Dzisiejszej nocy kilka razy wstawałem do swojego młodszego syna. Kwilił przez sen, lub wręcz budził się z płaczem. „Miałem zły sen!” narzekał po przebudzeniu.
Początkowo przytulałem go mocno i zapewniałem o tym, że w domu jest bezpieczny; o tym, że ja jestem w pokoju obok i pojawię się przy jego łóżku, za każdym razem gdy będzie działo się coś niedobrego. Po kolejnym jednak razie zacząłem się niepokoić. Chciałem podbudować jego wiarę w to, że zły sen nie wróci. Sprawić, aby zasnął i już więcej nie budził się z płaczem. Łatwo jednak pomyśleć, a gorzej wykonać, zwłaszcza w środku nocy, gdy samemu również zostało się wyrwanym ze snu.
Wpadłem na pewien pomysł: „Masz tu swoją foczkę (jeden z ulubionych pluszaków)” – powiedziałem. – „Ona odgania złe sny i przywołuje takie, które są ładne i kolorowe”. Ta metoda nie podziałała.
Kolejny pomysł: „Aniele boży stróżu mój…” – pomyślałem, że może w ten sposób damy radę, ale nie poskutkowało.
W końcu trzecie podejście – tym razem podszedłem do sprawy bardziej rozsądkowo. Postanowiłem, że nie będę zapewniał syna, iż kolejne złe sny nie wrócą. „Co ci się przyśniło?” – zapytałem. „Smok, który cały się palił!”. Chwila zastanowienia i przyszła mi do głowy taka opowiastka:
„Jeśli możesz to spróbuj sobie przypomnieć tego smoka. A teraz, gdy już go widzisz, zrób kroczek w jego kierunku. Co to smok wyraźnie się zmniejszył. Robisz kolejny krok, a on znowu się zmniejsza. Idziesz w jego kierunku, a z każdym krokiem smok robi się coraz mniejszy i mniejszy. A gdy już jesteś tuż przy nim, okazuje się, że jest malutki niczym iskierka. Taki mały, że aby go zagasić wystarczyłaby jedna kropelka wody. Tak się składa, że masz w ręku gąbkę, którą moczysz w wodzie i wyciskasz z niej wodę wprost na smoka. Wyciekająca z gąbki woda utworzyła malutką kałużę, a ognisty smok zamienił się w malutką kijankę. Nagle nad kałużą zerwał się wiatr i przywiał malutką białą chmurkę. Chmurka rosła i rosła, aż stała się chmurką deszczową i zaczął z niej padać deszcz. Deszcz padał i padał, aż kałuża zamieniła się w malutki staw. Usiadłeś na brzegu stawu i obserwowałeś jak kijanka w nim pływa, jak rośnie i rośnie. Aż w końcu z kijanki wyrosła malutka zielona żabka. Ale nie taka zwykła żabka – to była, księżniczka zamieniona w żabkę. Żabka poprosiła cię, abyś ją pocałował, a wtedy znów stanie się księżniczką. Wziąłeś ją więc do ręki, zrobiłeś dzióbek z ust i zbliżyłeś je do łapki żabki. W końcu ją pocałowałeś. Dokoła pojawiły się jakby kolorowe fajerwerki i nagle żabka zamieniła się w księżniczkę. Księżniczka była piękna – była najpiękniejszą dziewczynką, jaką spotkałeś. I zaraz się w sobie zakochaliście. Wzięliście się za rączki i poszliście do piaskownicy, aby się pobawić. Tam zbudowaliście zamek z piasku, bo książę i jego księżniczka muszą mieć zamek, aby mieć gdzie mieszkać. A w zamku już krzątała się służba: ogrodnik pielęgnujący wspaniałe ogrody, kucharka gotująca pachnące potrawy, lokaj ubrany w czarny garnitur i sprzątaczka biegająca z piórkową miotełką służącą do wycierania kurzu. Ciekawe kto jeszcze mógłby znaleźć się w tym zamku?” – zapytałem na zakończenie.
„Pies” – odpowiedział mój syn, a chwilę potem dodał – „Tato, możesz już wrócić do siebie”.
Tej nocy jeszcze raz zdarzyło się, że syn zakwilił przez sen, ale już bez budzenia się. Wystarczyło, że pogłaskałem go po głowie i pocałowałem w czółko.
Myślę, że był to dosyć oryginalny sposób radzenia sobie z dziecięcymi koszmarami, ale najwyraźniej poskutkował. Mam nadzieję, że taka noc się więcej nie powtórzy.