Kilka tygodni temu, w Klubie Ludzi Sukcesu im. Małego Tadzia w Warszawie, gdzie uczęszczam na spotkania, tematem przewodnim było pytanie „czy istnieje klaps z miłości?”.
Jest to bardzo głębokie pytanie. Pytanie skłaniające do wielu refleksji. Bo z jednej strony, każdy z nas chciałby być jak najlepszym rodzicem. Pragniemy, aby nasze dzieci uniknęły wszelkiego bólu, żeby omijały je wszelkie stresujące chwile. Mimo to często posuwamy się do tak drastycznych kroków jak klaps. Czy taki klaps może być wymierzony z miłości?
Każdy rodzic staje przed dylematem – „na ile mogę pozwolić swojemu dziecku?” Przecież większość zakazów, czy nakazów jakie stawiamy naszym dzieciom wynika z naszej dobrej woli. Pragniemy, żeby dziecko nie zrobiło sobie krzywdy i zabraniamy pewnych rzeczy, które wydają nam się niebezpieczne. Chcemy, żeby dzieci były „dobrze wychowane” więc staramy się wpoić im pewne zasady. Chcielibyśmy, żeby nasze dzieci były nam posłuszne – jednak często nasze chęci nie pokrywają się z chęciami naszych dzieci. Pojawia się konflikt interesów. A dzieci są bardzo uparte. Jeśli rodzic chce być konsekwentnym, często musi stawić czoła małemu buntownikowi. I najczęściej właśnie w takich chwilach rodzic posuwa się do wymierzenia dziecku klapsa. Jednak czy jest to klaps z miłości? Można sobie tłumaczyć, że przecież chcemy dla dziecka dobrze. Dlaczego dziecko nie chce tego zrozumieć?
Żadne tłumaczenia nie zmieniają faktu, użycia przemocy, i to przemocy wobec własnego dziecka. Nie chcę tu nikogo pouczać, czy krytykować – ja sam kilkakrotnie ten błąd popełniłem. I za każdym razem czułem się z tego powodu okropnie. Było to dojmujące poczucie przegranej. Często przeradzające się w tak zwany „kac moralny”. Dlatego uważam, że niema czegoś takiego jak „klaps z miłości”. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że „klaps nie jest konsekwencją miłości, jest konsekwencją poczucia bezsilności rodzica wobec uporu własnego dziecka”.
Co mogę zrobić, aby tych klapsów było jak najmniej? Czy mogę postępować konsekwentnie, a jednocześnie nie posuwać się do metod ostatecznych? Wypraktykowałem pewną metodę, którą polecam, każdemu. Z całych sił staram się aby nie zawładnęła mną bezsilność, gdyż to ona jest źródłem moich błędów wychowawczych. Zamiast dopuszczać do siebie objawy bezsilności staram się, nawet w tych najtrudniejszych chwilach, wzmagać w sobie uczucie miłości do własnego dziecka. To naprawdę pomaga. Sprawia, że jestem cierpliwszy i bardziej opanowany. A i moi synowie są bardziej posłuszni, od kiedy staram się stosować tę metodę. Polecam ją każdemu Tacie i każdej Mamie.
Nie poddawajcie się bezsilności!
Pozdrawiam – Sławek