Dziś rano wyszedłem z domu rozgniewany. Mój syn postanowił, że zrobi mi na złość i nie będzie się ubierał. Dopiął swego – zdenerwowałem się, a przy okazji całego zajścia spóźniłem się do pracy. Oczywiście można było całego zajścia uniknąć. Można było tak pokierować rozwojem wypadków, rozmową, czy zachowaniem swoim i syna, aby nie doszło do zaognienia. A jednak nie udało mi się. Może stało się tak w wyniku pośpiechu, uporu, czy też chęci pokazania „kto jest ważniejszy”. W efekcie on był zdenerwowany, ja również. On nakręcał się w swoim dziecięcym uporze, a ja nie wytrzymałem i nakrzyczałem na niego. W efekcie obydwaj opuściliśmy dom podenerwowani – jeden na drugiego.
Ja powtarzałem sobie w duchu, że najwyższa pora, aby ukrócić takie zachowanie i obmyślałem w jaki sposób zrealizować tę groźbę.
On pożegnał mnie ze słowami: „nie lubię cię”. Miał zaciśnięte usta i widziałem, że jest bardzo wkurzony. Być może w jego głowie również kłębiły się jakieś myśli, w których w jakiś sposób odnosi zwycięstwo nade mną.
Można by zapytać: „I co teraz?”. Moglibyśmy chować swoje urazy i gniewać się na siebie, aż do końca świata. A jednak jesteśmy przecież rodziną. Jesteśmy ojcem i synem. Kochamy się i niejednokrotnie wybaczaliśmy sobie podobne zachowania. Mój syn jest małym uparciuchem. Ja również nie należę do osób, które łatwo ustępują. A jednak bardzo często obydwoje mamy odwagę przyznać się do popełnionych błędów i powiedzieć „przepraszam” najbliższej osobie.
Jestem dumny ze swojego syna, że to potrafi, a także z siebie, że potrafiłem wpoić mu tę umiejętność. Często starałem się dawać mu dobry przykład – często brałem go na kolana i mówiłem: „Przepraszam, że krzyczałem”, „Przepraszam, że nie posłuchałem twojego zdania”, „Przepraszam, że zapomniałem o tym czy o tamtym”. A mój syn w odpowiedzi mówił: „Przepraszam, że powiedziałem, że cię nie lubię. Tak naprawdę bardzo cię kocham Tato”.
I dla takich właśnie chwil warto żyć. Dla takich chwil warto mieć dzieci. Dla takich chwil warto być rodziną.
Warto dać dziecku przykład i zamiast trwać w uporze, przyznać się do błędu i powiedzieć magiczne słowo „Przepraszam”. Moja duma rodzicielska nigdy na tym nie ucierpiała. A szacunek moich dzieci rośnie z każdą taką chwilą. Z każdym wypowiedzianym „Przepraszam” nasza więź rodzinna wzrasta, a dzieci dostają przykład – jak należy przyznawać się do popełnionych błędów i w jaki sposób używać tego jakże ważnego słowa – „przepraszam”.