Podczas weekendu, moje dzieci korzystając ze słonecznej i ciepłej pogody, spędziły cały dzień na podwórku bawiąc się ze swoimi rówieśnikami. Wraz z żoną, cierpimy na chroniczną nadopiekuńczość, zresztą jak większość współczesnych rodziców. Toteż, wyszedłem na podwórko, aby mieć ich na oku.

Usiadłem sobie z boku, i czytałem książkę. Od czasu do czasu zerkałem na to co robią.

Kiedy tak siedziałem dokonałem pewnego bardzo ciekawego spostrzeżenia. Otóż, zaobserwowałem, że mój starszy syn, mimo iż był zajęty zabawą, co jakiś czas unosił głowę i rozglądał się dokoła. W końcu odnajdywał mnie wzrokiem. Ja jedynie uśmiechałem się do niego. On odpowiadał mi uśmiechem i wracał do dalszej zabawy. Taka sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie. Za każdym razem schemat się powtarzał. On odnajdywał mnie wzrokiem, ja uśmiechałem się do niego, on dopowiadał uśmiechem i wracał do zabawy.

Zastanawiam się co sobie myślał mój syn. Co ta wymiana uśmiechów mogła dla niego oznaczać? Może pomyślał „dobrze że jesteś tato, wiem, że mogę na ciebie liczyć”.

Może myślał, że ciągle go obserwuje i nie może się za bardzo powygłupiać?

Może chciał po prostu uzyskać moją akceptację, że to co robi jest dobre, że fajnie bawi się z innymi dziećmi. Może mój uśmiech właśnie tę akceptację mu dawał? A odpowiadając własnym uśmiechem na mój, on również dawał mi sygnał, że wszystko jest w porządku.

Nie mam pojęcia, co te uśmiechy znaczyły dla niego, ale dla mnie były wyraźnym sygnałem, że wszystko jest OK.

Nie jestem pewien czy mam rację, lecz wydaje mi się, że te kilka uśmiechów sprawiło, że obydwaj, tego wieczoru dogadywaliśmy bardzo dobrze, i że obydwaj byliśmy w dobrym nastroju.

Czasem wystarczy się tylko uśmiechnąć.

Pozdrawiam – Sławek

2 Comments

    1. Też tak myslę. Czasem wystarczy nasza obecność i pewność, że rodzic jest gdzieś w pobliżu i , że można zawsze na niego liczyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *