Odwieczna wojna. Walka dobra ze złem trwa. Już dziś legiony, potężne armie ciemności szykują się do uderzenia.

Ale, co ja takiego piszę? Trochę się chyba zagalopowałem :). Jaka walka dobra ze złem. Przecież to blog o ojcostwie, a nie kolejna powieść z gatunku fantasy, czy horroru.

To prawda, wcale nie będę dziś pisał o siłach ciemności, czy też o walce dobra ze złem. Mam na myśli inną odwieczną walkę. Chodzi mi o walkę pokoleń.

Ta walka trwa bez przerwy od wieków. Kolejne pokolenia starają się udowodnić swoim rodzicom, jak bardzo się mylili, jak wiele popełnili błędów wychowawczych. Najgorsze jest to, że kolejne pokolenia nie zdając sobie z tego sprawy powielają podstawowy błąd.

Jaski to błąd?

Błędem tym, w moim przekonaniu, jest sama walka. Dopóki działamy na zasadzie zwycięzca-pokonany, dopóki za wszelką cenę staramy się udowodnić własną wyższość nad dzieckiem, czy też nad rodzicem, przegrywamy. Usłyszałem gdzieś stwierdzenie, że takie postępowanie można przyrównać do rzucania bumerangiem. Bumerang gdy nie trafi w konkretny cel, wraca do osoby, która nim rzuciła. Podobnie jest z naszymi pretensjami, groźbami, czy wymuszonymi żądaniami. Z reguły nie trafiają one do celu (nie przynoszą zamierzonego efektu) i wracają do nadawcy bardzo często dotkliwie go raniąc.

Właśnie dla tego tak wiele czasu poświęcam na tym blogu, zagadnieniom związanym z partnerskim podejściem do dziecka. Traktując dziecko jak człowieka, jak osobę równą sobie zyskujesz dwie podstawowe korzyści.

Pierwszą korzyścią jest to, że dziecko, które przychodzi na świat z otwartym umysłem, z wrodzonym poczuciem szczęścia, z chęcią do działania, nie zmienia się w szarą masę – nie upodabnia się do otaczających go szarych ludzi. Dzieci traktowane w sposób partnerski mają zdecydowanie wyższą samoocenę i nie boją się wypowiadać własnych opinii.

Druga korzyść to uniknięcie sytuacji, w której jedynym argumentem pozostaje użycie siły. Zastanów się: ile lat ma twoje dziecko? Jak długo kara fizyczna będzie na nim robiła wrażenie? Ile czasu pozostało do chwili gdy twoje dziecko, po prostu odwróci się i wyjdzie z domu, w chwili gdy ty będziesz wygłaszał kolejną tyradę? Ile czasu pozostało do chwili gdy twój syn przerośnie cię o głowę i nabierze więcej sił od Ciebie? Ile masz jeszcze czasu na zmianę swoich nawyków?

Zmiany są konieczne. Musimy zaprzestać walki z naszymi dziećmi. Zastąpmy ją rozmową.

Od czego zacząć? Myślę, że należałoby na początek zacząć od wypowiedzi typu „ja”. Pisałem już na ten temat, ale czasem warto niektóre rzeczy powtarzać.

Wypowiedzi „ja” to wypowiedzi mówiące o nas samych. Opisujemy własne spostrzeżenia („widzę bałagan na dywanie”), odczucia („bardzo mi się to nie podoba”), oraz chęci („chciałbym, żeby dywan był sprzątnięty, zanim przyjdzie do nas ciocia Zosia”).

Metoda ta, choć na pierwszy rzut oka wydaje się niezbyt skomplikowana, mnie osobiście sprawia wiele problemów. Od swoich rodziców nauczyliśmy się, że podstawową formą zwracania uwagi dziecka jest wypowiedź „ty”, czyli:

  • „znowu zrobiłeś bałagan na dywanie”
  • „sprzątnij to natychmiast”
  • „przecież wiesz, że ma przyjść ciocia Zosia”

Wyplewienie tego nawyku, tej chorobliwej skłonności do stosowania wypowiedzi „ty”, jest dla mnie naprawdę trudne. Jednak nie poddaję się i staram się za wszelką cenę zamieniać wypowiedzi „ty” na „ja”. A te naprawdę przynoszą dobre rezultaty.

Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

PS. Nie walcz – dawaj dobry przykład.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *