Czy zauważyliście może, jak niewiele czerpiemy z mądrości, jaką w swoim życiu stosują nasze dzieci? A może jesteśmy tak zadufani w sobie, że nie potrafimy przyznać, że dzieci mogą być w pewnych sytuacjach życiowych mądrzejsze od nas, dorosłych. A może jednak warto przyjrzeć się naszym pociechom trochę bliżej. Dostrzec tę mądrość i może się od nich czegoś nauczyć.
Na jednym ze spotkań Klubu Ludzi Sukcesu, mój znajomy opowiadał pewną historię, która mu się przydarzyła. Otóż, pewnego razu, będąc w dołku psychicznym snuł się po mieście zupełnie bez celu. Szedł i rozmyślał, jakie ciężkie jest jego życie. I tak idąc, w pewnym momencie zobaczył tłum gapiów. Zainteresowany tym, co się tam dzieje podszedł bliżej. Będąc jeszcze dość daleko usłyszał przeraźliwe dźwięki, których nawet przy dużym wysiłku woli nie nazwałby muzyką. Tym bardziej zainteresował się, skąd tak wielkie zainteresowanie przechodniów. Gdy podszedł bliżej i zdołał się przepchnąć przez tłum gapiów, ujrzał człowieka grającego na niewielkim keyboardzie. Jednak człowiek ten nie miał rąk i grał samymi kikutami sterczącymi mu z ramion.
Sytuacja ta go zaskoczyła tak bardzo, że stał tam jak wryty. Słuchał dźwięków wydobywających się z instrumentu i obserwował. Machinalnie włożył też dolara (sytuacja ta miała miejsce za granicą) do koszyka grajka, a ten podziękował mu tak serdecznie jakby to był banknot o nominale stokrotnie wyższym. Znajomy stał tam nadal, aż doszedł do wniosku, że najbardziej zdziwiony był tym, ile radości miał w sobie ten człowiek. Pozbawiony rąk, ale tryskający radością życia.
W końcu, gdy już wszyscy się rozeszli. Grajek przestał grać, a mój znajomy nadal stał i gapił się na tego człowieka. Tamten spojrzał na niego i zapytał:
– Czym się martwisz?
– Sam nie wiem, jakoś mi się nie układa – odpowiedział mój znajomy.
– Chodź ze mną to coś ci pokażę.
I poszli. Znajomy pomógł tamtemu wgramolić się na wózek inwalidzki i ruszyli. Gawędzili na różne tematy, aż w końcu dotarli nad morze. Był ciepły wieczór, na plaży i w wodzie, głośno hałasując, bawiły się dzieci. Dzieci te były w różnym wieku, miały różne kolory skór. Jednak nie przeszkadzało im to w dobrej zabawie. Śmiały się krzyczały do siebie nawzajem.
– Spójrz na nie jak niewiele im potrzeba do szczęścia. Nie przeszkadza im to, że ich kolega ma inny kolor skóry, czy wygląda inaczej. Cieszą się tym co mają. Są szczęśliwe gdyż akceptują świat takim, jakim go widzą. Nie stwarzają sobie niepotrzebnych problemów. Bierz przykład z Tych dzieci i przestań się zamarwiać.
Zastanówcie się jak wielka mądrość zawarta jest w słowach tego niepełnosprawnego człowieka. Często myślimy, że nasze życie jest pasmem nieszczęść, że nic nam się w życiu nie układa, że bliska nam osoba odchodzi, czy po prostu nas nie rozumie. Czy to są naprawdę powody do załamania się, czy to są powody do tego, aby powiedzieć sobie, że jesteś „do niczego”? Czy naprawdę masz zamiar się użalać się nad sobą, przez resztę swojego życia?
Oczywiście, że nie! Co w takim razie robić? Jak to co? Weź przykład z tego jakże mądrego człowieka. Czy twoje problemy są naprawdę większe niż radzenie sobie bez obydwu rąk? Czy uważasz, że masz większego pecha niż on? Może i tak. Może straciłeś kogoś bliskiego, może przeżyłeś jakieś nieprzyjemne chwile i ciężko Ci się pozbierać.
Zastanów się jednak nad postawą tego człowieka. Na pewno było mu ciężko, a jednak jego postawa świadczyła o tym, że pogodził się z losem i czerpał z życia to, co najlepsze. Co więcej, potrafił swoim optymizmem zarażać innych. On wziął przykład z dzieci. Potrafił dostrzec ich mądrość i wykorzystać ją.
Czy i Ty, nie chciałbyś spojrzeć bardziej optymistycznie na świat? Czy i Ty nie chciałbyś odbić się od dna, zostawić go daleko pod sobą i wyskoczyć najwyżej jak to tylko możliwe? Odetchnąć świeżością szczęśliwego życia.
Każdy z nas może (a nawet powinien) wziąć przykład z dzieci, które tak niewiele potrzebują do szczęścia. Wziąć przykład z dzieci, które w naturalny sposób potrafią czerpać radość z życia.
Przytoczę tu również kolejny przykład, o którym opowiadała mi moja babcia.
Rzecz miała miejsce wiele lat temu, gdy jeszcze na świecie nie było moich rodziców. W pewnej wiejskiej rodzinie, dzieci bawiły się na podwórku. Rodzice byli zapracowani, więc dzieci, jeśli nie były jeszcze na tyle duże, aby pomagać w gospodarstwie, musiały zajmować się same sobą. I tak, pewnego dnia dwóch małych chłopców bawiło się na podwórzu i wypatrzyli kosę. Postanowili sprawdzić jak działa to urządzenie. Starszy z nich zamachnął kosą i uciął nogę swojemu młodszemu bratu. Była to wielka tragedia. Matka przez wiele miesięcy płakała po nocach rozpaczając nad tragedią swojego dziecka. Co najciekawsze, najszybciej z całą sytuacją pogodził się sam poszkodowany. Chłopiec dorastał i dorósł do wieku szkolnego. Rodzice wielkimi staraniami załatwili chłopcu sztuczną protezę. Nie uwierzycie jak bardzo chłopiec ten ucieszył się z tej drewnianej nogi. Biegał dookoła i wykrzykiwał na cały głos: „mam nową nóżkę”. Każdy z dorosłych obserwujących tę scenę mimo olbrzymiego wzruszenia zastanawiał się, z czego ten chłopiec się tak cieszy – przecież to nie to samo, co prawdziwa noga. A jednak, dla niego była to jedna z najwspanialszych chwil w życiu. Mógł znowu poczuć się jakby miał obydwie nogi.
Jeszcze raz to podkreślę – dzieci potrzebują do szczęścia bardzo niewiele. I dlatego powinniśmy brać z nich przykład. Niech te dwie historie będą dla was obrazem tego, jak niewiele potrzeba do szczęścia i jak przyziemne są problemy, które powodują nasze złe samopoczucie, które wywołują w nas frustracje i często prowadzą do załamań nerwowych. Czy naprawdę warto się aż tak przejmować? Może wystarczy wziąć przykład z dzieci. Obserwujmy je i uczmy się.
Pozdrawiam gorąco – Sławomir Żbikowski
One Comment