To był pracowity dzień Wróbelka Pióreczko. Wstał bardzo wcześnie, wyszykował się, zjadł śniadanie i czym prędzej ruszył do lasu. Tego dnia nie zamierzał spotykać się ze swoimi przyjaciółmi Króliczkiem Kicusiem i Wiewióreczką Puszysią. Tego dnia nie zamierzał udać się do Krasnala Barnaby, aby posłuchać jednej z jego bardzo ciekawych opowieści. Tego dnia Pióreczko umówił się ze swoim Tatą, że będą zbierali ziarenka, aby zgromadzić zapasy na całą zimę.
Pióreczko leciał jakiś czas, aż w końcu dotarł na skraj lasu. Wylądował w pobliżu Wielkiego Dębu. Znał to miejsce doskonale, przecież prawie co dzień spotykał się tu z przyjaciółmi. To właśnie tu spędzał całe godziny na zabawie i wędrówkach. Tym razem jednak zamiast się bawić, zabrał się od razu do pracy. Tuptał po lesie, przeskakując z jednego opadniętego z drzew liścia na kolejny. Od czasu do czasu grzebał swymi pazurkami w leśnej ściółce, odsłaniając mech lub trawę. Przez cały czas uważnie się rozglądał wypatrując pysznych ziarenek. W lesie było ich dosyć dużo, więc co chwilę schylał się, aby złapać dziobkiem ziarenko i wrzucić je do worka przywiązanego do pasa. Raz schylał się po ziarenka pszenicy, innym razem po nasiona słonecznika, jeszcze potem natknął się na duży zapas nasionek dzikiego lnu. Kiedy odszukał pozostawioną przez ludzi, niedojedzoną kolbę kukurydzy, był wniebowzięty. Z wielkim zapałem wydziobywał kolejne ziarenka i wrzucał do worka. Przemierzał las, krok za krokiem, zbierał ziarenko za ziarenkiem, ziarenko za ziarenkiem. A tym czasem mijała minuta za minutą, godzina za godziną. W końcu Wróbelek tak bardzo znużył się tą pracą, że postanowił wracać do domu. Nie chciał jednak zawieść taty, więc zamiast od razu wzbić się w powietrze i pofrunąć do domu, postanowił, że będzie szedł nadal przez las i zbliżając się do domu, nadal będzie wypatrywał kolejnych nasion.
Jak postanowił, tak też zrobił. Szedł coraz wolniej, powłócząc swymi zmęczonymi łapkami. Znajdywał jeszcze jakieś ziarenka, a to nasionko owsa, a to pestka jabłka, a to uschnięta makówka wypełniona po brzegi malutkimi czarnymi nasionkami. Z każdym krokiem był coraz bardziej zmęczony. Z każdym krokiem jego powieki stawały się coraz cięższe, a oczy same się zamykały. W końcu, całkiem wyczerpany Wróbelek dotarł do Wielkiego Dębu, gdzie postanowił chwilę odsapnąć. Usiadł pod drzewem, aby odzyskać siły, jednak z każdym oddechem stawał się coraz bardziej senny. Zmęczone łapki nareszcie mogły wygodnie ułożyć się na mięciutkiej i cieplutkiej wyściółce z mchu i liści. Wróbelek wtulił się cały w to prowizoryczne posłanie. Poczuł się jakby właśnie leżał pod puchową kołderką, co sprawiło, że stał się jeszcze bardziej senny niż dotychczas. Ziewnął, rozmyślając o pracowitym dniu, który właśnie dobiegał końca, poklepał skrzydełkiem pełny worek ziarenek i odpłynął w krainę snów. Przez sen rozmyślał o wspaniałych przysmakach, które mama przyrządzi zimą z zebranych przez niego ziarenek.
A teraz moje drogie dzieci, postarajcie się być cichutko, aby przypadkiem nie obudzić naszego sympatycznego przyjaciela. Nie wierćcie się za nadto w swoich łóżeczkach, aby nie nadepnąć przypadkiem na jakąś zbłąkaną gałązkę, której złamanie mogłoby wyrwać zmęczonego Wróbelka Pióreczko ze snu. Życzę wam tych samych kolorowych snów, które właśnie przeżywa nasz malutki leśny śpioch.