Brrry! Ale zimno!
O! Witajcie drogie dzieci. To znowu ja Trąbal-Bombal. Czy zauważyliście, że nastała już jesień? U nas w Afryce nie jest to tak dobrze widoczne, ale u was owszem. Mój wujek Zenek-Bambaryła mieszka w Polsce i często w swoich listach opisuje mi wspaniałą „Złotą Polską Jesień”. Wujek twierdzi, że to najbardziej kolorowa z pór roku. Ostatnio odszukałem hasło „złota polska jesień” w swojej podręcznej encyklopedii i zobaczyłem tam zdjęcie, na którym widoczne były drzewa z różnokolorowymi liśćmi. Jeszcze nigdy nie widziałem takich liści. Jedne były zielone, inne żółte, jeszcze inne brązowe, a niektóre miały kolor czerwony. Drzewa w Afryce nie są tak kolorowe. To było naprawdę piękne. Kiedy oglądałem tę wspaniałą fotografię zamarzyłem, aby kiedyś zobaczyć „Złotą Polską Jesień” na własne oczy.
I wiecie co się stało? Kilka dni później wujek Bambaryła przysłał kolejny list. Z niecierpliwością czekałem, aż tata Stanisław-Słonisław otworzy kopertę i na głos przeczyta zawartość listu. Tata jednak nie zrobił tego. Po rozłożeniu listu, jedynie przejrzał list od góry do dołu, a potem spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wyciągając kartkę w moją stronę, rzekł:
– To do ciebie, synu.
– Do mnie? – zapytałem zaskoczony, a potem chwyciłem list trąbą.
Szybkim ruchem umieściłem list przed oczyma i z niecierpliwością zacząłem czytać:
„Drogi Trąbalu-Bombalu,
Wiem jak bardzo lubisz podróże i przygody. Wiem również, że dotychczas nie miałeś okazji aby zbyt wiele podróżować po świecie. Otóż zapraszam cię na kilka dni do Polski. W kopercie, oprócz listu znajdziesz również bilet na samolot do Polski. Będę na ciebie czekał na lotnisku. Do zobaczenia za dwa tygodnie.
Pozdrawiam,
Wujek Zenek-Bambaryła.
PS. Ubierz się ciepło, bo w Polsce właśnie nastała jesień.”
Czy możecie w to uwierzyć!? Ja też na początku nie wierzyłem. Dopiero gdy przeczytałem list po raz drugi, a potem trzeci, i kiedy ze wszystkich stron obejrzałem bilet na samolot, dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Wkrótce lecę do Polski. Hurraa!
Dopiero kilka godzin później ochłonąłem z podekscytowania na tyle, aby móc rozsądnie przemyśleć całą tę sytuację. Uświadomiłem sobie, że aby polecieć do obcego kraju znajdującego się na innym kontynencie będę potrzebował paszportu. Od razu pobiegłem aby powiedzieć o tym mamie Kachnie-Grubachnie.
– Tak kochanie, wiemy o tym i już wyrobiliśmy dla ciebie paszport. Oto on. – i mama podała mi czerwoną książeczkę z napisem PASSPORT. W środku znajdowało się moje zdjęcie, imię, nazwisko, oraz inne dane o mnie i o rodzicach.
„A więc rodzice musieli wiedzieć o moim wyjeździe dużo wcześniej” – pomyślałem. –„Tylko dlaczego nic mi o tym nie powiedzieli?”
– Niespodzianka! – powiedziała mama, zupełnie jakby czytała w moich myślach. – Niech to będzie prezent na imieniny, dobrze?
– Dziękuję wam! – wykrzyknąłem i wtuliłem głowę pod maminą trąbę.
Wróciłem do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku i znów pogrążyłem się w myślach związanych z wyjazdem. Zastanawiałem się jak to jest lecieć samolotem przez tyle godzin. Uświadomiłem sobie, że będziemy lecieć tak wysoko, iż wzbijemy się ponad chmury. Kiedy wyjrzę przez okienko zamiast ziemi zobaczę góry i doliny utworzone z bialutkich obłoków. Od razu pomyślałem, że ten widok okaże się zachwycający.
Rozmyślając o lataniu zasnąłem. Przez całą noc śniło mi się, że latam w przestworzach. Czasem we śnie latałem samolotem i wyglądałem przez malutkie okienko. Z trąbą przyklejoną do szybki przyglądałem się wszystkiemu dookoła. A czasem wydawało mi się, że we śnie jestem ptakiem i szybuję pośród obłoczków. To było wspaniałe. Byłem wolny. Sam decydowałem, w którą stronę chcę lecieć i z jaką prędkością. Ścigałem się z ptakami i przelatywałem przez sam środek puchatych obłoczków. W końcu jednak nastał kolejny dzień. Sen się zakończył i trzeba było wstawać.
Zaraz po przebudzeniu znów zacząłem myśleć o swojej podróży. Przypomniałem sobie, że w liście wujek napisał abym się ciepło ubrał bo w Polsce zaczęła się jesień.
„Zobaczę „Złotą Polską Jesień”!” – pomyślałem, a zaraz potem trochę się zmartwiłem. „Co to znaczy, ubrać się ciepło?” – I znów sięgnąłem do swojej podręcznej encyklopedii. Wyczytałem w niej, że jesienią w Polsce temperatury mogą spaść nawet poniżej zera stopni Celsjusza.
„Brryy! Co się zakłada, kiedy panuje taki ziąb?” – zastanawiałem się przez chwilę. I znowu z pomocą przyszła mi moja podręczna encyklopedia. Wyczytałem w niej, że najlepsze na taką pogodę są wełniane czapki i szale. Odnalazłem też prosty sposób na to, aby taki szal i czapkę zrobić. Wystarczyło wziąć wełnę i dwa druty i można było samemu zrobić takie ciepłe ubrania.
Znalezienie wełny w naszym domu nie było proste, ale w końcu się udało. Z drutami poszło jeszcze łatwiej. Przed południem rozpocząłem swoje pierwsze próby „robienia na drutach”. Początkowo nie szło mi to zbyt zgrabnie. Jednak z każdą minutą nabierałem wprawy. Kilka razy pomyliłem się i musiałem sporą część pracy spruć i zacząć od nowa. Jednak po pewnym czasie nauczyłem się jak należy to robić. Szło mi tak dobrze, że już pod wieczór miałem gotową czapkę, a tuż przed spaniem zacząłem robić szalik.
Teraz jestem przygotowany na najgorsze. Mogę śmiało lecieć do Polski, zobaczyć „Złotą Polską Jesień” i wujka Zenka-Bambaryłę. Już się nie mogę doczekać. Wydaje mi się, że te dwa tygodnie oczekiwania na wyjazd, to będzie najdłuższy okres mojego życia.
Życzę wam kolorowych snów i do zobaczenia wkrótce.
Wasz ulubiony słoń Trąbal-Bombal.