Dziecko jest jak walizka pakowana latami, nie ma w niej niczego, czego wcześniej nie włożyliśmy…

Ostatnio przeczytałam fragment wywiadu z Super-Nianią. Pani Dorota Zawadzka często, ostro i wprost stawia wiele spraw, ale najczęściej trafia w samo sedno.

„Wie pani, co jest dla ludzi najważniejsze w kontakcie z dzieckiem? Dla matki – jedzenie. Dla ojca – bezwzględne posłuszeństwo. 'Milcz, jak do mnie mówisz’ – taki przekaz wciąż bardzo często słychać w domach. Oboje – i matka, i ojciec – wydają dzieciom polecenia. Nie zadają pytań, a jeśli zadają, to nie słuchają odpowiedzi. Bo wiedzą lepiej. (…) Zauważyłam, że nie pozwalamy dziecku mieć problemów. Ma wstać codziennie jak skowronek, być szczęśliwe, radosne – bo jest dzieckiem”

Na co dzień, w ramach własnej praktyki,  zajmuję się pracą z dziećmi w różnym wieku, pomagam im uporać się z problemem dysleksji, dyskalkulii, ADHD. Okazuje się bardzo często, że te dysfunkcje to nie największy problem. Największy problem to …MOTYWACJA…

Jaki związek ma wypowiedź Pani Doroty z tym, że wiele dzieci w Polsce nie ma chęci, siły, zapału do nauki, a często do czegokolwiek??

Powiecie: beznadziejny system edukacji. Zgoda.

Uzależnienie do komputerów i tv. Po części zgoda.

Fatalna dieta, po której dzieci nie myślą, nie skupiają się, są pobudzone. Zgoda.

Ale jak widzicie taką sytuację: tata uczy 10 letniego chłopca, tłumaczy mu przyrodę, mówi, mówi, mówi językiem szczegółowym, przeznaczonym dla drugiego dorosłego. Podnosi coraz bardziej głos, kiedy widzi dezorientację na buzi dzieciaka. Zadaje pytanie, mały nic nie rozumie, mówi że ma dość. Tata ma pretensje, że syn się nie koncentruje, a przecież on się tak bardzo stara mu pomóc, a tamten jak zwykle nic..

Przykład 2: Mama pomaga nauczyć się czytać 9 letniemu chłopcu z dysleksją. Przed zajęciami zdejmuje mu kurtkę. Przynosi mu książkę. Podsuwa mu krzesło. Obiera banana i wkłada do buzi, a chłopak z miną niemowlaka pochłania owoc:) W czasie ćwiczeń dziecko siedzi ze znudzoną miną. Każde zdanie, które wypowiada „wyciągnięte” od niego siłą. Po zajęciach mama pyta mnie: co ta szkoła robi z dziećmi, że im się nic nie chce?

Na forach internetowych i poradnikowych dla rodziców wielu rodziców zadaje pytanie: jak to się dzieje, że jemu/jej kompletnie nic się nie chce. Wielu rodziców wysyła do psychologa swoje dzieci. Dobry psycholog wtedy powie – możemy pracować, ale systemowo, z rodzicami. Słusznie. Bo to co rodzice „wyprodukowali” tą wyuczona bezradność.

Wyuczona bezradność wg Wikipedii to utrwalenie przekonań o braku związku przyczynowego między własnym działaniem, a jego konsekwencjami.

Dzieci szybko uczą się bezradności, czyli poczucia, że ich osobista kontrola wzmocnień i wpływ na sytuację jest nieefektywna. W związku z tym uczą się oczekiwać obniżonej kontroli w przyszłości.

To oczekiwanie prowadzi między innymi do deficytów motywacyjnych: brak motywacji do działania i umiejętności angażowania się. Można zauważyć u takich dzieci długi czas dochodzenia do równowagi po porażce.  To definicja.

A jak to wygląda w praktyce?

Sądzę, że obydwie sytuacje, choć różne od siebie doprowadziły do problemu, jakim jest, w zasadzie całkowity brak motywacji u dzieciaków. Tata, pełen dobrych chęci, nigdy nie dawał dojść do głosu małemu. W zasadzie w ogóle go nie słuchał tylko mówił, uczył. Mówił co ma robić. W czasie naszych długich spotkań chłopak tylko raz próbował podjąć samodzielnie decyzje. Ciekawość poznawcza zabita. Na amen.

A mama z bananem? Okazało się potem, że banan to pikuś. Przy wyjściu zapina dziecku guziki. Pisze za niego w zeszycie. Czyta mu wszystkie książki. Odrabia za niego matematykę.

Ciekawość poznawcza i poczucie sprawczości zabite. Na amen…? Mam głęboką nadzieję, że nie.

Trzymajcie się jakoś dzieciaki!

Autorką tekstu jest Agnieszka Lubowska. Tekst pochodzi z bloga „Wszystko o dzieciach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *