Cześć dzieciaki. To znowu ja, wasz słoń Trąbal-Bomnbal. Dziś opowiem wam o trudnym czasie, jaki nasza rodzina przeżywała przez ostatnich kilka miesięcy. Zdradzę wam przy okazji bardzo ważne przesłanie, jakie dostaliśmy od taty, a na koniec podam parę rad, więc słuchajcie uważnie.
A więc zaczynamy:
Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Całą czwórką siedzieliśmy przy okrągłym stole i spożywaliśmy niedzielny obiad. Tata opowiadał o swoim koledze z pracy, Bawole Ostrorogim, który potrafi w pędzie nadziać na jeden ze swoich rogów podrzucone w górę jabłko. Pomyślałem nawet, że mógłbym po objedzie spróbować podobnej sztuczki z moimi kłami, gdy nagle mama poderwała się z miejsca i wybiegła z jadalni. Było to bardzo dziwne zachowanie, zwłaszcza, że mama, Kachna-Grubachna jest z reguły bardzo opanowana i wszystko robi bez pośpiechu. Jednak tym razem opuściła jadalnię tak nagle, jakby się coś paliło. Wszyscy razem wstaliśmy od obiadu i podążyliśmy za nią. Zastanawialiśmy się co się jej stało i gdzie się tak bardzo spieszyła.
Okazało się, że mama pobiegła do toalety.
– Może zachciało jej się siusiu? – uznała Irmina-Słonina.
– Tak nagle by się jej zachciało? – zapytałem się siostry, wiedząc, że jej pomysł był daleki od prawdy.
I wtedy usłyszeliśmy z za drzwi prowadzących do łazienki okropne dźwięki. Wszyscy troje skrzywiliśmy się spoglądając po sobie ze zdziwionymi minami. Mama wymiotowała.
– Może zjadła coś nieświeżego? – zapytała zniesmaczona Irmina
– W takim razie ja chyba zrezygnuję z dalszej części obiadu. – oświadczyłem krzywiąc się na samą myśl.
– Dzieci, uspokójcie się. – Tata próbowała załagodzić i wyjaśnić całą sytuację. – Mama poczuła się gorzej, ale nie wiemy co jest tego przyczyną. Wróćcie do jadalni i dokończcie obiad. Mamie będzie przykro jeśli nie zjecie. Sami widzieliście jak bardzo się starała, aby go dla nas przygotować. Ja tymczasem sprawdzę co z mamą.
Wróciliśmy do jadalni, ale jedzenie z trudem przechodziło nam przez gardła. Mnie mdliło na samą myśl o jedzeniu, a Irmina-Słonina również jakby pozieleniała na trąbie. Przeżuwaliśmy każdy kęs niczym gumę do żucia.
W końcu dołączyli do nas rodzice. Tata obejmował mamę trąbą pomagając jej iść. Nasza mama wyglądała niewyraźnie i była osłabiona.
– Przepraszam was dzieci. – Powiedziała ściszonym głosem. – Nagle poczułam dziwne mdłości i musiałam udać się do toalety. Nie musicie się jednak zamartwiać. Myślę, że to jakaś grypa, i że za kilka dni mi przejdzie.
Uspokoiliśmy się trochę słysząc te słowa. Mama jednak bardzo się myliła. Minęło bowiem kilka dni, a nawet tydzień, a jej zamiast się polepszać było coraz gorzej. Miała nudności, niewiele jadła, wymiotowała, a do tego wszystkiego ciągle chciało jej się spać.
Martwiliśmy się wszyscy jej stanem zdrowia. Ja zastanawiałem się nawet czy nie jest to przypadkiem zaraźliwe. Z jednej strony – mogłoby być, uniknąłbym ciężkiej klasówki z matmy, oraz sprawdzianu z przyrody. Z drugiej jednak strony, kiedy patrzyłem na mamę jak się męczy w tym kibelku, to dochodziłem do wniosku, że lepiej by było się od niej nie zarazić.
Po kilku tygodniach ja i Irmina dowiedzieliśmy się, że to jednak nie była żadna choroba. Mama po prostu była w ciąży i spodziewała się małego słoniątka. Trochę nas to uspokoiło, ale tata nie miał lekko. Owszem, bardzo się cieszył, że wkrótce urodzi mu się kolejne dziecko, jednak z drugiej strony, był coraz bardziej przemęczony. Mama ciągle spała, więc to głównie na niego spadły wszystkie obowiązki. Ja i Irmina staraliśmy się mu trochę pomagać, jednak mimo wszystko nadal miał sporo na głowie.
Pewnego dnia tata przestrzegł nas mówiąc:
– Mama jest w ciąży i przechodzi teraz bardzo trudny okres. Bywa zmęczona, często źle się czuje. Jest to wynikiem zmian jakie dokonują się w jej organizmie. Całe ciało przygotowuje się do tego, aby stworzyć idealne warunki dla małego słoniątka. Organizm mamy zaczyna więc od oczyszczenia się i stąd te wymioty. Poza tym mama musi zregenerować zapasy energii, a więc potrzebuje więcej snu. I na koniec, muszę was ostrzec, że w tym okresie mama może stać się bardziej nerwowa i łatwiej będzie ją czymś urazić. Dlatego mam do was ogromną prośbę, abyście starali się nie denerwować mamy. Mama potrzebuje teraz bardzo dużo spokoju. Złość może źle wpływać zarówno na nią jak i na nasze maleństwo.
Nasz tata to całkiem mądry gość. Wiecie, wszystko o czym nam tamtego dnia opowiadał sprawdziło się. Mama przez kilka miesięcy ciągle spała lub leżała, a jak tego nie robiła to biegała do toalety. Ogólnie nie wyglądała dobrze i łatwo wpadała w złość.
Obydwoje z Irminą wzięliśmy sobie do serca rady taty i jak mogliśmy staraliśmy się aby nie miała podstaw do złoszczenia się na nas. Przecież żadne z nas nie miało ochoty zaszkodzić mamie lub naszemu bratu lub siostrze. Odrabialiśmy więc lekcje bez gadania, sprzątaliśmy swoje pokoje, kładliśmy się wcześniej spać. I… już po pewnym czasie obydwoje mieliśmy dosyć.
I nagle… Nagle przyszedł taki dzień, kiedy wszystko ustąpiło. Zupełnie jakby jakiś czarodziej machnął swoją zaczarowaną różdżką i problemy mamy się skończyły. Odzyskała siły, a nawet jakby miała ich więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Poprawił się jej nastrój, i chyba także wyładniała. Wszyscy odsapnęliśmy z ulgą i nareszcie mogliśmy zacząć się cieszyć naszym nienarodzonym jeszcze słoniątkiem.
Kiedy rozmyślam o tych trudnych dla nas chwilach, dochodzę do przekonania, że warto było go przeczekać. Sporo się przez ten czas nauczyłem. Lepiej się dogaduję z siostrą i z tatą. A i uśmiech mamy wydaje mi się teraz bardziej promienny niż kiedykolwiek wcześniej. Śmiało mogę powiedzieć, że teraz jesteśmy szczęśliwszą rodziną. I wiecie, co? Już nie mogę się doczekać kiedy urodzi się to małe słoniątko.
Pozdrawiam was gorąco. Życzę miłych snów.
Pa – pa.