaniepokoiła się panującą wokoło ciszą. Wstała z ławki i rozejrzała się. Odłożyła książkę i zaczęła szukać swojego wnuka. W końcu znalazła go chowającego się za pobliskim drzewem. Jedno spojrzenie na twarz chłopca, wystarczyło, aby Babcia odgadła, że Franek jest wystraszony.
Kiedy zapytała „co się stało?”, chłopiec pokazał jej stertę liści i opowiedział o całym zajściu. Chwilę potem, w kierunku sterty skradały się dwie postaci Starsza kobieta, trzymająca w jednej dłoni maleńką rączkę swojego wnuka, a w drugiej dzierżąca długi patyk. Tak przygotowani dotarli nieopodal szeleszczącej kupki liści. Babcia zatrzymała się i nakazała Frankowi aby także się zatrzymał. Chłopiec z wielką uwagą przyglądał się, jak Babcia szturcha kijkiem stertę liści. W pewnym momencie wszystkie liście poruszyły się. Franek i jego Babcia podskoczyli wystraszeni. Chłopiec miał ochotę ponownie ukryć się za drzewem, jednak babcia dzielnie pozostała na miejscu, dodając mu otuchy. Franek przyglądał się poruszającym się liściom. Miał wrażenie, że sterta rośnie i zbliża się do niego. Chłopiec schował się niemal całkiem za spódnicą Babci, wystawiając jedynie główkę. Bał się, a zarazem był ciekawy całej sytuacji. W pewnym momencie zauważył, że zbliżająca się do nich kupka liści ma krótkie czarne nóżki. Pochylił się aby je lepiej zobaczyć i wtedy dostrzegł, szary spiczasty nosek zakończony pomarańczową kuleczką. Chwilę potem z pod liści zaczęły wystawać szare kolce.
„Babciu to jeżyk!” – wykrzyknął Franek i obydwoje odetchnęli z ulgą. Frankowi tak bardzo spodobał się jeż, że wcale nie chciał wracać do domu. Chciał nawet zabrać jeża ze sobą, jednak Babcia wytłumaczyła mu, że nie jest to dobry pomysł. Powiedziała, że jeż jest dzikim zwierzęciem i w domu nie czułby się dobrze. Ponadto, Franek pomyślał, że być może jeż ma własną rodzinę, która mogłaby za nim tęsknić. Chłopiec pożegnał wiec swojego nowego przyjaciela i obiecał mu, że następnego dnia przyjdzie go odwiedzić. Potem dał rękę Babci i razem ruszyli do domu, aby opowiedzieć o wszystkim mamie i tacie.