W niedzielę wraz z żoną i dwójką młodszych synów odwiedziliśmy naszych znajomych mieszkających niedaleko Kielc. W ramach integracji z przyrodą urządziliśmy sobie wycieczkę na jedną z okolicznych gór zwaną Górą Perzową. Usłyszawszy legendę dotyczącą genezy jej nazwy postanowiłem napisać kolejną bajkę. Oto ona:
Basia jak zwykle cały dzień spędziła bawiąc się z innymi młodymi owieczkami, biegając po łące i podjadając trawę oraz pachnące zioła. Upalne lipcowe słońce dało się jej mocno we znaki, więc teraz, gdy nadchodził zmierzch była strasznie zmęczona.
– Mamo! – powiedziała ziewając i trąc ze zmęczenia oczy. – Czy opowiesz mi coś na dobranoc?
– Oczywiście że Ci coś opowiem. – powiedziała mama sadowiąc się obok córeczki. – A o czym chciałabyś tym razem posłuchać?
– Sama nie wiem, – powiedziała Basia, – najlepiej sama coś wymyśl. – zaproponowała i wtuliła swój łebek w cieplutkie runo mamy.
– W takim razie posłuchaj opowieści o Perzu i jego górze:
Był długi letni dzień, trochę podobny do dzisiejszego. Stado owiec wraz z pastuszkiem o imieniu Perz, wędrowało po łąkach w poszukiwaniu najbardziej soczystej trawy. W końcu dotarli na szczyt niewysokiej góry. Trawa tutaj, mimo suszy, była jakby zieleńsza, toteż stado natychmiast zabrało się za skubanie co smaczniejszych listków. Pastuszek Perz usiadł pod osiką i wyciągnąwszy z za pazuchy wykonaną własnoręcznie fujarkę zaczął na niej przygrywać. Miłka, ulubiona z jego owiec ni to w poszukiwaniu lepszych kąsków, ni to przez przypadek, coraz bardziej przybliżała się do pastuszka. Prawda była taka, że Miłka uwielbiała wsłuchiwać się w dźwięki fujarki. Za każdym razem gdy Perz zaczynał swoje granie, ona natychmiast podchodziła najbliżej jak się dało, aby słuchać wygrywanych przez Perza melodii.
Tym razem melodia była dosyć nostalgiczna. Miłka słuchając jej przypominała sobie trudy ostatnio przebytej drogi, widziała oczami wyobraźni jak młody jeszcze pasterz staje w obronie stada, gdy pewnej nocy podkradł się do nich wilk. Widziała strach młodzieńca i ogromną determinację, aby obronić owce. „Mamy duże szczęście, że naszym pasterzem jest tak odważny młodzieniec” – pomyślała Miłka nadal wsłuchując się w dźwięki fujarki.
Nagle muzyka ucichła. Miłka spojrzała w kierunku, z którego powinny dochodzić dźwięki fujarki i zauważyła, że chłopak zapadł w sen. Wcale jej to nie zdziwiło. „Odrobina snu na pewno mu nie zaszkodzi” – pomyślała ciesząc się, że ich obrońca ma szansę odpocząć.
Wtem, nie wiadomo skąd, obok pastuszka, pojawiła się kobieca postać. Była piękna, młoda i biła od niej dziwna poświata.
– Obudź się młodzieńcze! – powiedziała do przecierającego ni to ze zmęczenia, ni to z braku wiary w to co widzi Perza.
– Kim jesteś, Pani? – zapytał z lękiem w głosie, osuwając się na kolana i międląc w rękach zdjęty pośpiesznie z głowy słomiany kapelusz.
– Nie lękaj się młodzieńcze mimo, że będą się tu działy rzeczy dziwne i niesamowite. – przemówiła melodyjnym głosem kobieta. – Albowiem zostałeś wybrany. Oto klucz, do katedry, która powstanie na tej właśnie górze, a ty zostaniesz jej największym przeorem.
– Ależ… – Perz zaniemówił z przejęcia. – Ja jestem prostym pastuchem, gdzie mi do takich zaszczytnych funkcji…
– Weź klucz. – powtórzyła jaśniejąca postać. – I słuchaj dalszych instrukcji.
– Ale ja nieuczony jestem… – ciągnął dalej Perz. – Nie podołam takiemu wyzwaniu.
– Trzymaj Klucz!
Usłyszawszy zniecierpliwienie w głosie dziwnej postaci, pastuszek wyciągnął rękę. Poczuł ciężar i chłód metalu w dłoni. Spojrzał na rękę i ujrzał ogromny klucz.
– Trzymaj ten klucz i nie wypuszczaj go z ręki! – poinstruowała go kobieta. – Za chwilę na tej górze pojawi się świątynia. Ty jednak pod żadnym pozorem nie wypuszczaj klucza z rąk.
– Pani… – pastuszek chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak zacząć.
– Pamiętaj abyś przez cały czas trzymał klucz w dłoni, chociaż będą się działy przedziwne rzeczy. Jeśli upuścisz klucz przez zakończeniem budowy, cała katedra legnie w gruzach.
– Dobrze Jasna Panienko! – wyszeptał Perz spoglądając to na jaśniejącą postać, to na klucz leżący na wciąż wyciągniętej dłoni.
W tym momencie kobieca postać znikła równie nagle jak się pojawiła. Zarówno pasterz jak i owieczka Miłka gapili się z niedowierzaniem w miejsce, z którego jeszcze przed ułamkiem sekundy biła łuna jasności. Teraz nie było tam ani światła, ani żadnej postaci. Chłopak spojrzał na dłoń. Klucz nadal tam był. Czuł jego ciężar. „A więc to nie był sen” – pomyślał i… wtedy się zaczęło…
Cała góra trzęsła się z ogromną siłą. Kilkanaście kroków od miejsca, w którym nadal klęczał Perz, spod ziemi zaczęły wydobywać się ogromne głazy i ustawiać jeden na drugim tworząc coraz wyższe i wyższe konstrukcje, które z każdą chwilą zaczynały przypominać plan przeogromnej budowli. Chłopak nie wierzył własnym oczom. To był jakiś cud. Klęczał przerażony odmawiając znane sobie modlitwy…
Wtem dostrzegł, że spod ziemi, oprócz głazów uwolnione zostały przedziwne stworzenia. Zarówno on jak i Miłka bardzo się ich przelękli. Ujrzeli ogromnego gada, który wypełzał właśnie z jednej z jam. Miłka widząc go zaczęła z przerażeniem beczeć, aby ostrzec pozostałe owce.
Chłopak z osłupieniem wpatrywał się w zwierze, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widział. Spojrzał mu w oczy i poczuł mrożący dreszcz, przeszywający całe jego ciało. Perz nie był tchórzem. Wielokrotnie zdarzało mu się stawać w obronie stada przeciwko lisom, rysiom, a nawet wilkom. Tym jednak razem czuł przerażenie. Z jednej strony nie chciał zawieść Jasnej Panienki, która wręczyła mu klucz, a z drugiej…
Do jego uszu doleciało paniczne beczenie owiec. Odwrócił głowę w kierunku stada. Jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem zalęknionej Miłki, jego ulubionej owieczki. Spostrzegł jak bardzo się boi i… troska o stado wzięła górę nad wszystkim innym. Jeszcze raz zerknął w kierunku gada, który powoli wypełzał z jamy i… jednym, niewielkim ruchem ręki wypuścił klucz z dłoni. W momencie, w którym uderzył w ziemie, gad zaczął zsuwać się ponownie w głąb czeluści ziemi. Ku przerażeniu Perza, cała budowla również zaczęła się walić.
Pasterz oprzytomniał nagle i ruszył do ucieczki. Podbiegł do ulubionej owcy i chwycił Miłkę w silne ramiona. Skierował się do pozostałych owiec i wszyscy razem ruszyli w dół. Tymczasem ogromne głazy upadały to tu to tam tworząc przedziwne skalne konstrukcje. Na szczęście nikomu nie stała się krzywda i całe stado oraz dzielny pasterz bez szwanku zbiegli na dół.
Kiedy Chłopak, opowiedział o zdarzeniu okolicznym mieszkańcom. Ci natychmiast udali się na górę i ku swemu zdziwieniu spostrzegli ogromne bloki skalne zalegające na szczycie góry. Uwierzyli chłopcu i… Od tej pory górę nazwano od jego imienia Perzową Górą. Miłka była trochę rozczarowana, że nie nazwano góry Górą Miłkową, albo przynajmniej Górą Owczą, ale i tak była wdzięczna losowi, oraz Perzowi, że przeżyli kolejny wspaniały dzień, że trawa jest zielona i… że nigdzie nie zapodziała się fujarka Perza.
Mama zakończyła swoją opowieść, a Basia… Basia spała smacznie śniąc o cudownych budowlach, Jasnych Panienkach i pasterzu, który wygrywał na fujarce przepiękne melodie.