Cześć dzieciaki. To ja, słoń Trąbal-Bombal. Dzisiejsza opowieść będzie wyjątkowo krótka, a to dlatego, że ledwo patrzę na oczy. Już teraz, powieki same mi się zamykają. Mam tylko nadzieję, że tej nocy pośpię trochę dłużej niż poprzedniej. A wszystko przez naszego słodkiego potworka. Zresztą sami posłuchajcie, jak to było.
Wczoraj przed południem, tata przywiózł ze szpitala mamę i moją nową siostrzyczkę, Marysię. Czekaliśmy na nie z niecierpliwością. Już dzień przed ich powrotem wraz Irminą-Słoniną i ciocią Banią-Kochanią wysprzątaliśmy cały dom. Ja i Irmina narysowaliśmy dla mamy laurki, a nad drzwiami wejściowymi do domu, powiesiliśmy napis: „Witamy w domu!”. Litery na napisie pokolorowaliśmy w odcienie tęczy, a dookoła napisu, Irmina poprzyczepiała kolorowe kwiatki i serduszka.
Mama wyglądała zupełnie inaczej. Jakby schudła. „Może jej nie karmili za dobrze w tym szpitalu” – pomyślałem. Poza tym wyglądała na zmęczoną. Za mamą szedł tata, który niósł niewielkie zawiniątko. Podszedłem do niego bliżej i spojrzałem na maleńką słoniową buźkę. „Jakież słodkie maleństwo” – pomyślałem. – „Czy ja też miałem taką malutką trąbkę, jak byłem noworodkiem? A może i kły miałem takie mikrusowate? Ha! A te uszka, nie wiele większe od mysich!” Marysia była piękna. Zakochałem się w niej od pierwszego spojrzenia. Taka maleńka, taka delikatna, taka słodziutka… Aż by się chciało ją przytulić. Żałowałem tylko, że spała i nie mogła na mnie popatrzeć. Myślę, że gdyby nie spała, to na pewno od razu by mnie polubiła. Przecież jestem jej starszym bratem.
Po wejściu do domu, mama wzięła prysznic, wypiła ciepłą herbatkę i położyła się , aby uciąć sobie drzemkę. Chyba miałem rację, że jest zmęczona. Jednak nie bardzo wiedziałem dlaczego, przecież w szpitalu sporo się wyleżała.
Marysię, tata wraz z zawiniątkiem ułożył w małej kołysce. Usiadłem tuż obok niej i przyglądałem się jak śpi. Czasem zdawało mi się, że jest całkowicie nieruchoma, że nawet nie drgnie, jakby była wykuta z kamienia, a już chwilę później w najlepsze wierciła trąbką na wszystkie strony i uśmiechała się przez sen. „Mógłbym tak siedzieć i się jej przyglądać przez cały dzień!” – pomyślałem. – „Jest taka spokojniutka. Aż szkoda, że nie można się ożenić ze swoją siostrą!”
Nagle zobaczyłem, jak Marysia otwiera jedno oczko. Było ciemnobrązowe i świecące. Ucieszyłem się, mając nadzieję, że teraz, nareszcie mnie zobaczy. Przybliżyłem się pochylając nad łóżeczkiem, gdy nagle…
…rozległ się dźwięk syreny strażackiej. Nie wiedziałem co się dzieję. Potrzebowałem dłuższej chwili, aby zrozumieć, że to nasze słodkie maleństwo, wydaje te niesamowicie głośne dźwięki. „Gdzie w takim maluchu jak Marysia, mieści się tak dużo hałasu?” – zastanawiałem się poważnie. – „Przecież jeszcze kilka sekund temu, była słodkim, śpiącym słoniątkiem!”
Jej płacz mógłby obudzić umarłego. Toteż do pokoju przybiegł tato i ciocia Bania, a chwilę później z łóżka zerwała się zaspana mama.
– Obudziło się moje maleńśtwo? – zapytała jakimś dziwnym głosikiem, pochylając się nad kołyską. – Pewnie jeśtem głodna, albo mam moklą pielusię, cio!?
Patrzyłem na swoją mamę, jak na zupełnie obcą osobę. „Czy do mnie też tak mówiła, kiedy byłem taki maleńki jak Marysia? Ohyda!”
Mama wyjęła maleństwo z kołyski, poniuchała trąbą, aby sprawdzić zawartość pieluszki, a potem usiadła w fotelu, żeby ją nakarmić. Moja siostrzyczka przestała „wyć”. Cisza, jaka nastała aż dźwięczała mi w uszach. Wszyscy patrzyliśmy jak łapczywie ssie mleko mamy. Piła i piła i piła i… Jak tylko się najadła znów poszła spać i spała do wieczora.
Trochę mnie znudziło ciągłe patrzenie jak maleńkie słoniątko śpi. Spodziewałem się, że Marysia będzie bardziej ruchliwa, że będę się mógł z nią pobawić. Tymczasem ona bez przerwy spała.
Po kolacji razem z Irminą-Słoniną, umyliśmy kły, pożegnaliśmy się z mamą, tatą i Marysią i poszliśmy do swoich pokoi. Zanim się położyłem do łóżka, przez chwilę czytałem komiksy o Supersłoniu. Tym razem mój ulubiony bohater wyruszył na Wenus, gdzie walczył w wielkim wenusjańskim bagiennym potworem. Kiedy zrobiłem się śpiący, zgasiłem lampkę i ułożyłem się do snu. Próbowałem zasnąć, gdy nagle włączyła się syrena. „Marysia znów jest głodna!” – pomyślałem. Hałas był taki, że nie byłem w stanie zasnąć. Przez kwadrans, wierciłem się w łóżku. W końcu nie dałem rady. Wstałem z łóżka i poszedłem sprawdzić co się dzieje z Marysią. Płakała, tak jakby ją ktoś obierał ze skóry. Kiedy zajrzałem do sypialni rodziców, tata kąpał słoniątko w wanience. Najwyraźniej moja siostra nie przepadała za myciem.
– Idź już spać Trąbalu. – powiedziała mama, gdy mnie zobaczyła.
– Byłem już w łóżku, ale nie mogę spać przy tych wrzaskach. – oświadczyłem wskazując trąbą na płaczącą Marysię.
– To potrwa jeszcze tylko chwileczkę. – zapewniła mnie mama.
Wróciłem do siebie, jednak hałas był tak uciążliwy, że zamiast się położyć ponownie sięgnąłem po komiks. Tym razem akcja przeniosła się do wnętrza marsjańskiego wulkanu. Lawowy potwór próbował zaskoczyć Supersłonia, atakiem od tyłu. Mój bohater był jednak na to przygotowany.
Dopiero gdy skończyłem czytać, w domu zapanowała cisza. „Albo się zmęczyła, albo kąpiel dobiegła końca” – pomyślałem i szybko wskoczyłem do łóżka. Miałem nadzieję, że teraz to już na pewno zasnę bez problemów. Ale gdzie tam. Chwilę później syrena zawyła ponownie. „Znowu?!” Podniosłem się z łóżka i zszedłem na dół, aby sprawdzić co się dzieje tym razem. „Pełna pielucha!” – nie musiałem nawet wchodzić do sypialni rodziców. Wyczułem ją na odległość. „To chyba nie potrwa długo!” – pomyślałem i znów wspiąłem się na górę. Chwilę poczytałem komiks, czekając, aż w domu zalegnie cisza. A potem położyłem się do łóżka. Byłem bardzo zmęczony. Czułem jak powieki same się zamykają. Już niemal odpływałem w stan upragnionego snu, gdy nagle… Tak. Zgadza się. Syrena zawyła! Tym razem była pora karmienia. Teraz zrozumiałem, dlaczego mama wróciła do domu taka zmęczona. Pewnie ona również nie mogła zasnąć przy naszym małym, słodkim potworku.
Do rana były jeszcze dwie kupy i dwa karmienia. Więc kiedy nastał dzień, miałem wrażenie, jakbym nie spał więcej niż godzinę. W ciągu dnia również nie miałem czasu, aby się zdrzemnąć. I właśnie dlatego, teraz tak trudno mi utrzymać powieki w górze. Za chwilę, jeśli się nie położę do łóżka, zasnę na siedząco. No chyba, że… „O nie! Tylko nie syrena! Ja chcę spać!” – moja głowa sama osunęła się w dół i oparła się o biurko. Przez chwile uderzałem nią w blat.
„Jak to możliwe, że takie słodkie maleństwo, takie małe słoniątko, może nagle przerodzić się w wyjca, który nie daje nikomu spać?” Mam wrażenie, że z tym potworem nie poradziłby sobie nawet Supersłoń. Bo co poradzić z wrzeszczącą na całe gardło słodką kruszynką? Można jedynie przeczekać. Jeśli istnieje szansa, abyście zmrużyli dziś oko, to kładźcie się szybko spać. A jeśli macie w domu takiego słodkiego potworka jak ja to postarajcie się nie tracić cierpliwości, mocno go kochać i… przeczekać najgorszy okres.
Pozdrawiam was i życzę udanych zaśnięć.
Paa!