Test na odwagę zdajemy wtedy, gdy jesteśmy w mniejszości.
Ralph W. Sackman
Jako jedyne dziecko kochających rodziców dorastałam w wierze, że życie jest dobre i piękne. Wierzyłam w to zwłaszcza wtedy, gdy mama myła moje długie czarne włosy. Uwielbiałam to, ponieważ zawsze drapała mnie przy tym po głowie. Aż pewnego dnia, ku przerażeniu mamy, wielki pęk moich włosów został jej w dłoni. Pomyślała, że zrobiła mi krzywdę. Nie wiedziała, że właśnie rozpoczęła się moja dziewięcioletnia odyseja.
W ciągu następnych sześciu lat straciłam prawie wszystkie włosy, ciągle próbując ukryć to przed światem. Lekarze nie potrafili znaleźć żadnej racjonalnej przyczyny. Sprawdzono wiele teorii: alergię, brak witamin, stres, brak hormonów i tak dalej. Znalazłam się nawet w szpitalu dziecięcym, gdzie robiono mi mnóstwo testów i omawiano mój przypadek w obecności dwunastu studentów. Równolegle z weryfikowaniem poszczególnych teorii próbowaliśmy różnych lekarstw: zastrzyków z kortyzonu prosto w głowę, codziennych masaży skóry, zwielokrotnionych dawek witamin, olejków i maści. Ja jednak ciągle traciłam coraz więcej włosów. W wieku trzynastu lat byłam kompletnie łysa i musiałam nosić peruki. Dla nastolatki było to coś wyjątkowo strasznego. Dzieci zastanawiały się, czy nie cierpię czasem na jakąś zaraźliwą chorobę albo czy nie umieram. Nazywali mnie córką Kojaka.
– Gdzie twój lizak, łysolu? – pytali.
To wcale nie było zabawne, ale ignorowałam ich kpiny i żarty, dopóki nie znalazłam się w domu; tam wybuchałam płaczem.
Najgorsze ze wszystkiego było to, że peruki nie wyglądały wtedy tak, jak te dzisiejsze, i od razu było wiadomo, że nie są to moje prawdziwe włosy. Rozmawiając ze mną, ludzie nie patrzyli mi w oczy, tylko na moją perukę. Na szczęście mama i tata nauczyli mnie nosić głowę wysoko i uświadomili mi, że są dzieci, które mają dużo poważniejsze problemy. Byłam jednak typową trzynastolatką, lubiłam sport i różne wygłupy, tak samo jak inne dzieciaki, co prowadziło często do wielu kłopotliwych sytuacji. Najgorsza rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu, wiązała się z Davidem Lane’em. Byłam śmiertelnie zakochana w tym piętnastoletnim, ciemnowłosym i przystojnym chłopcu, który był starszym bratem jednej z moich koleżanek z kółka parafialnego.
Pewnego niedzielnego wieczoru spotkaliśmy się, by pojeździć na wrotkach. Zawsze czekaliśmy na to cotygodniowe wydarzenie, ponieważ wtedy rodzice dawali nam trzy godziny wolności. Tej szczególnej niedzieli „zwrot” miał być ogłaszany co pół godziny. Zabawa polegała na tym, ze jeździliśmy trójkami, trzymając się za ręce. Gdy ogłaszano zwrot, wszyscy musieli zmienić kierunek. I wreszcie nadeszła ta chwila. Kimmie, David i ja mieliśmy jeździć razem! Oznaczało to, że będę trzymać Davida za rękę! Na samą myśl o tym serce waliło mi jak szalone. Jeździliśmy tak przez trzy zwroty, gdy jakiś nieuważny wrotkarz wpadł prosto na mnie i uderzył mnie w głowę. Peruka spadła na tor i poleciał jakieś pięćdziesiąt stóp po torze. Stałam przy Davidzie kompletnie upokorzona, a on patrzył na moją łysą głowę! Wszyscy się zatrzymali. Jedna z koleżanek podniosła perukę i włożyła mi ją na głowę. W pośpiechu zrobiła to odwrotnie, niż należało, tak, że na nos opadły mi loki, a na karku miałam grzywkę. Co to był za widok! Od razu podeszły wszystkie moje koleżanki i zaprowadziły mnie do damskiej szatni.
Gdy już się tam znalazłam, nie można było mnie stamtąd wyciągnąć. Nie chciałam czuć na sobie tych wszystkich spojrzeń, słuchać pytań, a najbardziej ze wszystkiego nie chciałam zobaczyć na twarzy Davida wyrazu obrzydzenia. Natychmiast zadzwoniłam do domu i płacząc w słuchawkę, poprosiłam tatę, żeby po mnie przyjechał.
– nie – powiedział tata i była to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie zrobił w życiu. – Umyj twarz, popraw perukę i idź jeździć na wrotkach przez resztę wieczoru.
Byłam zdruzgotana! Ojciec był zawsze moim bohaterem. Dlaczego więc nie chce mnie uratować? Trzydzieści minut i trzy błagalne telefony później odpowiedź była ta sama.
– Nie. Wróć tam i jeźdź dalej na wrotkach.
Gdy tak siedziałam, tonąc we łzach, na podłodze damskiej szatni, pojawił się David. Wjechał tam, wziął mnie za rękę i poprosił, bym wróciła na tor. Wytarłam twarz, podniosłam wysoko głowę i przez resztę wieczoru jeździłam na wrotkach z chłopakiem, którego kochałam.
Kilka miesięcy później młody lekarz, odkrył, że cierpię na alopecję (łysienie spowodowane uczuleniem na składniki chemiczne wydzielane przez moje własne mieszki włosowe). Wypadanie włosów było wynikiem reakcji alergicznej. Lekarz stwierdził, ze kiedy zacznę miesiączkować, zmieni się struktura chemiczna mego organizmu i wtedy prawdopodobnie odzyskam włosy! W końcu ktoś nazwał moją przypadłość i logicznie ją wyjaśnił. Zaczęłam miesiączkować w wieku szesnastu lat, a moje włosy zaczęły odrastać! Sześć miesięcy później nie musiałam już nosić peruki.
Dzisiaj moje włosy są długie do pasa i wynagradzają mi te wszystkie stracone lata. Gdy zapytam męża, co mu się najbardziej u mnie spodobało, odpowiedział szczerze, że moje długie, piękne włosy!
Nie widziałam Davida Lane’a od piętnastu lat, ale jeśli to czyta, chciałabym powiedzieć mu to samo, co mojemu ojcu:
– Dziękuję. Uratowałeś trzynastoletnią łysą dziewczynkę, zmieniając wspomnienie o najgorszym momencie jej życia we wspomnienie o dobroci i miłości.
Debbie Ross-Preston
Tekst pochodzi z książki Jacka Canfielda „Balsam dla duszy 4”