Ciasteczkowy złodziej

Pewna pani czekała na start samolotu.
Mając zaś w perspektywie siedem godzin lotu,
Wyszukała lekturę w pobliskim sklepiku,
Dokupując doń pysznych ciasteczek bez liku.

Lektura ją wciągnęła, lecz nie uszedł jej wzroku
Pewien łysy dżentelmen, co siadł u jej boku
I z otwartej torebki ciastkami się raczył.
Nie krzyknęła na niego, choć się nie tłumaczył.

Czytała, chrupiąc ciastka, lecz zauważyła,
Że ich liczba w szybkim tempie się zmniejszała.
Myślała: „Gdyby nie moje dobre wychowanie,
Podbiłabym ci oko, mój szanowny panie!”

Na jedno ciastko damy, pan brał jedno swoje.
Gdy zostało ostatnie, zmartwieli oboje.
„Cóż więc teraz uczyni ten bezczelny gbur?”
On z uśmiechem nerwowym złamał je na pół –

I podał jej połowę, drugą sam zjadając.
Kobieta nadal o nic nie pytając, myślała:
„To już niesłychany wprost szczyt bezczelności,
By okazać komuś taki brak wdzięczności!”

Myśl o tym strasznym zajściu tak ją rozzłościła,
Że kiedy godzina odprawy wybiła,
Z ulgą zabrawszy bagaż, ku wyjściu zmierzała,
Na „złodziejskiego chłystka” nawet nie spojrzała.

Usiadła w samolocie, ciągle rozżalona.
Wiedząc, że jej lektura nadal nie skończona,
Szukała w torbie książki – usta otworzyła,
Bo w niej nietknięta paczka ciastek tkwiła!

„Jeśli moje są tutaj” – westchnęła w rozpaczy –
„To tamte były jego i dzielić się raczył!”
Za późno na przepraszam – tak z żalem stwierdziła

Ta co sama złodziejem ciasteczkowym była.

Valerie Cox

Tekst pochodzi z książki Jacka Canfielda „Balsam dla duszy 3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *