Tajemnice przyszłości

Cześć dzieciaki! Zgadnijcie kim jestem!

… Skąd wiedzieliście, że to ja, słoń Trąbal-Bombal? Pewnie podglądaliście, albo… A może wy umiecie przewidywać przyszłość i już od dawna wiedzieliście, że o to zapytam? Przyznajcie się. Znacie przyszłość, czy nie?

A właśnie, skoro już mówimy o przewidywaniu przyszłości. Wiecie jaki mamy dziś dzień? Dzisiaj są Andrzejki. W związku z tym w szkole mieliśmy dziś zabawę andrzejkową z prawdziwymi wróżbami i przepowiadaniem przyszłości.

Wszystko zaczęło się już od samego rana. Każdy z nas przyszedł do szkoły ubrany odświętnie. Pani Mesia-Kochasia sprawdziła listę obecności, a potem poprosiła najsilniejszych chłopaków, w tym również mnie, abyśmy poprzesuwali ławki i krzesełka pod ścianę. W ten sposób na środku klasy utworzyła się duża wolna przestrzeń – w sam raz do tańczenia. Potem Pani poprosiła żyrafy Łatkę-Kanciatkę oraz Rogasia-Szyjasia, aby zakleili okna dużymi arkuszami szarego papieru. Zaraz w klasie zrobiło się nastrojowo. Pani Mesia zapaliła lampkę, która świeciła na niebiesko i w całej klasie wszystko zrobiło się niebieskie nawet ja i moja trąba i nawet moje zawsze białe kły. Potem pani włożyła do magnetofonu płytę i włączyła muzyką.

Przez chwilę nic się nie działo. Wszyscy staliśmy pod ścianą i przyglądaliśmy się na pusty parkiet. Nikt nie chciał zacząć tańczyć jako pierwszy.

Wtedy Pani zatrzymała muzykę i powiedziała:

– Jeśli nikt nie ma ochoty na tańce, to może wrócimy do normalnych lekcji?

I wszyscy rzuciliśmy się na środek sali, aby zacząć podrygi. Chwilę potem każdy bawił się na całego. Możecie mi nie wierzyć, ale ja także kręciłem piruety, skakałem, wirowałem i podrygiwałem niczym fretka, a nie gruboskórny słoń. Aż cała szkoła drżała w posadach. Kiedy pani puściła rock and roll’a, a ja zacząłem swój taniec wygibaniec, w oknach zatrzęsły się wszystkie szyby. W końcu pani dyrektor, która jest nosorożcem, wparowała do naszej klasy z krzykiem:

– Dosyć! Dosyć! Cała szkoła się wali! Tynk odpada od sufitu! Dosyć!

No i w ten sposób nasza dyskoteka dobiegła końca. Trochę szkoda, ale na szczęście nie wróciliśmy do normalnych lekcji. Pani Mesia powiedziała, że według tradycji, w andrzejki można sobie powróżyć i poznać swoją przyszłość.

Pani pokazała nam jak się wróży z kart i każdemu wywróżyła, czy zda do kolejnej klasy i wiecie co? Już wiadomo, że wszyscy zdamy.

Potem dziewczyny ustawiały swoje buty w długą linię, aż do drzwi i której but jako pierwszy dotknął drzwi, ta miała jako pierwsza wyjść za mąż. Wygrała Łatka-Kanciatka, a potem się chwaliła tym przed wszystkimi i mówiła: „a ja jako pierwsza się ożenię, już chyba muszę zacząć szukać sobie chłopaka…” I tak gadała i gadała bez końca, jakby ją ktoś nakręcił.

Mnie jednak najbardziej podobała się wróżba z laniem wosku. W niewielkim rondelku podgrzewaliśmy wosk, aby się rozgrzał, potem braliśmy w jedną łapę klucz, a w drugą rondelek i wylewaliśmy wosk do zimnej wody, tak aby przeleciał przez oczko od klucza. Wosk wpadając do wody natychmiast zastygał przybierając w przedziwne kształty. Potem każdy wyławiał swój dziwaczny kształt z wosku i przystawiał do lampki. Pani powiedziała, że patrząc na cień, jaki na ścianę rzuca utworzona podczas wróżenia woskowa figurka, można odgadnąć co nas czeka w przyszłości.

Rysio-Gumisio najdłużej ze wszystkich oglądał cień swojej figurki. A to dlatego, że z której strony by nie patrzył, za każdym razem wychodził mu krokodyl i to z wielgaśnymi zębiskami. Śmiałem się z niego i pocieszałem mówiąc:

– Ale sobie narzeczoną wywróżyłeś.

– Ciekawe co tobie wyjdzie, mądralo!? – odparował mój najlepszy kumpel.

No i rzeczywiście, kiedy oglądałem cień swojej figurki, od razu pomyślałem, że mnie także wywróżyła się narzeczona. Co prawda myślałem, że to Mesia-Kochasia, będzie moją narzeczoną, bo wszyscy chłopcy kochali się w naszej Pani, a tymczasem cień, który ujrzałem na ścianie miał wyraźną trąbę i dwa niewielkie kły. „Czyżbym miał poznać jakąś sympatyczną słoninkę?” – pomyślałem cały się czerwieniąc. – „Nie to nie możliwe. W naszej okolicy nie ma drugiej rodziny słoni, oprócz mojej. Więc te całe wróżby to jakaś bujda.”

Zachowałem swój kawałek wosku na pamiątkę. I chociaż nie wierzę, aby moja wróżba miała się kiedykolwiek spełnić, to jednak w głębi serca, czuję, że byłbym naprawdę szczęśliwy, mając koleżankę słonicę w moim wieku. To byłoby znacznie przyjemniejsze od zabaw ze swoja młodszą siostrą, która ledwo co wyrosła z pampersów.

A z drugiej strony, to czy naprawdę chciałbym znać swoją przyszłość? Chyba jednak nie . Świat jest znacznie piękniejszy, kiedy zaskakuje mnie na każdym kroku.

Pozdrawiam was gorąco,

Trąbal-Bombal.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *