O czym myślą słoniątka?

Cześć dzieciaki! Dzisiejsza opowieść będzie może trochę naiwna, jednak już od dawna zadawałem sobie w duchu pytanie: „o czym myśli nasze maleństwo będąc w brzuchu u mamy?” Może i was nurtują podobne pytania. Jeśli tak to posłuchajcie, co przyśniło mi się wczorajszej nocy.

Pamiętacie tę opowieść, w której nasze maleństwo, które nadal jest w brzuszku u mamy, kopnęło mnie w ucho? Tamto zdarzenie, sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy kopniak ten był zamierzony, czy też przypadkowy. Zresztą sami to oceńcie. Póki nie przykładałem ucha do brzucha mamy, nic się nie działo, a kiedy tylko to zrobiłem, nagle „bach” – dostałem kopniaka. Potem wielokrotnie zdarzało się, że nasz maluch zaczynał wierzgać tuż po tym jak przyłożyłem głowę lub kopytko do brzucha mamy. Doszedłem więc do wniosku, że kopnięcia te musiały być zamierzone. A więc słoniątko musi sobie coś tam w tej maleńkiej główeczce obmyślać. Może myśli sobie: „Ratunku! Podsłuchują! Trzeba się bronić! Z kopa! Z kopa podsłuchiwaczy!”

Jakiś czas później opowiadałem wam o tym jak z tatą czytaliśmy słoniątku bajki. Słysząc jak czytam, nasz maluch mógł się nieźle wystraszyć: „A co to za dukanie! Ratunku! Czy ja też będę musiał uczyć się czytać? To straszne! Ja nie chcę!” Tak sobie to wtedy wyobrażałem. Jednak po pewnym czasie zacząłem na poważnie się nad tym problemem zastanawiać.

Postanowiłem porozmawiać na ten temat z tatą. Tata jest bardzo mądrym słoniem, więc pomyślałem, że jeśli on nie będzie wiedział, o czym myślą małe słoniątka w brzuchu mamy, to chyba już nikt tego wiedzieć nie może.

– To bardzo trudne pytanie. – odpowiedział tata głaszcząc się trąbą po łysinie.

– Gdyby było łatwe, to sam bym na nie odpowiedział! – odparłem stanowczo.

– No tak. Rozumiem. – tata miał wyraźny problem ze znalezieniem odpowiedzi. – Takie maleństwa nie znają żadnych słów, nie potrafią mówić, a więc nigdy nie dowiemy się jakie myśli kłębią się w ich główkach.

– Tak właśnie myślałem. – odpowiedziałem zasmucony. – Szkoda jednak, że nie możemy się z nim porozumiewać już dziś.

– Też bym chciał. – zapewnił mnie tata i wrócił do swoich zajęć.

Po rozmowie z tatą, pogodziłem się z faktem, że nigdy nie dowiemy się co myślą takie maluszki. I wtedy właśnie przyśnił mi się niezwykły sen. W tym śnie znajdowałem się w przedziwnym miejscu. Miejsce to wyglądało jak wielka czerwona kula, ale widziana od środka. Jej ściany zrobione były z jakiegoś dziwnego materiału jakby z gumy, albo… skóry. Przez ścianki tej powłoki przebijało się do środka stłumione światło słoneczne. Czuć też było delikatne ciepło. Pomieszczenie to było dosyć ciasne. Cały byłem nagi, chociaż we śnie wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Ubranie tylko by mi przeszkadzało w pływaniu… i właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że całą przestrzeń wokół mnie zajmuje jakaś ciecz, a ja unoszę się w niej. To było trochę podobne do fruwania, albo nurkowania, tylko że we śnie wcale nie brakowało mi tchu i nie musiałem co chwila wynurzać trąby z wody, aby zaczerpnąć powietrza. „W snach wszystko jest możliwe!” – uznałem nie zastanawiając się więcej nad tym problemem.

Zamiast tego zacząłem nasłuchiwać, gdyż wydało mi się, że słyszę jakieś dziwne dźwięki. Zewsząd dochodziły niesamowite hałasy, a to jakieś walenie: tu-dum, tu-dum, tu-dum, tu-dum… a to jakieś bulgotanie: gulu-bull, gulu-bull, gulu-bulu-bull-bull… Słyszałem też jakieś stłumione dźwięki dochodzące gdzieś z zewnątrz. Nic jednak nie byłem w stanie zrozumieć. Owszem jak się uważnie wsłuchałem, to wydawało mi się, że rozróżniam wśród tych dźwięków głos mamy oraz taty, jednak nie byłem w stanie rozpoznać ani jednego słowa. To było dosyć denerwujące. Chciałem ich rozumieć. Chciałem im coś odpowiedzieć. Jednak walenie, bulgotanie i chlupotanie cieczy wokół mnie zniekształcały wszystkie dochodzące do mnie słowa. A jak odpowiadać, skoro nie wiem, co do mnie mówią.

Nagle w moim śnie wydarzyło się coś dziwnego. Zorientowałem się, że w ciasnej kulce nie jestem sam. Odwróciłem głowę i… tuż obok, w tej przedziwnej cieczy unosił się drugi, maleńki słonik. Machał do mnie wesoło trąbą, dając znać, że chce się ze mną bawić. Pływał w cieczy bardzo sprawnie. Widać było, że czuje się tu jak ryba w wodzie.

– Cześć! – powiedziałem do malucha. – Nazywam się Trąbal-Bombal.

– A ja jestem Marysia i jestem twoją siostrzyczką! – te słowa omal nie wyrwały mnie ze snu. Dopiero teraz zrozumiałem gdzie się znajduję. „Jak to możliwe?” – zastanawiałem się rozglądając dookoła. – „Przecież jestem za duży, aby zmieścić się u mamy w brzuchu!” Dopiero po chwili uspokoiłem się na tyle, aby sobie przypomnieć, że przecież w snach wszystko jest możliwe.

– Wiesz, skoro już tutaj jestem… – zacząłem nieśmiało, mając nadzieję, że jednak dowiem się o czym myślą słoniątka w brzuchach swoich mam. – Możesz mi powiedzieć o czym rozmyślasz tak sobie pływając w tym miejscu?

– Rozmyślam o wielu rzeczach. – oświadczyła.

– A na przykład? – nie dawałem za wygraną.

– Czasem po prostu mam ochotę aby się pobawić. Zaczepiam więc każdego, kto zbliża się do piłki od zewnątrz.

– To znaczy, że gdy kopiesz mnie w ucho, to chcesz się ze mną bawić? – nie mogłem w to uwierzyć.

– No jasne. Ale często kopię i stukam trąbą, a i tak nikt nie chce się ze mną bawić ani nawet do mnie zagadać.

– Gdybym wiedział, że ci na tym zależy, to bym to robił. Naprawdę. – oświadczyłem.

– To następnym razem o tym pamiętaj. – powiedziała stanowczo Marysia.

– Widzę, że lubisz się bawić. – powiedziałem do niej. – A w jakie zabawy lubisz?

– Przeróżne! – odpowiedziała uśmiechając się radośnie. – Czasem bawię się swoją trąbą. Wyginam ją na różne strony i próbuję dotknąć jej końcem do głowy, albo do prawego kopytka tylnej nogi. To bardzo trudne zadanie, ale daje radę. Sam zobacz! – i rzeczywiści dotknęła koniuszkiem swojej malutkiej trąbki do prawego kopytka tylnej nogi.

– Czasami też urządzam sobie zawody w skakaniu przez pępowinę. – i zaczęła skakać raz na jedną, raz na drugą stronę długiej rurki łączącej jej pępek ze ścianką kuli w której się znajdowaliśmy. – Hops! Hops! – wykrzykiwała przy każdym podskoku. Była bardzo sprawna, a i zabawna przy okazji.

– A którą zabawę lubisz najbardziej? – zapytałem zaciekawiony.

– Najbardziej to lubię, kiedy mama się kładzie. Wtedy na dnie robi się takie wybrzuszenie zwane pęcherzem. Ten pęcherz to najfajniejsza trampolina. Można na niej skakać, robić fikołki, salta, przewroty i inne takie. To jest najfajniejsza zabawa.

– A o czym najchętniej lubisz rozmyślać? – zapytałem.

– O wielu rzeczach. Ale najbardziej to o tym dlaczego czasem jest jasno, a potem jest zupełnie ciemno i po jakimś czasie znów robi się jasno.

– To proste! – wykrzyknąłem, gdyż znałem odpowiedź na to pytanie. – To dlatego, że czasem jest dzień, podczas którego świeci słońce, a po dniu nastaje noc, kiedy jest ciemno. Potem znów jest dzień, a po dniu nastaje noc i tak w kółko.

– A co to jest słońce?

– To nasza gwiazda!

– A co to gwiazda?

– To taka ogromna płonąca kula znajdująca się w kosmosie.

– A co to kosmos?

– To wszystko co nas otacza! Cały wszechświat…

– A co to jest wszechświat?

„Jak odpowiedzieć na takie pytanie, komuś kto nigdy nie widział świata na zewnątrz brzucha mamy?!” – to pytanie tak mocno wwiercało się w moją głowę, że w końcu się obudziłem. „Gdzie jaj jestem?” – zastanawiałem się przecierając oczy. – „Ach to przecież moja sypialnia!” – odetchnąłem z ulgą, gdyż zrozumiałem, że już nie będę musiał tłumaczyć Marysi co to jest wszechświat.

Zaraz po wstaniu z łóżka pobiegłem do mamy aby opowiedzieć jej mój sen. Kiedy to robiłem, kilka razy widziałem jak Marysia daje nam jakieś znaki. Raz mocno wierzgnęła, a za drugim razem wyraźnie było widać jak przesuwa jedną ze swoich nóg tuz obok pępka mamy.

Nie wiem do końca, czy maleństwa naprawdę myślą o tych wszystkich sprawach, o których rozmawiałem z Marysią w swoim śnie. Wiem jednak na pewno, że moja jeszcze nienarodzona siostrzyczka na pewno lubi mnie zaczepiać i się ze mną bawić. Od tej pory ja też będę się z nią chętnie bawił i ją zaczepiał.

Wiecie moi drodzy. Teraz nawet się cieszę, że to będzie siostrzyczka, a nie brat. Dzięki Irminie-Słoninie wiem już jak należy postępować z siostrami, a postępowania z młodszym bratem musiałbym się uczyć od początku. No i coraz bardziej zaczynam się niecierpliwić. Mama powiedziała, że jak Marysia się urodzi to będę mógł pomagać w kąpaniu, przewijaniu, a nawet w karmieniu. Myślę, że jestem na to w pełni gotowy i mógłbym zacząć choćby zaraz.

Dzieciaki, trzymajcie za mnie kciuki, aby moja mama jak najszybciej urodziła. Być może, kiedy odezwę się do was po raz kolejny, Marysia będzie już wśród nas.

Pozdrawiam was gorąco.

Pa-paa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *