Cześć dzieciaki. Moja mama potrafi wszystko wywęszyć. Wystarczy jedno spojrzenie i od razu wie w jakim jestem nastroju. Czasem zastanawiam się jak ona to robi. Zresztą sami posłuchajcie co wywęszyła dzisiaj.
Wróciłem ze szkoły wkurzony. A tak się składa, że jak się na coś zezłoszczę, to od razu to po mnie widać. Zwłaszcza moja mama Kachna-Grubachna, od razu rozpoznaje, że coś jest nie tak. I zaraz pada pytanie:
– Czy coś się stało?! Masz taką minę, jakbyś był na coś wkurzony!
Oczywiście pytanie pojawiło się również dzisiaj i to zaraz po moim wejściu do domu.
– Nic mi nie jest. – Próbowałem się wymigać od dalszych pytań. – Jestem tylko zmęczony. Szkoła, dużo lekcji, sama rozumiesz.
– Na pewno wszystko jest porządku? – Zaczęło się dochodzenie. – Widząc te zmarszczki na twojej trąbie jestem niemal pewna, że coś cię zdenerwowało.
– Mamo! – w tym momencie ilość zmarszczek na mojej trąbie gwałtownie wzrosła. – Chyba musisz sprawić sobie mocniejsze okulary! Na mojej trąbie nie ma żadnych zmarszczek! – Ostatnie zdanie niemal wykrzyknąłem przez zaciśnięte zęby zezując jednocześnie oczami na swoją trąbę, aby przyjrzeć się tym zmarszczkom. Rzeczywiście tam były.
– No dobrze. – Mama nie dawała za wygraną. – Może usiądziesz ze mną na chwilę i mi wszystko opowiesz.
– Mamo! Już ci mówiłem, że tutaj nie ma nic do opowiadania! – Chciałem jak najszybciej pójść do swojego pokoju.
– Trąbalu-Bombalu usiądź na krześle i patrząc mi w oczy opowiedz co cię tak zdenerwowało. – Mama chociaż nawet nie podniosła głosu, powiedziała to w taki sposób, że nie miałem wyjścia. Usiadłem i zacząłem mówić:
– Dzisiaj na Historii Kontynentu Afrykańskiego posprzeczałem się z tym śmierdzącym guźcem Tomisławem-Błocisławem. Nasz nauczyciel zaczął się na mnie wydzierać, a potem zaprowadził mnie do gabinetu Dyrektorki.
– Do gabinetu Pani dyrektor? To musiało być coś poważnego, syneczku. – Mama zaczęła się niepokoić. – Dlaczego trafiłeś aż do Dyrektor Pasiastej?
– Wszyscy się na mnie dzisiaj uwzięli i tyle! – wykrzyknąłem, splotłem przednie kończyny na piersi, a kły zadarłem wysoko do góry. Kątem oka widziałem żyłę pulsującą na mojej pomarszczonej trąbie.
– Trąbalu-Bombalu, pokaż mi proszę swój dzienniczek. – No nie, mama wyraźnie przejrzała mnie na wylot. Zrezygnowany wygrzebałem dzienniczek z najgłębszych zakamarków swojego plecaka i podałem go mamie.
Dzisiaj na lekcji Historii Kontynentu Afrykańskiego Trąbal-Bombal posprzeczał się ze swoim kolegą Tomisławem-Błocisławem. W efekcie kłótni, nie zważając na różnicę we wzroście i masie ciała, uderzył kolegę trąbą tak mocno, że tamten spadł z krzesła i zwichnął sobie jeden z kłów. Wezwany przez nauczyciela odmówił wyjaśnienia przyczyn takiego zachowania, a także przeproszenia poszkodowanego guźca. W dniu jutrzejszym proszę o wizytę jednego z rodziców Trąbala w moim gabinecie.
Dyrektor Szkoły
Zebra Pasiasta.
– Synku! – W głosie mamy słychać było zdziwienie i podenerwowanie. – Czy możesz mi to jakoś wytłumaczyć?
– Przecież już tłumaczyłem! – odparłem i odwróciłem się do niej plecami.
– W tym cały sęk, że niczego mi nie wyjaśniłeś! – powiedziała to bardzo powoli akcentując każde słowo. – Spójrz na mnie, proszę.
Odwróciłem się do niej i popatrzyłem jej prosto w oczy. Ujrzałem w nich wielki smutek. Zrobiło mi się bardzo wstyd, że swoim zachowaniem zasmuciłem mamę. Wcale nie chciałem, aby tak się to skończyło.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Mama czekała, a ja nie potrafiłem zebrać myśli i zacząć. W końcu cisza stała się zbyt uciążliwa dla moich uszu.
– To wszystko wina Tomisława. Bardzo mnie wkurzył i … i uważam, że zasłużył na solidne lanie, a nie tylko szturchnięcie trąbą.
– I ty to nazywasz szturchnięciem? – Zapytała zaskoczona mama. – Przecież ty jesteś od niego cztery razy wyższy i sześć razy cięższy. Masz dużo więcej siły niż dorosły guziec, a Tomisław to przecież dopiero dziecko, jak ty. Mogłeś go poważnie zranić. Nie pomyślałeś o tym?
Mama miała rację. Nie pomyślałem o tym, że inne zwierzęta chociaż są w moim wieku i chodzą ze mną do klasy, mogą mieć znacznie mniej siły ode mnie. Teraz do mnie dotarło, że mogło się to skończyć znacznie gorzej niż tylko zwichniętym kłem. Jednak złość na Tomisława-Błocisława wciąż mi nie minęła.
– On mnie strasznie wkurzył, mamo! – tłumaczyłem się. – Tak bardzo się na niego zdenerwowałem, że przestałem nad sobą panować!
– Każdy z nas ma prawo być zły, a nawet wściekły na kogoś innego. To jest normalne. Jednak wiesz o tym doskonale, że nie można wyładowywać swoich nerwów na kolegach, zwłaszcza mniejszych i słabszych od ciebie.
– Wiem o tym! Ale nie mogłem się powstrzymać!
– To może chociaż mi powiedz, czym twój kolega cię tak zdenerwował? Przecież nigdy wcześniej nie mieliście żadnych sprzeczek.
– On powiedział mi coś takiego… coś co mnie wkurzyło! – nie chciałem jej mówić co tak naprawdę powiedział Tomisław.
– Trąbalu! Jutro idę na spotkanie z Panią Dyrektor i chcę wiedzieć co się naprawdę wydarzyło. Przecież muszę w jakiś sposób wytłumaczyć twoje zachowanie. – Dopiero teraz dotarło do mnie co usłyszałem. Mama miała zamiar stanąć w mojej obronie. Nie miałem wyboru, musiałem powiedzieć jej co zaszło.
– Wkurzyłem się na Tonisława-Błocisława, bo on… powiedział… że ty wyglądasz jak ciężarówka!
– I to cię tak zdenerwowało? – mama była zaskoczona. – Zrobiłeś to, bo nazwał mnie ciężarówką?
– Mamo, ty jesteś najpiękniejszą słonicą na Ziemi! – Wykrzyknąłem przejęty. – I nikomu nie pozwolę, aby się z ciebie nabijał, a tym bardziej żeby cię przezywał!
– To bardzo szlachetne z twojej strony, że stanąłeś w mojej obronie. – Mama uśmiechnęła się do mnie, a potem przytuliła mnie do piersi. – Jednak na przyszłość reaguj trochę mniej gwałtownie, kochanie, dobrze?
– W porządku mamo. Więcej się to nie powtórzy. – Obiecałem. – I przepraszam, że sprawiłem ci przykrość.
– Wiesz, Trąbalku… – mama tuliła mnie mocno do siebie. Po Trabie spływały jej łzy. – Chociaż nie pochwalam, tego co zrobiłeś to i tak jestem z ciebie bardzo dumna. Kocham cię synku.
– Ja też cię bardzo kocham, mamo! – Również mocno ją uściskałem.
Tuliliśmy się jeszcze przez jakiś czas. W sumie to było bardzo przyjemne. Nagle mama odsunęła się ode mnie, spojrzała mi ponownie w oczy i śmiejąc się zawołała:
– Wiesz Trąbalu, tak z drugiej strony, to naprawdę można powiedzieć, że jestem ciężarówką. Jestem wielka jak ciężarówka, a w dodatku jestem w ciąży.
– To prawda. – przyznałem jej po dłuższej chwili. – Chociaż tak naprawdę, to jesteś nie ciężarówką tylko „ciążarówką”. Mamie spodobało się to określenie bo długo obydwoje się z tego śmieliśmy.
Nie wiem, czy jutro po wizycie mamy u Pani Dyrektor, nadal będzie nam tak wesoło. Jednak uważam, że warto było powiedzieć mamie o tym co się wydarzyło. Myślę, że ona jedna była w stanie mnie do końca zrozumieć. Dzięki całemu zajściu z Tomisławem, zrozumiałem dwie rzeczy. Po pierwsze, że mam znacznie więcej siły niż większość moich szkolnych kolegów, więc muszę bardziej nad sobą panować. A po drugie, teraz wiem już na pewno, że bez względu na moje zachowanie w domu, czy w szkole, bez względu na smutek, jaki moje działania przyniosły, Mama i tak nie przestała mnie kochać.
Pamiętajcie, że wasze mamy kochają was równie mocno, jak moja mama kocha mnie. Nie popełniajcie jednak tych samych błędów co ja i nie wystawiajcie cierpliwości swoich mam na próbę. One powiedzą wam, że was kochają i bez tego. Naprawdę.
A teraz życzę wam udanej nocy i długiego wypoczynku.
Paa!
Kłania się wasz ulubiony słoń Trąbal-Bombal