Ta historia mną wstrząsnęła. Poczułem, że i Ty musisz ją poznać. Oto ona:
„Jest piątek. Marek jest młodą osobą, która dostała wymarzoną po studiach posadę asystenta w prestiżowej kancelarii prawniczej. Z uwagi na to, że praca nie jest jego jedynym zajęciem (ma też dziewczynę, którą bardzo kocha), ma plan na jutrzejszy wieczór. Przemyślał to bardzo szczegółowo. Otóż Marek zamierza w sobotni wieczór poprosić swoją dziewczynę o rękę.
Spotykają się już 3 lata i kochają się na zabój. Zarezerwował stolik w hiszpańskiej restauracji (to jej ulubiona), kupił pierścionek zaręczynowy i zapłacił za niego fortunę jak na jego kieszeń. W sumie zarabia nieźle, dlatego też zaciągnął kredyt na mieszkanie, w którym mieszka. Czyli jest wszystko jak należy: uwił gniazdko, ma pracę i ukochaną dziewczynę, która na pewno powie „tak”. Marek właśnie kończy pracę. Jest 16:45, więc jeszcze tylko ostatnie wiadomości w skrzynce pocztowej: wysłać 2 listy drogą elektroniczną i do domu, przed nim wspaniały weekend…
Czy aby na pewno?
Wysyła pocztę, ogarnia biurko, dzwoni potwierdzić rezerwację stolika, żeby upewnić się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Odkłada telefon i słyszy dźwięk nadchodzącej poczty email. Otwiera skrzynkę i to, co widzi, zupełnie powala go z nóg.
[…]Marek przeczytał wiadomość, która zupełnie zmieniła jego koncentrację. Wizja wspaniałego wieczoru zamieniła się w wizję braku przyszłości. Nie był to email od dziewczyny, tylko od adresata, któremu wysłał wiadomość przed chwilą. Otóż przez roztargnienie pomylił adresy i wysłał wiadomość zawierającą plan działania obrońcy do prokuratora. Wiadomość, którą odebrał, brzmiała w jego głowie: „Dziękuję, Panie Marku, za to, co Pan (myślę, przez przypadek) zrobił. Pomoże nam to wygrać bez większych problemów. Te same podziękowania przesłałem do Pańskiego szefa. Odczyta to pewnie w poniedziałek w dzień rozprawy. Jeszcze raz wielkie dzięki”.
Patrzył w monitor jakiś czas, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Jego 134 bity z każdą sekundą nabierały coraz większej szybkości, generując coraz to nowe obrazy pod tytułem utrata pracy, brak możliwości spłaty zaciągniętego kredytu, utrata mieszkania, szyderczy śmiech współpracowników i szał prezesa. Zobaczył zwolnienie dyscyplinarne, po którym już nigdzie nie znajdzie pracy w tym zawodzie. To wszystko zawierało w sobie wewnętrzny krzyk rozpaczy, a odczucia, jakie się pojawiły, bombardowały całe ciało i cięły je od góry do dołu. Nie było już wizji zaręczyn. Nie było nic… Marek wiedział, że zamyka się najbardziej istotny etap w jego życiu i zamienia się w czarną plamę bez najmniejszej odrobiny nadziei. Wiedział, że szefa nie ma już w biurze i że wróci w poniedziałek rano zabrać papiery. Zabrał swoje rzeczy i pojechał do domu.
Jest piątek godzina 18:30. Co robić?
[…] Marek wrócił do domu …
[…] Pomijając fakt, że niemalże spowodował 2 wypadki w drodze do domu, na szczęście wrócił w jednym kawałku.
Wchodząc do mieszkania, nie miał siły kompletnie na nic. Był w swoim tu i teraz, które w jego rzeczywistości było tam — w poniedziałek… Usiadł w fotelu i siedział tak, nie zwracając uwagi na czas, który płynął. W takich sytuacjach mija on zupełnie inaczej. Wstał i nalał sobie pierwszego drinka z butelki, którą dostał na urodziny 3 lata temu. Nie pił mocnych trunków w ogóle, ale tym razem zmienił swoje podejście diametralnie, bo nalał sobie do krawędzi szklanki. Po trzeciej szklance jego oszukany świat wyglądał trochę inaczej. Wybrał toksyczne znieczulenie, żeby zapomnieć, ale każdy kolejny łyk działał odwrotnie. Obudził się następnego ranka w tym samym miejscu, w którym kończył drinka, ubrany. Ból głowy był tak potężny, że mruganie powiekami odczuwał jak walenie młotem. Natychmiast wrócił do swojej wczorajszej wizji i stworzył komplet — totalna masakra. Snuł się po domu przez jakiś czas, w jego telefonie migało 12 połączeń nieodebranych i kilka SMSów od dziewczyny. Wyłączył go i rzucił w kąt, po czym nalał sobie kolejnego drinka. Była sobota. Jeszcze 2 dni męki przed „straceniem”. Tak to oceniał. Dzisiaj miał być najpiękniejszy wieczór w jego dotychczasowym życiu, a okaże się, że spędzi go sam z kończącą się butelką, nieogolony, z dudniącą myślą w głowie „dlaczego ja?”.
[…] Marek zapytał tego wieczoru: „Dlaczego ja?” i dostał odpowiedź, która zbudowała w jego głowie obraz zakończenia nie tylko pracy, ale również związku ze swoją dziewczyną. Jego emocje podpowiadały mu jak zaklęte, że nie jest jej wart, jeśli nie może zapewnić jej przyszłości. Tego wieczoru również zasnął w fotelu i obudził się w niedzielę pełen żalu i wstydu. Wiedział, że już jutro, kiedy wróci do biura, będzie wezwany do przełożonego. Widział swoją jutrzejszą przyszłość jako niezwykle kolorowy obraz i wykreował w sobie tak negatywne emocje, że nie mógł normalnie funkcjonować. Po niedzieli nadszedł ten ranek. Obudził się o 5:00 i chociaż chciał zasnąć, nie dawał rady, serce biło bardzo mocno i bardzo szybko. Zostały 4 godziny do „wyroku”. To były najdłuższe godziny w jego całym życiu, mijały i mijały… O 8:00 zdobył się na wysiłek i wziął wreszcie prysznic. Ogolił się i przebrał. Wyszedł z domu i w drodze do biura chciał tylko tego, żeby ten koszmar się skończył. Nie był w stanie myśleć racjonalnie, nie zwracał uwagi na rozwiązania, możliwości wyjścia z tarapatów, poddał się na całej linii. Podjechał pod gmach i zaparkował samochód. Rozglądał się, tak jakby już wszyscy wiedzieli o jego piątkowej megawpadce. Mijał znajomych na parkingu, a kiedy wszedł do swojego biura, jego oczom ukazał się widok szokujący.
[…]Kiedy wszedł do biura, zobaczył na biurku kopertę. Powiesił płaszcz na wieszaku, usiadł w swoim fotelu i patrzył na nią jakieś 10 minut. Za każdym razem, kiedy wyciągał rękę i miał wziąć kopertę do ręki, cofał się, jakby miała go oparzyć. W jego głowie znowu zrodził się obraz, że w kopercie jest wypowiedzenie dyscyplinarne z pracy, a z takim kwitkiem nie znalazłby pracy w tym zawodzie… Wreszcie otworzył kopertę, w środku była kartka złożona na 4 części. Otworzył ją bardzo powoli. Czas zatrzymał się ponownie. Na papierze firmowym było napisane…
[…] Kiedy Marek rozłożył kartkę, którą znalazł na biurku, przeczytał informację od sekretarki prezesa. Odręcznym pismem napisana była wiadomość: „Prezes oczekuje Pana punktualnie o 12:00 w swoim gabinecie”. Marek znieruchomiał, tak jakby wcześniej miał nadzieję, że nikt się nie dowie i wszystko może być jak dawniej. Marzył o tym, żeby miał możliwość cofnąć czas i zrobić to, co zrobiłby w piątek inaczej, bardziej skoncentrowany. Wciąż bił się z myślami, pogodzony ze swoim losem, który miał się dopełnić dokładnie za 2 godziny. Te 2 godziny trwały bardzo długo, nie mógł skupić się absolutnie na niczym poza temperowaniem ołówków do samego końca.
Godz. 11:00.
Praca, którą wykonywał każdego dnia, wszystkie obowiązki, widział jak przez mgłę. Nie mógł zebrać myśli, a w jego głowie wciąż narastała pewność tego, że zostanie zwolniony, dlatego nie angażował się w pracę, bo nie miało to już dla niego żadnego sensu.
Godz. 11:20.
To niesamowite, jak wolno potrafi biec minuta. Z całych sił starał się powstrzymać drżenie rąk i pogłębić oddech, jednak czarne myśli nie pozwalały mu na to. Siedział skulony przy swoim biurku i czekał na wyrok.
[…]
Godz. 11:55
Marek wychodzi ze swojego biura i podąża wolnym krokiem do gabinetu szefa. Mija wąski korytarz, na końcu którego widzi drewniane drzwi z okrągłą klamką. Każdy kolejny krok sprawia, że jego obawy narastają, a korytarz wydaje się coraz bardziej wąski. Dochodzi do drzwi i puka. Słyszy: „Proszę bardzo”. Otwiera je i wchodzi do przedsionka, gdzie siedzi sekretarka prezesa. Patrzy na niego smutnym wzrokiem. Lubi Marka i wie już, co się stało: „Usiądź, Marku, powiem prezesowi, że już jesteś…” — powiedziała szeptem, za którym kryło się coś jakby odczucie ostatniej rozmowy. Puka do kolejnych drzwi i otwiera je. Zza nich wpada poranne światło. Marek odczuwa już obecność prezesa i słyszy jego głos: „Niech wejdzie”. Marek wstaje i ma wrażenie, że pozostało mu tylko kilka kroków do miejsca, w którym nigdy nie chciał się znaleźć. Wchodzi do środka, mijając sekretarkę jakby w zwolnionym tempie. Jej wzrok mówił niemal wszystko, a on właśnie teraz godził się z losem. Zamknął za sobą drzwi i zobaczył obrócony tyłem do niego ogromny fotel prezesa, a znad niego unoszący się pachnący dym fajki.
— Dzień dobry — wymamrotał Marek.
Wtedy fotel zaczął się obracać. W oczach prezesa widać było coś dziwnego. Tak jakby spokój i uśmiech. Marek nie wiedział, czy jest to oznaka zadowolenia z podjętej decyzji o zwolnieniu, czy może pokaz władzy i siły tego potężnego mężczyzny, który dzięki swojej mądrości doszedł do wielkich pieniędzy.
— Słyszałem, co się stało — zabrzmiał pewny, lekko zachrypnięty głos prezesa.
— Przepraszam — szepnął Marek, poszukując na wielkim biurku kartki papieru z napisem „wypowiedzenie”.
Prezes patrzył na niego wnikliwie, pykając fajkę. Ta chwila, która w rzeczywistości trwała kilka sekund, była dla Marka najdłuższą z możliwych. Po niej właśnie prezes wstał z fotela i patrząc na zdjęcia powieszone na ścianie gabinetu, uśmiechnął się do siebie, podchodząc do jednego z nich, na którym był w wieku Marka.
— Pamiętam tamten dzień bardzo dokładnie. Pracowałem wtedy w jednej z najlepszych kancelarii jako asystent. Wtedy nie było jeszcze takiej technologii jak dzisiaj. Nie mieliśmy komputerów, internetu… Zrobiłem wtedy coś, co… — przerwał i znowu zaczął pykać swoją fajkę, uśmiechając się do siebie.
Marek nie wiedział, czy poradzi sobie ze świadomością, że musi utrzymać się na nogach. W jego głowie trwała walka pomiędzy ciekawością i niecierpliwością. Tak jakby coś w jego głowie krzyczało na całe gardło: „Niech się to już skończy!”.
— Zrobiłem wtedy — ciągnął prezes — dokładnie to samo co ty. Pomyliłem koperty… — zaśmiał się głośno. — Stałem wtedy tak samo w gabinecie mojego prezesa i wydaje mi się, że wiem, co się teraz dzieje w twojej głowie.
— Hm… — wydobył z siebie Marek.
— Tamtego dnia usłyszałem coś, co usłyszysz teraz ty ode mnie — powiedział pewnym głosem, skupiając się tylko na Marku, przeszywając go wzrokiem, który miał w sobie coś nieprawdopodobnie ciekawego i przyjacielskiego. — Wiem, że zrobiłeś to przez nieuwagę. Podejrzewam, że ten weekend był dla ciebie czasem, który ciężko opisać. Przede wszystkim wiem, że od tej pory będziesz najbardziej uważnym i zaangażowanym asystentem. I jestem niemal przekonany, że dzięki temu kiedyś możesz zająć moje miejsce w fotelu prezesa. Wracasz do gry, Marku. Działamy!”
Historia ta pochodzi z najnowszej książki Mariusza Szuby, zatytułowanej „Łatwa trudność zROZUMienia” (więcej informacji na temat tej książki znajdziesz tutaj).
Czy i ty miewasz w życiu takie weekendy? Czy i ty popełniłeś w życiu błąd, który sprawił, że twoja wizja przyszłości wywróciła się o 180 stopni?
Jeśli chcesz rozwiązać swoje problemy emocjonalne, jeśli chcesz dowiedzieć się jak radzić sobie w sytuacjach ekstremalnych, sięgnij po najnowszą książkę Mariusza Szuby „Łatwa trudność zROZUMienia.
Życzę miłej lektury
Sławek Żbikowski
PS. Jeśli historia Marka nie przekonała Cię do nabycia książki Mariusza Szuby, pozwól, że dam Ci jeszcze jedną szansę na to abyś mógł zimnić zdanie.
Oto specjalnie dla Ciebie, darmowy fragment książki „Łatwa trudność zROZUMienia”, do ściągnięcia TUTAJ.
One Comment