Był sobie las. W lesie, pośród drzew znajdowało się niewielkie, ale malownicze jeziorko. W jeziorze rosło sitowie, a w tym sitowiu mieszkały dwie żaby. Pierwsza, zielona – miała na imię Mariolka i uwielbiała marudzić. Natomiast jej przyjaciółka, o brązowym ubarwieniu, miała na imię Dorotka. Ta z kolei zawsze starała się dostrzegać jedynie pozytywne strony życia. Obydwie żaby przyjaźniły się ze starym i niezwykle mądrym ślimakiem – Leonem. Leon wiele, wiele lat temu, chyba ze trzy albo cztery, studiował filozofię na Szuwarowym Uniwersytecie. Był więc trochę dziwny, ale potrafił słuchać i dzięki temu zjednał sobie całe rzesze przyjaciół, w tym również Mariolkę i Dorotkę.
Była zima i całe jezioro pokryte było grubą taflą lodu. A pod lodem na dnie jeziora dwie żabki i ślimak wdali się w przedziwną dysputę:
– Mam już dosyć tej zimy! – zaczęła Mariolka. – Ciągle ten lód i zimna woda. Kiedy się to w końcu skończy. Mam nadzieję, że już niedługo, bo mi palce odmarzną.
– Zima jest bardzo ważnym okresem dla nas żab – tłumaczyła Dorotka. – Powinniśmy wykorzystać fakt, że woda jest bardzo zimna i aż do wiosny pozostać w letargu. Jest to czas na odpoczynek przed pracowitym okresem jakim jest wiosna.
– Tak, tak moje drogie, macie świętą rację, świętą rację – dorzucił Leon i ponownie wpełznął do swojej skorupki.
Dorotka zapadła więc szybko w stan letargu i odpoczywała. Mariolka natomiast długo nie mogła się wyciszyć, gdyż zajęta była trzęsieniem się z zimna i narzekaniem na zimę.
Wkrótce dni stały się dłuższe, słońce świeciło coraz mocniej, a tafla lodu pokrywająca powierzchnię jeziora stopiła się. Na dnie jeziora, pośród szuwarów, znów dało się słyszeć następującą rozmowę:
– Jestem taka zmęczona – mówiła Mariolka. – Nic mi się nie chce.
– No co ty? – pocieszała Dorotka. – Przyszła wiosna. Nareszcie możemy wziąć się do pracy. Czekają nas polowania na muchy, składanie skrzeku i wychowywanie kijanek. To przecież najpiękniejszy okres w całym roku.
– Tak. Potomstwo, to nasza przyszłość – Dodał Leon. – Musimy dbać o naszą przyszłość!
– Ale ja jestem taka zmęczona. Nawet mi się nie chce pływać. A co tu mówić o składaniu skrzeku, czy opiece nad kijankami. Czy ty wiesz, jak te maluchy szybko pływają? I na dodatek każde płynie w inną stronę. Trzeba się strasznie naganiać, aby je upilnować.
– Właśnie. Jest przy tym wiele zabawy. Kijanki bardzo lubią zabawę. One są takie radosne i zawsze się uśmiechają. Zawsze udziela mi się ich dobry nastrój.
– Dobry nastrój jest dobry! – Leon nigdy nie tracił okazji, aby przekazać innym którąś ze swoich złotych myśli.
I tak minęła wiosna. Skrzek został złożony, kijanki wychowały się i przeistoczyły w małe żabki. Wszystko toczyło się jak zwykle. Nastało jednak lato.
– Już mam dosyć tych upałów – mówiła Mariolka. – Jak tylko wyjdę na ląd i zrobię kilka skoków, od razu robie się sucha i wychodzą mi zmarszczki i krosty. Wyglądam jak jakaś ropucha.
– A ja lubię kiedy świeci słońce – Dorotka nie traciła zapału, aby przekonać przyjaciółkę do zmiany nastawienia. – Mogę wtedy siedzieć sobie na liściu wodnej lilii i się wygrzewać. Praktycznie nie muszę się ruszać z miejsca. A w dodatku, kiedy jest słonecznie muchy są znacznie bardziej ogłupiałe i niemal same wlatują do mojej paszczy. Wystarczy je tylko językiem chapsnąć i już jestem najedzona.
– Właśnie, właśnie. Słońce to energia ludzkości. – Leon i tym razem nie mógł się powstrzymać.
I znowu mijały kolejne dni. Prażące słońce sprawiło, że wody w jeziorze ubywało, a okoliczny las stawał się coraz bardziej suchy. Pewnego dnia nad lasem zawisły czarne chmury.
– Popatrz jak ciemno się zrobiło – narzekała Mariolka. – Środek dnia, a prawie nic nie widać.
– Zbliża się burza! – w głosie Dorotki słychać było podekscytowanie i ogromną radość.
– Tak, burza. – kontynuowała temat Mariolka. – Z piorunami i grzmotami. Jak piorun trafi w jezioro to może nas zabić.
– Masz rację, może się to przydarzyć – przytaknęła Dorotka. – Jednak bardzo potrzeby jest nam deszcz, bo dookoła panuje susza, a w jeziorze z każdym dniem ubywa wody. Deszcz jest nam bardzo potrzebny!
– Deszcz to woda. A woda to życie! – Dorzucił leniwym głosem Leon.
I tak żabki przeżyły burzę. Nikt nie został porażony prądem i nikt nie zginął. Natomiast w jeziorze przybyło wody i wszyscy jego mieszkańcy cieszyli się z tego. No może nie wszyscy. Był jeden wyjątek:
– Najpierw bez przerwy paliło słońce, a teraz wciąż pada i pada – To Mariolka zaczynała swój kolejny dzień. – Czy woda w tych chmurach nigdy się nie kończy?
– To normalne. Nastała jesień, to i deszcze padają – odpowiedziała Dorotka. – Ale tylko spójrz na te drzewa. Czy widzisz jakie mają piękne kolorowe liście?
– I co z tego? Zaraz wszystkie pospadają i nic z tego piękna nie zostanie.
– Wszystko przemija – dorzucił od niechcenia Leon.
– Takie są uroki jesieni – dodała Dorotka, raczej stwierdzając fakt niż próbując kogoś przekonywać.
– Ty to nazywasz urokami? Wkrótce zrobi się zimno i przyjdzie zima. Gdzie te twoje uroki? Gdzie zalety?
– A fakt, że bociany odleciały do ciepłych krajów to nie zaleta? – Dorotka uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła.
– Phi! Tak się dzieje co roku. Więc jak można to uznać za zaletę?
– Wszystko zależy od punktu siedzenia – pouczył obie żabki Leon.
I tak mieszkańcy jeziora dotrwali do końca jesieni. Pewnej nocy pobliski las pokrył się cieniutką warstwą białego puchu. Zbliżała się zima. Z przybrzeżnych szuwarów wystawały dwie pary oczu.
– Czy widzisz to samo co ja? Znowu pada śnieg! Wkrótce nadejdą mrozy i całe jezioro przykryje gruba skorupa lodu.
– Tak droga przyjaciółko. Znowu minął kolejny rok. Znowu nadchodzi zima. Okres odpoczynku i przejścia w stan letargu.
– Ale ja nie cierpię zimna! Nie cierpię! Nie cierpię! Nie cierpię! – Kumkanie Marioli rozchodziło się po tafli jeziora i niosło po pobliskim, ośnieżonym lesie.
– Muzyka dla moich uszu – Leon nigdy nie tracił swego filozoficznego nastroju.